Britney Spears przeżyła chwile grozy podczas koncertu w Planet Hollywood Resort & Casino w Las Vegas. To miał być jej powrót na scenę po 3 miesiącach, ale skończyło się na przerażeniu, ewakuowaniu przez ochronę i przerwaniu koncertu.
Gwiazda zaśpiewała właśnie piosenkę "Crazy" i zapytała fanów, czy dobrze się bawią, kiedy rzeczy zaczęły dziać się bardzo szybko. Na scenę wtargnął jakiś mężczyzna, ale zanim Britney zdała sobie sprawę, co się stało, intruza powalili na ziemię tancerze. Sekundę potem przy gwieździe pojawili się ochroniarze.
Zdezorientowana i przerażona Spears chwyciła jednego z ochroniarzy i dopytywała:
Wszystko w porządku? Co się dzieje?
Chwilę potem została wyprowadzona ze sceny. Serwis "ET" dowiedział się, że napastnikiem był 37-letni Jesse Webb, którego zaraz po zdarzeniu przewieziono do aresztu śledczego w hrabstwie Clark.
To było szaleństwo - powiedział serwisowi jeden z tancerzy. - Chłopcy zamienili się w ochroniarzy, rzuciliśmy się na niego z dwoma ochroniarzami i stworzyliśmy barierę między nim a Britney. Chroniliśmy ją.
Kolejny z tancerzy zdradził, że Britney rozpłakała się z nerwów. Potem jednak wzięła się w garść i kontynuowała koncert.
Jesteśmy zaskoczeni, że wróciła na scenę, ale wydaje się, że już wszystko było w porządku.
Godne uwagi było zachowanie publiczności w najbardziej dramatycznym momencie. Kiedy ochroniarze ewakuowali Britney, publiczność zapewniała, że wszyscy są z nią i że ją kochają. Jej powrót na scenę po incydencie oceniono jako profesjonalny.
JZ