Poeta Jerzy Ficowski mówił o niej, że była "wygnańcem z anielskich chórów, skazanym na trudny człowieczy los". Ilość cierpień, jakich doznała, pokazuje, jak bardzo był on trudny. Na antenie TVP1 widzowie mogą obejrzeć serial o artystce, który przyciąga przed telewizory co tydzień średnio 6 milionów widzów. O losach Anny German można też przeczytać w dwóch książkach - autobiograficznej powieści "Wróć do Sorrento? Moja historia" oraz w zbiorze listów, wypowiedzi, zdjęć "Anna German o sobie" Marioli Pryzwan (dostępne w Publio.pl).
Anna German nie marzyła od maleńkości, żeby zostać piosenkarką. Jednak nigdy nie ukrywała, że śpiewanie sprawia jej niemałą przyjemność. Było też rozkoszą dla uszu jej przyjaciółki. To ona stała się pierwszą fanką German, a także matką jej kariery.
Młodziutką German przyjęto do Estrady Wrocławskiej. Śpiewała w ramach spektaklu dziewięć piosenek. Oprócz niej na scenie przewijało się wielu aktorów (wśród nich Andrzej Bychowski czyJan Skąpski) oraz wiele tancerek i muzyków. Artyści prezentowali publiczności szerokie spectrum piosenek. Zmieniali do nich nie tylko kostiumy, lecz nawet kolor skóry.
Talent Anny w Estradzie dostrzegł i pielęgnował ówczesny dyrektor Szymon Szurmiej.
Nim jednak Anna German została siłą zaciągnięta do Wrocławskiej Estrady, swoją przygodę z publicznymi występami zaczęła z kabaretem Kalambur. Jednak w tym przypadku także to nie ona sama zgłosiła do trupy. Długo i mozolnie namawiał ją do tego kolega ze starszego roku na studiach, Bogusław Litwiniec.
Za pierwszy poważny artystyczny debiut biografowie German uznają jej występ w "Podwieczorku przy mikrofonie", który był na przełomie lat 50. i 60. najpopularniejszą audycją. Emitowano ją w Programie I Polskiego Radia. Każdy artysta marzył, by w pojawić się w tym programie. Jednak skromna Anna German nie zabiegała o udział w nim. Znów bardziej niż ona sama, wierzył w nią ktoś inny.
Czy na początku swojej drogi Annie German brakowało pewności siebie czy wiary w sens kariery estradowej, trudno dziś dociec. Faktem jednak jest, że German do decyzji o tym, że zacznie zarabiać na życie śpiewem, długo dojrzewała.
Z tych właśnie pobudek Anna German wybrała geologię. Liczyła na to, że właśnie ten kierunek rozwinie ją najbardziej wszechstronnie. Dyplomowany geolog zna bowiem gruntownie historię ziemi, kultury, ale też chemię, biologię. Okazało się jednak, że zadbano również o praktyczne umiejętności. Po trzecim roku Annę skierowano na praktyki do kopali węgla...
Anna German podobnych, mocnych wrażeń dostarczała sobie także i sama. Tym razem czołganie się po grotach było zdeterminowane też odgórnie, bo z potrzeby serca.
Pierwszą miłością Anny był Piotr Wojciechowski. Ich związek jednak był pełen niespełnienia. Niedoszli kochankowie ciągle rozmijali się. Gdy jedno z nich było wolne, drugie z kimś się spotykało.
Anna na studiach odkryła jednak prawdziwą miłość - miłość do muzyki. Zaczęła coraz częściej koncertować, ale udało jej się też uzyskać tytuł magistra. Artystka miała jednak wyrzuty sumienia, że porzuca wyuczony zawód dla piosenki.
Mimo ogromnej nieśmiałości do Anny zbliżało się nieuniknione - sukces. Jej głos zachwycał wszystkich. Irena Santor powiedziała nawet, że "według niego można by stroić nie tylko fortepiany, ale kamertony!". Dość szybko German stała się naszym towarem eksportowym. Zapraszano ją m.in. do Włoch. Dostała tam nawet 2-letnie stypendium. Jednak, chociaż stała się de facto międzynarodową gwiazdą, jej status życia tego nie odzwierciedlał.
German nie mogła sobie pozwolić na własne mieszkanie. Zagraniczne występy jednak także sporo kosztowały. Wysyłany artysta za wszystko płacić musiał sam, co nie było jednak rzeczą łatwą.
Niedostatki finansowe były przyczyną wielu niekomfortowych sytuacji.
Jednak Anna przede wszystkim żyła muzyką. Możliwość śpiewania, coraz to nowe artystyczne wyzwania były dla niej jak powietrze. Jednak podobnie jak dziś, już wówczas krystalicznie czysty tlen to luksus, na który niewielu może sobie pozwolić. W latach 70. coraz bardziej prężnie funkcjonował przemysł rozrywkowy. A co za tym idzie, artyście doszły nowe obowiązki - musiał bywać.
A co miała mówić? Mówić przede wszystkim o sobie. Wszystkich bowiem w Polsce i za granicą zachwycał jej wspaniały głos i zdumiewał imponujący wzrost. Anna German mierzyła bowiem 184 cm. Mimo że miała ogromne kompleksy na tym punkcie i bardzo zazdrościła niższym dziewczynom, zawsze umiała zachować dystans i zażartować.
