• Link został skopiowany

Mówią o niej "James Bond w spódnicy". Specjalizuje się w odbijaniu porwanych dzieci. Właśnie uratowała polskiego chłopczyka

Donya al-Nahi to Angielka, muzułmanka z wyboru, żona Irakijczyka i matka czworga dzieci. Całym sercem jest zaangażowana w pomoc europejskim matkom, których dzieci zostały uprowadzone przez muzułmańskich ojców. Niekiedy bywa zmuszona do działań rodem z filmów akcji i osobiście uczestniczy w odbijaniu porwanych dzieci. Dwukrotnie z jej usług korzystały polskie matki. Dzięki bohaterskiej Donyi, właśnie do swojej mamy wrócił 6-letni Kuba.

Donya al-Nahi Donya al-Nahi Facebook.com

Donya al-Nahi

Donya al-Nahi urodziła się w Szkocji, ale zakochała się w Irakijczyku i z własnej woli przeszła na islam. Małżeństwu urodziła się córka i trzech synów. Jest autorką książek "Bohaterka pustyni" oraz "Oddaj mi moje dzieci". Tytuły są aż nadto wymowne - to przejmujące opowieści o europejskich matkach za wszelką cenę próbujących odzyskać swoje dzieci, dla których ich muzułmańscy ojcowie przeznaczyli przyszłość w swoich krajach. Donya al-Nahi wydatnie im w tym pomaga.

Bohaterka doskonale rozumie przyczyny konfliktów nękających większość rodzin zróżnicowanych kulturowo, rozumie powody, dla których ci mężczyźni porzucają żony i wywożą swoje dzieci z Europy. Dobra znajomość języka arabskiego i terytoriów wielu krajów okazują się bardzo pomocne w przeprowadzaniu akcji odbicia. Kobieta nieraz zmuszona jest łamać prawo międzynarodowe, rozklekotaną taksówką przejechać tysiące kilometrów przez pustynię, uciekając przed policją czy rozwścieczoną rodziną zdesperowanego ojca, a wreszcie stanąć z nim do konfrontacji - czytamy w książce "Bohaterka pustyni".

Donya al-NahiFacebook.com

Donya Al-nahi. Donya Al-nahi. Screen z Facebook.com

Adriana Wanat

Scenariusz zwykle jest podobny. Europejka zakochuje się w muzułmaninie, często biorą ślub, układają sobie życie na Zachodzie. Pojawia się dziecko. Wszystko wskazuje na to, że muzułmański mąż zaakceptował kulturę zachodnią i dobrze się w niej czuje. W pewnym momencie jednak ojciec zabiera dziecko do swojego kraju i oddaje pod opiekę swojej matki lub sióstr. Naturalna matka ma związane ręce i na ogół ograniczony dostęp do dziecka. Tak było też w przypadku Adriany Wanat. Mieszkająca w Oxfordzie Polka przez 8 lat była związana z Turkiem. Mają syna Kubusia (po turecku Kubilay). Kiedy rozstali się w 2012 roku, syn został z matką, ojciec jednak zachował prawo widzeń.

Kubuś nie chciał chodzić na te spotkania, płakał, wyrywał się. Ostrzegałam prawniczki, że to się źle skończy, ale nikt mnie nie słuchał - powiedziała Wanat portalowi Wyborcza.pl.

Sąd jednak nie wziął pod uwagę zastrzeżeń matki. W dodatku jako rekompensatę za opuszczone przez ojca widzenia, umożliwił ojcu aż czterodniowy kontakt z ojcem. To był początek kłopotów Adriany Wanat i dramatu 6-letniego Kubusia.

Donya al-NahiFacebook.com

Donya Al-nahi. Donya Al-nahi. Facebook.com

Adriana Wanat

Ojciec wykorzystał ten czas na uprowadzenie syna.

Czekałam stęskniona, ale ciągle nie wracali, choć przez telefon Kuba mówił, że już do mnie jedzie. Później przestali odbierać telefony - mówiła Wanat portalowi Wyborcza.pl.

 

 

Policja, której zrozpaczona matka zgłosiła porwanie, nie mogła zbyt wiele zrobić.

Sprawa ciągnęłaby się dwa lata, bo tyle zajęłoby odwoływanie się do konwencji haskiej.

