Nie dziwi fakt, że gwiazdy nie chcą, aby media rozpisywały się o ich prywatnym życiu, m.in. o tym, co dzieje się na imprezach, które organizują. Chcieliby, aby to, co tam się dzieje, zostało za zamkniętymi drzwiami. Jednak gdy słyszymy o tym, że Justin Bieber kazał ludziom, którzy bawili się na jego imprezie podpisać umowę o poufności na kwotę... 3 milionów dolarów, zaczynamy się zastanawiać, co takiego tam się działo, że chłopak musiał straszyć gości takimi karami.
Jak informuje TMZ, piosenkarz urządził imprezę w ubiegły piątek, 15 listopada, a wszyscy goście musieli podpisać umowę o poufności. Mieli nie zamieszczać wpisów na Twitterze, nie pisać SMS-ów, nie dzwonić, nie pisać na Facebooku, nie nagrywać, anu nie robić innych rzeczy, które mogłyby ujawnić, co dzieje się na imprezie. Gdy ktoś złamałby umowę, miał od razu zapłacić 3 miliony dolarów - bez zbędnych dyskusji, po prostu wyłożyć gotówkę.
Pr PhotosSerwis podkreśla, że do posiadłości Biebera trzy razy wzywano zastępcę szeryfa, a jeden z sąsiadów zeznał, że wyraźnie czuł zapach marihuany. Ciekawe, co działo się na imprezie, że chłopak aż tak bardzo bał się, że jej szczegóły pozna świat...?
Natalia