"Trela to zjawisko (...), to człowiek dotknięty palcem bożym, nieświadomy wartości swego talentu. Korzysta z niego podobnie jak Aztekowie, którzy złota używali do wyrobu najprostszych narzędzi. Jest szalenie skromny i pokorny. Jurek to zwyczajność przy nadzwyczajności" - powiedział niegdyś o Jerzym Treli aktor Jerzy Bińczycki. Z kolei Zofia Rysiówna przekonywała, że "tam, gdzie jest Jerzy Trela, jest teatr narodowy". Gustaw ze słynnych "Dziadów" Swinarskiego, Konrad z "Wyzwolenia" Wyspiańskiego, Wizun ze "Starej baśni", Antoniak z "Człowieka z żelaza", Chilon z "Quo vadis", zbójnik Bacuś z "Janosika" czy Podkomorzy z "Pana Tadeusza" - fani pokochali Jerzego Trelę nie tylko za role teatralne, lecz także filmowe. W filmografii Jerzego Treli znajdziemy ponad 100 tytułów, jednak to scena zawsze była dla niego najważniejsza. Genialny aktor nie miał łatwego życia. Sukcesy zawodowe przeplatały się w nim z dramatami. Od tragicznej śmierci ojca, poprzez utratę ukochanej żony i fakt, że od matki nigdy nie usłyszał słów uznania dla swojego talentu, po wieloletnie zmagania z własną chorobą - los nie szczędził Jerzemu Treli ciosów.
Urodzony 14 marca 1942 roku w Leńczach Jerzy Trela zawsze bardzo chronił swoje życie prywatne. Dzielił się z prasą i fanami tylko tym, co uważał za stosowne. Nie znaczy to jednak, że unikał mówienia o trudnych dla siebie momentach. Tych nie brakowało już w dzieciństwie aktora. Jerzy Trela przyszedł na świat we wsi Leńcze, położonej w Małopolsce, niedaleko Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej. Jego matka Janina prowadziła obok stacji kolejowej lokal z wyszynkiem, natomiast ojciec, Józef, był kolejarzem. Pomimo wojny początkowo dzieciństwo chłopca było radosne - oboje rodzice mieli dobrą, zapewniającą rodzinie przetrwanie pracę, co w ówczesnych czasach było luksusem nie do przecenienia. Ale po wojnie ojciec pana Jerzego pragnął, aby jego rodzina zamieszkała w nowym, bardziej komfortowym domu. Dlatego pracował więcej. Niestety, podczas jednego z kursów wydarzyła się tragedia.
Ojciec wracał pociągiem z Przemyśla. Pojechał w dodatkową trasę, dorabiał na ten dom, który miał budować. Wjeżdżali na stację Płaszów, kiedy najechały na nich wagony z węglem, zwrotnica nie była przełożona. W całości została właściwie tylko głowa. Ta głowa leżała na pogrzebie w otwartej trumnie poskładana z resztkami munduru - wspominał aktor w jednym z wywiadów.
Śmierć ojca była dla kilkuletniego Jurka wielką traumą. Pod jej wpływem chłopiec podjął decyzję, która zaważyła na całym jego przyszłym życiu.
Tata zginął, prowadząc pociąg. To było latem, ja byłem na wakacjach u wujka. O jego śmierci dowiedziałem się godzinę przed pogrzebem i był to dla mnie szok. Przeżyłem wtedy tak nieprawdopodobną traumę, że w podświadomości podjąłem decyzję. Mózg dziewięciolatka zadecydował, że nigdy nie będę kolejarzem - wyjaśniał Jerzy Trela.
Jego decyzja nie spotkała się z aprobatą matki. Kolej była wpisana w tradycję rodziny - tak pracował jego ojciec i dziadek i tego samego oczekiwanego od chłopca. On jednak postanowił inaczej i swojego planu trzymał się za wszelką cenę. Aby uczynić zadość woli matki, poszedł co prawda na egzamin do technikum kolejowego, ale z pełną premedytacją go oblał.
To był jedyny egzamin w życiu, którego nie zdałem. Specjalnie, z pełną świadomością. Bo była we mnie trauma, ale było już też zainteresowanie czym innym - wspominał w rozmowie z "Twoim Stylem".
Jerzy Trela nie został kolejarzem, ale niewiele brakowało, aby zamiast aktorem był plastykiem. Rysunek i lepienie figurek z gliny najpierw pomagały mu zmierzyć się z traumą po śmierci ojca i wyobcowaniem, kiedy matka wysłała chłopca do wuja do Wrocławia. Wkrótce jednak okazało się, że to coś więcej niż dziecięca pasja. Jerzy Trela dostał się do liceum plastycznego, a po jego ukończeniu znalazł pracę jako scenograf w krakowskim Teatrze Groteska. Wówczas zrozumiał jednak, że pragnie pracować nie za kulisami, a na scenie. Nie był pewny swojego talentu, więc na egzamin do krakowskiej PWST zamiast wymaganych ośmiu tekstów przygotował tylko cztery. Tyle jednak wystarczyło komisji, aby zrozumieć, że kandydat ma nieprzeciętny talent - Jerzy Trela dostał się na studia z drugą lokatą.
