• Link został skopiowany

Krystian Bala najpierw zabił, a potem to opisał w książce? Dowodów nie ma, ale jest wyrok

Więcej pytań niż odpowiedzi. Brak bezpośrednich dowodów. Poszlaki znalezione na kartach książki. Brutalna zbrodnia sprzed przeszło 20 lat zyskała światowy rozgłos. O poszlakowym procesie Krystiana Bali pisano nawet w USA i Japonii. Nakręcono też dwa filmy, a w jednym z nich w rolę pisarza mordercy wcielił się Jim Carrey.
Krystian Bala najpierw zabił, a potem to opisał w książce? Brak dowodów, ale jest wyrok - 25 lat
Fot. Łukasz Giza / Agencja Wyborcza.pl

"Zacisnąłem z całej siłę pętlę. Przytrzymując wierzgającą Mary jedną ręką, drugą wbiłem jej nóż powyżej lewej piersi. (...) Za siedmioma lasami, za siedmioma górami porzucam sznur odcięty od szyi Mary. Japoński nóż sprzedaję na internetowej aukcji". Tak zbrodnię Chrisa, głównego bohatera książki "Amok", opisał jej autor Krystian Bala. To właśnie m.in. te słowa zwróciły na pisarza uwagę śledczego. Bala został oskarżony o morderstwo ze szczególnym okrucieństwem wrocławskiego biznesmena, domniemanego kochanka żony Bali. Śledczy nie dysponowali żelaznymi dowodami, a jedynie poszlakami, ale to wystarczyło sądowi, aby skazać Balę na 25 lat pozbawienia wolności. Nawet po uprzednim odrzuceniu książki jako dowodu w sprawie. Pisarz do dziś nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, a dokładnego przebiegu zbrodni nie udało się wyjaśnić.

Zobacz wideo Czy kiedyś dowiemy się, jaka jest prawda?

Historia Bali zyskała niezwykłą popularność. Artykuł w "New York Times" uruchomił istną lawinę. Wydarzenia, za które skazano Balę, do dziś rozbudzają wyobraźnię fanów historii kryminalnych. Wszak - zdaniem śledczych - miał napisać powieść kryminalną, inspirując się popełnioną wcześniej zbrodnią.   

Osobista zemsta czy gangsterska egzekucja?

Co wiadomo o tej mrocznej historii? Pod koniec 2000 roku dwóch mężczyzn wędkujących nad brzegiem Odry w okolicy Chobieni natrafiło na makabryczne znalezisko. W rzece pływały zwłoki mężczyzny. Już na pierwszy rzut oka było wiadomo, że nie zginął on w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Ofiara, którą okazał się zaginiony miesiąc wcześniej Dariusz J., właściciel wrocławskiej agencji reklamowej, miała skrępowane liną ręce i nogi, widoczne ślady uderzeń na głowie oraz ślady duszenia na szyi. Wyniki sekcji zwłok wykazały, że mężczyzna prawdopodobnie jeszcze żył, gdy wrzucono go do wody, a przed śmiercią był maltretowany, kopany, bity tępym narzędziem i głodzony. Okazało się, że feralnego dnia - 13 listopada 2000 roku - biznesmen wyszedł z pracy po otrzymaniu dziwnego telefonu, jak później się okazało, wykonanego z budki telefonicznej. Dariusz J. miał powiedzieć, że wybiera się na umówione spotkanie z klientem w sprawie kolejnego zlecenia. Zabrał ze sobą teczkę, w której nosił gadżety firmowe, przed biurem zostawił auto. To ostatnie było nietypowe, bowiem na spotkania biznesowe jeździł własnym samochodem. 

Przybyłym na miejsce śledczym nietypowe ułożenie ofiary - w kształt przypominający kołyskę - skojarzyło się początkowo z gangsterską egzekucją. Ale w toku śledztwa szybko wykluczono, jakoby Dariusz J. miał jakiekolwiek powiązania z półświatkiem. Rozważano też wyjątkowo brutalną, osobistą zemstę. Problem w tym, że nikt nie zeznał, jakoby ofiara miała jakichś wrogów, nie udało się znaleźć osoby, która miałaby motyw, aby zabić. Brakowało więc potencjalnego sprawcy, nie było narzędzia zbrodni ani właściwie żadnych tropów, aby kontynuować śledztwo. Po pół roku sprawa została umorzona. Jednak jak miało się okazać, brakowało przede wszystkim wystarczająco dociekliwego śledczego. Taki znalazł się dopiero po ośmiu latach.