Dwa lata w przypadku kilkuletniego dziecka, to całą wieczność. Tymczasem Kuba był już ze swoim ojcem w Turcji. Uprowadzenie odbyło się 3 września tego roku, czyli ostatniego dnia widzenia, jakie sąd wyznaczył ojcu Kuby. Matka, chcąc odzyskać synka, zwróciła się o pomoc do Donyi al-Nahi. Odbicie chłopca odbyło się jak w scenariuszu filmu akcji.

Donya al-NahiFacebook.com

Adriana Wanat. Adriana Wanat. Facebook.com

Adriana Wanat

W grudniu obie kobiety - Donya al-Nahi i Adriana Wanat - udały się samolotem do Stambułu. Znały adres szkoły, do której chodził Kuba. Dziecko codziennie było odprowadzane do samej bramy szkolnej przez ojca, więc odbicie na ulicy nie wchodziło w grę. Postanowiły wejść zatem do szkoły, jednak zostały zatrzymane przez personel placówki, który zaproponował albo wezwanie ojca, albo policji.

Z dwojga złego wybrałam policję. Przekonałam szkołę do wezwania funkcjonariuszy - wspomina Adriana Wanat.

Nie była to ciekawa perspektywa, ponieważ oznaczała ona, że nawet jeżeli Wanat odzyska syna, będzie musiała z nim zostać w Turcji. Tymczasem wszyscy znaleźli się na posterunku. Tam przydała się zimna krew Donyi.

Korzystając z nieuwagi policjantów i kierując się sugestią adwokata, że przecież mam brytyjski paszport syna, wybiegłam z nim z posterunku i wsiadłam do nadjeżdżającego autobusu. Tymczasem Donya al-Nahi odwracała rozmową uwagę ojca dziecka - opowiada Wanat.

Pół godziny później "Bond w spódnicy" spotkał się z uciekinierami i cała trójka udała się na lotnisko. Portal Gazeta.pl informuje, że personel British Airways powitał Donyę al-Nahi jak celebrytkę. Szczęśliwa mama zamieściła na Facebooku zdjęcie z synem, pod którym napisała:

Oby tak dalej - wolna!

Donya al-NahiFacebook.com

Alex Abou-El-Ella Alex Abou-El-Ella Facebook

Aleksandra Abou-el-Ella

Adriana Wanat nie była pierwszą Polką, której Donya al-Nahi pomogła odzyskać uprowadzone dziecko. W 2009 roku Aleksandra bierze ślub z Egipcjaninem, Mustafą Abou-el-Ella, którego poznała w angielskim Slough, niedaleko Londynu. Mustafa pomógł Aleksandrze przy rozwodzie z poprzednim mężem, z którym Polka miała córkę Oliwię. Mieszana etnicznie para zamieszkała razem, wcześniej jednak Polka musiała przejść na islam, ponieważ bez tego niemożliwy był ślub. Trzy miesiące później urodziło im się dziecko - córka Mona. Aleksandra Aobu-el-Ella dopiero po ślubie poleciała po raz pierwszy do Egiptu, co otworzyło jej nieco szerzej oczy na różnice kulturowe.

Tam zobaczyłam, jak wygląda życie w ich kulturze, kobiety cały dzień spędzały na gotowaniu, praniu, sprzątaniu i opiece nad dziećmi - opowiadała portalowi Mumsfromlondon.com. - Raz byłam świadkiem kiedy jego brat uderzył swoją żonę za złą opiekę nad dzieckiem. Po powrocie do Anglii moje uczucia z lekka opadły, ale nadal żyliśmy w zgodzie i byliśmy rodziną do lutego 2011.

Problemy pojawiły się, kiedy razem z nimi w Anglii zamieszkał brat męża. Aleksandra wspomina tamten okres jako koszmar.

Nasze dotychczasowe życie przeistoczyło się w jedną wielką kłótnię. On, jako muzułmanin, stawał po stronie brata, który zaczął nas pogrążać finansowo i psychicznie. Postanowiłam więc postawić go przed faktem dokonanym i kazałam wybierać albo brat albo my.

Odpowiedź nie była trudna do przewidzenia. Mustafa, opuszczając swoją żonę, zabrał ze sobą ich córeczkę, Monę.

Aleksandra Abou-el-Ella z córką Moną Aleksandra Abou-el-Ella z córką Moną East News

Aleksandra Abou-el-Ella

Córka została uprowadzona potajemnie. Kiedy Aleksandra Abou-el-Ella zorientowała się, po mężu i córce nie było śladu.

