Mateusz Damięcki chroni swoją prywatność i stara się niewiele mówić na temat życia osobistego. Jemu i jego żonie, Paulinie Andrzejewskiej, udało się zachować wiadomość o tym, że zostaną rodzicami, praktycznie do końca ciąży. W grudniu obiegła media informacja, że spodziewają się dziecka, a w styczniu pojawił się na świecie ich syn, Franciszek.
Aktor zdecydował się opowiedzieć o dziecku na łamach magazynu "Party". Okazuje się, że bardzo mu zależało, aby być przy narodzinach, dlatego dogadał się z produkcją. Rozmawiał z Piotrem Wereśniakiem, reżyserem serialu "W rytmie serca", jak on widzi tę sytuację.
- On mi powiedział: Jak to jak? Scena sceną, a ty po prostu wyjdziesz i pojedziesz do szpitala. Przecież są sprawy ważne i ważniejsze. Te słowa były dla mnie ważne. Świadomość, że pracuję z prawdziwymi ludźmi, a nie z bezdusznymi robotami, uspokoiła mnie. Na szczęście mały urodził się w nocy, a ja już z samego rana byłem na zdjęciach. No prawie z samego, bo obudziłem się o ósmej ze świadomością, że powinienem pojawić się na planie półtorej godziny wcześniej - wspomina.
Dla niego była to mało komfortowa sytuacja, gdyż słynie z punktualności. Po dwóch minutach już siedział w samochodzie. Zdyszany wbiegł na plan i przeprosił za swoje spóźnienie. Zapewnił, że zdarzyło się to ostatni raz.
- Dlatego, po dwóch minutach siedziałem już w samochodzie. Wbiegłem na plan z czerwonymi z emocji oczami i natknąłem się na naszego kierownika planu oraz drugiego reżysera. Powiedziałem im: Przepraszam. Nigdy mi się to nie zdarzyło. I nigdy się już nie zdarzy. Przepraszam!- opowiada.
Okazało się, że doszło do zmiany planu, a produkcja przeorganizowała swoją pracę tak, żeby Damięcki mógł nacieszyć się synem.
- A oni na to, chórem: Ale o co ci chodzi? Nie dostałeś zmiany planu?! Okazało się, że kiedy mnie nie było, ekipa przyśpieszyła kręcenie sceny z Piotrem Fronczewskim i Arturem Żmijewskim. Specjalnie dla mnie! Jak o tym mówię, to mam ciary - przyznaje szczerze.
Zachowanie produkcji mocno go wzruszyło. Swojego szczęścia nie ukrywała także świeżo upieczona mama, która w tych trudnych chwilach po porodzie mogła liczyć na wsparcie męża.
- Ta sytuacja uświadamia mi jedno: musiałem czymś zapracować na takie podejście całej ekipy. Zrobiłem sobie wtedy zdjęcie z Piotrem i Arturem, a potem wysłałem Paulince do szpitala z podpisem: Są jeszcze ludzie na tym świecie!. Była bardzo szczęśliwa" - dodał Mateusz Damięcki.
To pierwszy tak szczery wywiad aktora, w którym opowiada o synu i jego narodzinach. Jak widać, w nowej roli odnajduje się świetnie.
AW