W najnowszym "Fleszu" możemy przeczytać, że podopieczne Małgorzaty Herde dopiero po dwóch latach zorientowały się, że nie dostają honorariów.
Dziewczyny jej wierzyły, bo pracowały z nią od lat. Komu ma zaufać gwiazda jeśli nie swojej agentce? Przecież ona żyje z prowizji od zapłaconego kontraktu - czytamy.
Natomiast "Wprost" informuje, że nieprawidłowości we współpracy z agentką po raz pierwszy zauważyła Aleksandra Kwaśniewska - nie dwa lata temu, ale w grudniu 2013 roku. Córka byłego prezydenta miała irytować się brakiem zapłaty za wywiady, które przeprowadzała dla "VIVY!". Małgorzata Herde rzekome opóźnienia w przelewach podobno tłumaczyła kryzysem w branży, jednak Kwaśniewska nie wierzyła jej i upomniała się o należności u naczelnej magazynu, Katarzyny Przybyszewskiej.
Okazało się, że pieniądze są wypłacane, tylko na konto Małgorzaty Herde. Ola była wstrząśnięta - zdradza informator "Wprost".
Aleksandra Kwaśniewska czym prędzej skontaktowała się z inną podopieczną Hedre, Edytą Herbuś . Okazało się, że ona także nie otrzymała przelewów na czas. Według ustaleń tygodnika, tancerka nadal czeka na wynagrodzenie za udział w kampanii reklamowej jednej z największych na rynku firm kosmetycznych. Jak nietrudno się domyślić, brak wpłaty na konto Herbuś Herde tłumaczyła tak samo jak w przypadku Kwaśniewskiej - kryzysem w branży.
Najważniejsze oszukane to Kwaśniewska i Herbuś - stwierdza jednoznacznie "Wprost". - Wyliczyły, że Małgorzata jest im winna kilkaset tysięcy złotych.
Karolina Korwin-Piotrowska opowiedziała się jasno za gwiazdami, przypominając, że gra toczy się o naprawdę spore kwoty. Jak wymieniła w tygodniku, celebrytki mogły otrzymywać nawet 60 tysięcy złotych za pójście do sklepu, 10 tysięcy złotych za pojawienie się na imprezie i 600 tysięcy złotych za kontrakt reklamowy.
O tym, że celebryci zarabiają na bywaniu i kontraktach reklamowych, wiadomo od dawna. W wypadku obecnej afery mamy do czynienia z miłymi, choć nieobdarzonymi wybitnym talentem dziewczynami, hejtowanymi często przez media za celebryckość, które zarabiają na nazwisku i ładnej buzi. Ale zarabiają, nie kradną - pisze dziennikarka dla "Wprost". - Pracują uczciwie. Na nich też ktoś zarabia. Pojawiają się zawistne głosy, że "na biedne nie trafiło" i "jakie celebrytki, taka menedżerka". Rozumiem je, ale ich nie popieram - stwierdziła.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na niemały wkład Małgorzaty Herde w kształtowanie zasad, które panują obecnie w show-biznesie. Ponoć to właśnie ona wprowadziła zasadę płacenia gwiazdom za bywanie na salonach. (zobacz: "Jej znakiem był szampan. Za kolację płaci 200 euro". Na czym tak naprawdę zarabiała Małgorzata Herde? ).
psz