Filip Chajzer na łamach "VIVY!" opowiedział, ile kosztowało go dojście do siebie po utracie syna w wypadku samochodowym 3 lata temu. Zdradził, że jest pod wielkim wrażeniem swojej postawy w obliczu tragedii, jaka go spotkała.
Nie ukrywa, że mocno przeżył utratę dziecka. W zaakceptowaniu bolesnej rzeczywistości pomogli mu przyjaciele i rodzina.
Jestem pełen podziwu. Wykonałem gigantyczną pracę. Nie tylko ja, ale też ludzie, którzy się mną zajmowali, którzy nadal się mną zajmują, rodzina, przyjaciele. Uprzedzając kolejne pytania - rozdrapywanie tego tematu nie jest jeszcze chyba najlepszym pomysłem.
Chajzer odniósł się także do hejtu, który spadł na niego w tym trudnym okresie. Został zapytany o to, jak sobie z nim radzi.
Szczerze? Mam to gdzieś, żeby nie powiedzieć konkretnie, gdzie... Przecież nie zmienię tego, że ktoś ma o mnie złe zdanie - powiedział.
Przyznał też, że kiedy zostaje przekroczona granica, to puszczają mu nerwy. Stara się jednak nie pamiętać o nienawiści, z jaką spotkał się po śmierci syna.
Dla swojego zdrowia psychicznego staram się o tym nie pamiętać. Do wszystkiego trzeba w życiu dojrzeć. Jestem na etapie osiągnięcia równowagi. Oczywiście każda krytyka, każdy hejt ma swoje granice. Jeśli ta granica zostaje przekroczona, to rzeczywiście zdarza się, że puszczają i nerwy. Na szczęście coraz rzadziej - wyznał.
Filip Chajzer rozstał się z matką tragicznie zmarłego Maksa. Z nową partnerką, Małgorzatą Walczak, która była jego koleżanką z pracy, zaczął się spotykać zanim do sądu trafił pozew o rozwód. W zeszłym roku powitali na świecie pierwsze wspólne dziecko, syna Aleksandra.
Walczak jest menedżerką Chajzera, więc spędzają razem sporo czasu. Dziennikarz przyznaje, że potrafi doskonale zarządzać ich czasem. Jednak w domu rządzi jedna osoba.
Od trzech miesięcy w domu rządzi Aleksander. Zdecydowanie rozstawia wszystkich po kątach - wyznał.
Dumny ojciec stwierdził, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.
AW