Sharon Stone jest nie tylko wspaniałą aktorką, lecz także świetną panią domu. Sama zajmuje się wszelkimi pracami domowymi. Jak się okazuje, nawet w domu można narazić się na niebezpieczeństwo. Aktorka wyjawiła w rozmowie z Brettem Goldsteinem, że jakiś czas temu o mało nie zginęła rażona piorunem.
Choć opowieść Sharon brzmi lekko komicznie, mogła skończyć się naprawdę źle. Okazuje się, że jakiś czas temu, w studnię, która mieści się w przy domu aktorki, uderzył piorun. Aktorka odczuła to na własnej skórze. Podczas prasowania, kiedy nalewała z kranu wodę do żelazka, została porażona - ładunek elektryczny poprzez wodę dotarł do rur.
Uderzenie napięcia było bardzo mocne. Odrzuciło mnie tak, że przeleciałam przez kuchnię i uderzyłam o lodówkę - wspomina.
Gwiazda "Kasyna" straciła przytomność, jednak dzięki szybkiej interwencji jej mamy wszystko skończyło się dobrze. Dorothy natychmiast zawiozła córkę do szpitala.
Badanie pokazało, że mam w sobie bardzo duży ładunek elektryczny. Musiałam je robić przez 10 dni z rzędu - dodaje gwiazda.
Warto dodać, że to nie pierwsza tak niebezpieczna sytuacja w życiu Stone. Dziewiętnaście lat temu, w wieku zaledwie 43 lat, Sharon przeszła rozległy wylew. Dochodziła do siebie bardzo długo, bo aż siedem lat. Jeździła na specjalne rehabilitacje i musiała być pod stałą opieką lekarza. Z kolei w okresie dojrzewania prawie rozcięła sobie żyłę szyjną po tym, jak zaplątała się w sznur podczas rozwieszania mokrych ubrań.