Angelina Jolie zaskoczyła świat (i jak się okazało także Brada Pitta) decyzją o zakończeniu małżeństwa. Od początku o problemy oskarżała byłego wkrótce męża. W mediach pojawiły się informacje, że aktor miał być wobec dzieci agresywny, nie radził sobie z własnymi emocjami, a nawet miał zażywać narkotyki. Jolie całkowicie odcięła Pitta od dzieci, a jego jedyne spotkanie z nimi odbyło się w obecności terapeutów.
Choć śledztwo wykluczyło, by Brad zachowywał się niewłaściwie, a w jego krwi nie stwierdzono żadnych niedozwolonych substancji, Angelina nie zamierzała się ugiąć. Batalia zakończyła się podpisaniem ugody, która, delikatnie mówiąc, nie jest zbyt korzystna dla aktora. Wygląda na to, że Jolie zyskała dokładnie to, czego chciała, łącznie z zapisem, że Pitt ma regularnie badać się na obecność narkotyków.
"In Touch" przedstawił dokument, który para aktorów podpisała po długich negocjacjach, w zeszłym tygodniu. Jest to dokładnie to samo pismo, które wpłynęło do sądu wraz z papierami rozwodowymi. Aktor zgodził się na wszystkie żądania Angeliny, a negocjacje nie przyniosły żadnego skutku.
To jest absolutna manipulacja, w ich sprawie nie zmieniło się nic - wyznaje źródło "People.com". - Ugoda jest tymczasowa i dobrowolna, w ostatecznym kształcie na pewno nie może tak wyglądać. Tam nie ma żadnej legalnej decyzji ani uzasadnienia. Brad nie miał żadnego legalnego celu w podpisywaniu tego. Żadnego.
By podpisać tak niekorzystny dla siebie dokument, Brad musiał znaleźć się "pod ścianą". Czyżby Angelina zamierzała w ogóle nie dopuścić go do dzieci, jeśli nie zgodzi się na jej warunki?
Przypomnijmy - na mocy umowa szóstka dzieci pary pozostaje pod całkowitą opieką matki. Brad może je odwiedzać tylko, kiedy zgodzi się na to terapeuta. Sam również musi poddać się terapii oraz badać na obecność narkotyków.
JM
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!