Co do samego dnia to nic nie dało mi do zrozumienia że utracę moją córkę . 06.07.2011 to był zwyczajny dzień. Jak co dzień zaprowadziłam Oliwię do przedszkola i po południu wraz z Moną poszłyśmy ją odebrać. W drodze powrotnej złapał nas deszcz i przeczekałyśmy go pod wiaduktem, Mustafa zadzwonił wtedy do mnie i zaniepokojony spytał, kiedy będę w domu. Powiedział, że chce zabrać dzieci do swojego znajomego, któremu właśnie urodziły się bliźniaki . Po powrocie do domu przebrałam dziewczyny w suche ubrania i około 17  postanowił jechać, jednak Oliwia zdecydowała się zostać. Była zmęczona, a poza tym właśnie  przyszła do niej koleżanka. Mustafa wziął więc tylko Monę, butelkę z jej soczkiem, pampersa na zmianę i pojechali. Miał wrócić koło 21 W między czasie jego brat koło godziny 20  również wyszedł pod pretekstem że idzie kupić coś do zjedzenia. Położyłam starszą córkę spać i czekałam na Monę. Po godzinie 22 zaczęłam do niego dzwonić. Bezskutecznie. Nie odbierał, wyglądało na to, że ma wyłączony telefon. Pomyślałam, że może bateria padła i że zasiedzieli się u znajomego. Dopiero o godzinie 4 nad ranem po nieprzespanej nocy zorientowałam się, że jego brat również nie wrócił. Mój wzrok  przykuła wtedy teczka, w której mąż trzymał papiery i dokumenty. Była pusta. W środku znalazłam jedynie paszport Oliwii i kwitek po odbiór paszportu Mony, na który czekaliśmy. Z miejsca zadzwoniłam na policję i po ich szybkim przybyciu spisali dane dziecka i uspakajali mnie że na pewno mała wróci i że nie wyjedzie z kraju bo przecież nie ma paszportu - czytamy na cytowanym portalu obszerną wypowiedź matki.

To właśnie Donya al-Nahi, "Bond w spódnicy", w spektakularny sposób odbiła porwaną Monę. Tempo akcji było jak w dobrym filmie sensacyjnym.

Donya al-NahiEast News

Aleksandra Abou-el-Ella, Donya al-Nihi Aleksandra Abou-el-Ella, Donya al-Nihi East News

Aleksandra Abou-el-Ella

Prawo brytyjskie jest bezsilne w Egipcie, a Egipt uważał Monę za swoją obywatelkę. Zdesperowana matka porusza niebo i ziemię. W końcu poznaje Donyę al-Nahi, którą brytyjska prasa nazywa "Jane Bond". Dzięki pieniądzom zebranym przez przyjaciół i skrzykniętych przez internet darczyńców, obie kobiety wyjeżdżają do Egiptu. Wcześniej Donyi udało się ustalić adres zamieszkania oraz przedszkola do którego chodziła mała Mona. Tym razem porwanie dziewczynki nastąpiło na ulicy. Aleksandra Abou-el-Ella zobaczyła córkę, którą do przedszkola prowadziła za rękę jej egipska ciocia. To był ten moment.

Szłam za nimi coraz szybciej i szybciej, aż wreszcie zobaczyłam rączkę Mony o kilka metrów ode mnie. W końcu złapałam ją i wzięłam w ramiona, a moje maleństwo spojrzało na moją twarz - ale mogła zobaczyć jedynie moje oczy - wspominała Aleksandra Abou-el-Ella w wywiadzie z portalem Dailymail.co.uk.

Matka dziewczynki miała na sobie nikab - rodzaj chusty, którą pobożne muzułmanki szczelnie owijają głowę, pozostawiając jedynie odkryte oczy. Aleksandra Abou-el-Ella z córką podbiegły do samochodu w którym czekała już niezrównana Donya al-Nahi. Wszystkie trzy natychmiast oddaliły się z miejsca zdarzenia. Jednak wywiezienie Mony wymagało od Donyi niemałej zręczności. Żeby Mona mogła wyjechać na paszport starszej córki Aleksandry - Oliwii - Donya musiała przekupić urzędników na lotnisku. Kiedy cytowany portal zapytał ją, dlaczego pomogła polskiej matce odzyskać córeczkę, odpowiedziała:

Każdy ma tylko jedną matkę i nikt nie ma prawa cię od niej oddzielać. Ale w tym przypadku to Alex była prawdziwą bohaterką. Odzyskała dziewczynkę.
Więcej o: