Więcej informacji ze świata show-biznesu znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Na 10 listopada zaplanowana jest premiera książki "Bez oklasków", czyli wywiadu-rzeki, w którym Jan Englert podsumowuje swoje życie zawodowe i prywatne. Aktor w szczerej rozmowie z Kamilą Drecką wspominał m.in. dramatyczny czas, kiedy wykryto u niego tętniaka w aorcie. Publikacja ujawnia także więcej ciekawych wątków z życia aktora - Englert na łamach książki otworzył się i opowiedział o sytuacji, kiedy prowadził auto pod wpływem alkoholu.
Aktor zdradził, że w czasach PRL-u, zdarzyło mu się wsiąść za kierownicę, wypiwszy jedno piwo. Kiedy został złapany przez milicję, bez wahania zaproponował im... łapówkę.
Od razu na miejscu załatwiłem sprawę z milicjantami. Zapytali, ile wypiłem, odpowiedziałem, że jedno piwo, i nie czekając na ich reakcję, postawiłem sprawę jasno: "Możliwości są dwie: albo jedziemy badać krew, albo płacę. A jeśli płacę, to ile?". Nastąpiła druga pauza i nagle jeden z nich się odezwał: "Nie no, pobranie krwi pana zgubi".
Choć milicjanci na początku mieli się opierać, to Englert tak "zamaszyście wymachiwał banknotem", że w końcu upuścił go na but mundurowego, gdzie już został.
Ale ponieważ byłem wtedy u szczytu popularności, wyciągnąłem banknot. Ten drugi odrzekł: "My nie bierzemy pieniędzy", ale tak zamaszyście tym banknotem machałem, że wypadło mi z ręki i osiadło na milicyjnym bucie. I tak już zostało. To była jedyna łapówka, jaką dałem w życiu - wyznał Englert w książce "Bez oklasków".
Przypominamy, że za jazdę pod wpływem alkoholu grozi obecnie do dwóch lat pozbawienia wolności, wysoka kara pieniężna oraz zakaz prowadzenia pojazdów. Proponowanie łapówki może skończyć się nawet ośmioletnim pobytem w zakładzie karnym.