Jerzy Trela w czasie studiów był już żonaty. Swoją wybrankę poznał jeszcze w liceum plastycznym. Pochodząca z Wilna Georgeta Jensz swoje oryginalne imię odziedziczyła po francuskiej babci. W 1965 para powiedziała sobie sakramentalne "tak". Potem pan Jerzy rozpoczął studia na PWST, tymczasem jego żona marzyła o Akademii Sztuk Pięknych. Niestety na marzeniach się skończyło - nie dostała się na studia. Została więc pielęgniarką, ale szybko zrozumiała, że jest zbyt wrażliwa, by wykonywać ten zawód. Nie potrafiła poradzić sobie ze śmiercią pacjentów, szczególnie dzieci. Wkrótce również państwo Trelowie zostali rodzicami - najpierw na świecie pojawił się syn Piotr, a siedem lat później córka Monika. Georgeta Trela skupiła się więc na wychowaniu dzieci i prowadzenia domu. Ten, zawsze otwarty, pełen artystów i innych gości, był dla pana Jerzego przystanią, do której wracał po występach na planie czy scenie. Z czasem było ich coraz więcej.
Jerzego Trelę nazywa się często aktorem totalnym. I nie bez przyczyny, bo stworzone przez niego role teatralne i filmowe bez wyjątku zasługują na uznanie. Wśród tych najwybitniejszych warto wspomnieć legendarny występ jako Gustaw Konrad w głośnej adaptacji "Dziadów" Konrada Swinarskiego.
360 razy musiałem padać na deski i przerzucać Jerzego Stuhra przez swój kark (...). Swinarski krzyczał: "Dajcież mu jakieś nakolanniki, bo nie będzie mógł chodzić na stare lata!". I między innymi dlatego z biegiem lat coraz bardziej odczuwam swój kręgosłup - wspominał Jerzy Trela rolę, którą na deskach krakowskiego Teatru Starego odgrywał aż do 1984 roku.
Choć Jerzy Trela cenił sobie przede wszystkim teatr - mawiał: "W teatrze jestem, w filmie bywam" - jego występy na ekranie również były wybitne. Aktor zadebiutował w 1967 rolą partyzanta Romka w serialu telewizyjnym "Stawka większa niż życie". Grał w filmach najlepszych polskich reżyserów - mogliśmy go oglądać m.in. w "Kolumbach" Janusza Morgensterna, "Kobiecie samotnej" Agnieszki Holland, "Trzech kolorach. Białym" Krzysztofa Kieślowskiego, "Quo vadis" Jerzego Kawalerowicza czy w "Panu Tadeuszu" Andrzeja Wajdy. Bez znaczenia, czy rola, w którą się wcielał, była główna, czy drugoplanowa, aktor potrafił uczynić z niej prawdziwy majstersztyk.
Dzięki swojemu ogromnemu talentowi i niezapomnianym rolom Jerzy Trela zyskał uznanie środowiska i fanów. Ale słów aprobaty nigdy nie doczekał się od osoby, od której najbardziej chyba pragnąłby je usłyszeć. Matka aktora do końca życia nie była zadowolona, że syn przeciwstawił się rodzinnej tradycji i nie został kolejarzem, lecz wybrał - jej zdaniem mało poważny - zawód aktora. Przynajmniej takie stanowisko zajmowała oficjalnie. Bo kiedy w 1992 roku kobieta zmarła, Jerzy Trela dokonał zaskakującego odkrycia.
Długo miała niechęć, chociaż sama występowała w teatrzyku amatorskim. Uważała, że aktorstwo to zabawa, a mi potrzebny jest konkretny zawód. Po jej śmierci znaleźliśmy kasetkę, w której był stary, przedwojenny portfel. A w nim powycinane wszystkie recenzje z moich spektakli. Trzymała to w tajemnicy, ale dbała o syna - zwierzał się Jerzy Trela w Trzecim Programie Polskiego Radia.
Na słowa uznania i oparcie aktor mógł z kolei zawsze liczyć ze strony swojej żony. Tym większym ciosem była dla niego śmierć ukochanej. Georgeta Trela zmarła w 2015 roku, została pochowana w Leńczach. Artystka na krótko przed śmiercią miała zachorować, jednak nigdy nie podano, na jaką chorobę. Nie wiadomo, co było przyczyną jej nagłego odejścia, bo tego tematu Jerzy Trela w rozmowach z mediami konsekwentnie unikał. Podobnie jak zresztą stanu własnego zdrowia, kiedy zaczęło szwankować. Wiadomo, że w latach 90. zdiagnozowano u niego nowotwór, ale o szczegółach walki z chorobą aktor milczał, zbywając pytania o stan zdrowia krótko:
Tu boli, tam łupie, ale aktor nie może się skarżyć. Aktor ma być zdrowy i wychodzić na scenę, niezależnie, czy ma zapalenie płuc, czy jąder. Widza nie obchodzi, co mu dolega - przekonywał w "Newsweeku".
Tak też się stało - Jerzy Trela wychodził na scenę i plan filmowy niemal do końca życia. Ostatnią rolę zagrał w doskonale przyjętym serialu "Wielka woda", w którym wcielił się w ojca Andrzeja Rębacza. Niestety, wielki aktor nie doczekał premiery produkcji. W niedzielę 15 maja 2022 roku syn Jerzego Treli, Piotr, przekazał smutną informację o śmierci ojca. Wielki aktor odszedł w wieku 80 lat.