Monika Brodka przez ostatnie miesiące pracowała nad nowym albumem "Brut", który 28 maja trafi na sklepowe półki. Początkowo płyta miała powstać w Londynie, ale lockdown pokrzyżował artystce plany i zmusił ją do powrotu.
Monika Brodka w rozmowie z portalem WP Gwiazdy zdradziła kulisy powstawania swojego nowego albumu. Artystka wyznała, że jest w Polsce tylko z przyczyn technicznych i nie ma zamiaru zagrzać tu miejsca na dłużej. Nowy krążek "Brut" zamiast w profesjonalnym londyńskim studio, nagrywała w prywatnym domu u przyjaciół na Warmii.
Miałam być teraz w Londynie, promować nowy materiał, ale wszystko tam dopiero budzi się do życia. Scena muzyczna jest jeszcze trochę w uśpieniu. Ale to nie znaczy, że zaszyję się już na dobre w Polsce. Póki co jestem tutaj - wyznała Brodka.
Lockdown postawił przed Brodką nowe wyzwania. Z reguły tworząc muzykę, wyjeżdżała i starała się pracować dosłownie i w przenośni poza domem. Do tej pory takie rozwiązanie pomagało jej się skupić na obowiązkach. Dzięki pracy w domowym studio nauczyła się też czegoś o sobie.
Trochę bałam się rozproszenia i braku skupienia, ale koniec końców okazało się, że poszło mi całkiem nieźle. Dzięki temu doświadczeniu dowiedziałam się, że nie tylko potrafię pracować w domu, ale że wręcz może mi to sprawić przyjemność - powiedziała w rozmowie z portalem.
Brodka zdradziła też, czego fani mogą spodziewać się po nowej płycie, na którą czekali sześć lat. W projekcie znajdziemy wiele nawiązań do brutalizmu, klimatu komunistycznej architektury i sztuk wizualnych, czym fascynuje się wokalistka.