Jerzy Michalski/FORUM
Dziś niejednokrotnie od tego, jak dany piosenkarz śpiewa, ważniejsze jest to, jak wygląda. W czasach Anny German proporcja ta nie wyglądała może tak absurdalnie jak obecnie, jednak panowało już wówczas powszechne przekonanie, że artysta nie powinien na scenie pokazać się w byle czym. Anna German realizatorów przyprawiała o ból głowy. Nie dość, że wspaniała gwiazda miała nietypowe wymiary, to jeszcze strojenie się nie sprawiało jej żadnej przyjemności.
Anna najlepiej czuła się w niewyszukanych strojach.
Anna osiągała coraz większe sukcesy. Koncertowała po całej Europie, była u szczytu. Jednak życie napisało jej historię, tak jak zrobiłby to najlepszy hollywoodzki scenarzysta. Gdy wszystko się wspaniale układało, zdarzył się tragiczny wypadek. Po recitalu w Forii, dużo po północy, przedstawiciel CDI, Reanto Serio, postanowił, że na następny koncert do Mediolanu wyjadą od razu. 20-letni Włoch, który także poprzedniej nocy nie spał, przegrał walkę ze zmęczeniem i w okolicach Bolonii zasnął za kierownicą.
Kierowca nie odniósł większych obrażeń, złamał nogę i rękę. Anna natomiast, która od zawsze obawiała się podróży samochodowych, wypadła przez przednią szybę i doznała ciężkich obrażeń. Miała liczne wielokrotne złamania kończyn, uraz kręgosłupa, klatki piersiowej, wstrząs mózgu. Matka i narzeczony Zbigniew Tucholski niemal od razu otrzymali wizy i paszporty, aby móc przyjechać do Włoch.
Przez tydzień była w śpiączce, świadomość odzyskała po dwóch. We Włoszech leczyli ją najlepsi lekarze. Walka o zdrowie była jednak katorgą.
Włosi robili, co mogli. Jednak rodziny German nie stać było na kosztowne leczenie za granicą. Artystkę przetransportowano do Polski.
Dzięki znajomościom udało się ją przenieść do Konstancina. Tam warunki były lepsze. Jednak prawdziwym lekarstwem była miłość jej bliskich. Po opuszczeniu szpitala artystka zamieszkała w malutkim, pełnym sprzętów mieszkaniu Tucholskiego.
Anna na estradę powróciła w 1970 roku, dwa lata później w Zakopanem wzięła ślub z Tucholskim. Było bardzo skromnie, według relacji Stanisława Kopera, para nie zaprosiła nawet rodziny. Na świadków poprosili przypadkowych znajomych. Dlaczego? Już wówczas ze ślubów robiono medialne przedstawienie. Dla German taki scenariusz był nie do przyjęcia. Nawet kosztem obecności rodziny.
Na początku lat 70. Anna znów zaczęła żyć pełnią życia i koncertować. Gdy wracała na estradę, nie wiedziała jednak jeszcze, jak niewiele czasu jej zostało - zaledwie 10 lat. Być może jednak coś przeczuwała, bo jej wielki powrót do muzyki był spektakularny. Radziecki rynek pokochał ją. Jeździła z koncertami po całym ZSRR. Stała się niemal kultową postacią.
Dziś każda gwiazda o sławie German porusza się w asyście rosłych ochroniarzy i rzadko kiedy ryzykuje wyjście w publiczne miejsce bez specjalnego kamuflażu. Jednak nie tylko zakupów wśród zwykłych ludzi nie zrozumiałyby dzisiejsze gwiazdy. Skromność German nie była tylko ładną etykietką. Artystka naprawdę nie przepadała za wyszukanym stylem życiem. Ceniła sobie jednak oryginalność. Na jednym z turnee po ZSRR, w pokoju hotelowym, urządziła "czosnkowe party".
Anna German żyła łapczywie, koncertowała bardzo dużo. Podczas jednego z występów poczuła silny ból. Okazało się, że nie było to jedynie przemęczenie. U artystki zdiagnozowano złośliwy nowotwór kości. Ona jednak zdawała się nie przyjmować do wiadomości, że wydano na nią wyrok. Mimo choroby wzięła udział w turnee po Antypodach. Tam jednak jej stan się pogarszał. W Polsce German nie chciała słuchać onkologów. Nie poddała się tradycyjnemu leczeniu.
Jak spekulują biografowie, Anna German większym zaufaniem darzyła rady z zakresu paramedycyny. Ostatnie miesiące swojego życie poświęciła całkiem muzyce. Leżała w swoim domu i komponowała muzykę religijną. Praktycznie na łożu śmierci nagrała Psalm 23, Hymn do miłości według świętego Pawła i modlitwę Ojcze nasz.
Na trzy miesiące przed śmiercią przyjęła chrzest w obrządku Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, którego wyznawcą był jej mąż. Zmarła we śnie 26 sierpnia 1982 roku w Warszawie, w wieku 46 lat. Pogrzeb odbył się dwa dni później. Artystka została pochowano na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym w Warszawie (kw. 3, rząd 4, grób 9). Na tablicy nagrobnej wyryto cytat z Psalmu 23: "Pan jest pasterzem moim".
Fot. Grażyna Jaworska / AG
Posłuchaj w Tuba.FM: Radio Anna German >>