Zbrodnia i literatura

W 2008 roku, czyli osiem lat po zabójstwie Dariusza J., policja ponownie zainteresowała się nierozwiązaną dotychczas sprawą. Wówczas uwagę Jacka Wróblewskiego z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu zwrócił uwagę fakt, iż nigdy nie znaleziono telefonu komórkowego ofiary. Znany był jednak numer seryjny urządzenia. To wystarczyło, aby odkryć, że cztery dni po zaginięciu Dariusza J. zostało ono sprzedane na Allegro przez niejakiego ChrisaB. Policji nie zajęło długo ustalenie, że pod tym pseudonimem ukrywał się przebywający obecnie za granicą pisarz i filozof Krystian Bala. Odkrycie nie wystarczyło jednak, aby wystosować nakaz aresztowania, a co więcej, angażować w sprawę Interpol. Jacek Wróblewski postanowił więc poczekać, aż Krystian Bala wróci do kraju. W międzyczasie trafił na książkę jego autorstwa. To, co przeczytał na kartach "Amoku", sprawiło, że jeszcze bardziej zainteresował się jego autorem.

Krystian Bala
Krystian BalaFot. Łukasz Giza / Agencja Wyborcza.pl

Fabuła "Amoku" skupia się na zawiłej, nielinearnej historii - zblazowany intelektualista szuka rozrywki w piciu i ostrym seksie. Wreszcie dopuszcza się mordu, zabija kobietę i mężczyznę. Uwagę Jacka Wróblewskiego zwróciły uwagę podobieństwa opisanych w "Amoku" zbrodni do tego, jak zginął Dariusz J. Powtarzał się motyw zabójstwa za pomocą sznura i samozaciskającej się pętli.

Jakby tego było mało, bohater powieści sprzedaje na internetowej aukcji nóż, którym wcześniej zabił. Śledczy podzielił się swoimi podejrzeniami z psychologiem kryminalnym, ale ten, choć dostrzegł podobieństwa bohatera powieści z Balą, uznał, że "opieranie analizy autora na jego fikcyjnej postaci byłoby znaczącym naruszeniem". Mimo to, kiedy Krystian Bala wreszcie wrócił do Polski, został aresztowany. Mężczyzna uznał to za duże nadużycie ze strony policji, podobnego zdania było wielu innych - wrocławska policja znalazła się w ogniu krytyki, a do Ministerstwa Sprawiedliwości zaczęły napływać listy czytelników żądających uwolnienia zatrzymanego na podstawie książkowej zbrodni pisarza. Balę wypuszczono więc na wolność.

Śledczy Wróblewski nie zamierzał się jednak tak łatwo poddać. Zaczął pieczołowicie analizować każde zdanie książki Bali, aż trafił na takie, w którym mowa była o zazdrości. To dało policjantowi możliwy motyw. Zaczął podejrzewać, iż Dariusz J. mógł być kochankiem Stanisławy, żony Bali, z którą pisarz był wówczas w separacji. Przesłuchania rodziny i znajomych pary przyniosły pożądany efekt. Okazało się, że to właśnie patologiczna zazdrość Bali zadecydowała o separacji. Co więcej, koleżanka Stasi na zdjęciu rozpoznała Dariusza J. jako mężczyznę, z którą żona Bali bawiła się pewnego wieczoru w nocnym klubie. Zeznania Stanisławy potwierdziły zarówno jej krótką znajomość z ofiarą, jak i fakt, że Bala - choć sam zdradzał żonę - był o nią chorobliwie zazdrosny i posuwał się z tego powodu do aktów przemocy. Zeznała też, że krótko po jej spotkaniu z Dariuszem J, podczas którego ostatecznie nie doszło do zbliżenia, Bala pojawił się u niej w mieszkaniu. Niezwykle wzburzony i pijany, żądał, by przyznała się do romansu. Wyłamał frontowe drzwi i uderzył kobietę, a następnie krzyknął, że zatrudnił prywatnego detektywa i wszystko wie. Zeznania żony Krystiana Bali w połączeniu z kilkoma poszlakowymi dowodami ostatecznie sprawiły, że mężczyznę uznano za winnego morderstwa i skazano na 25 lat pozbawienia wolności. Zdjęcia z sądu znajdziecie w naszej galerii na górze strony. 

Sława za kratami

Proces Krystiana Bali był szeroko komentowany w całej Polsce i na długo rozgrzał opinię publiczną. Bo mężczyznę skazano wyłącznie na podstawie poszlak, a on sam do końca utrzymywał, że jest niewinny. "To, że okrzyknięto mnie mordercą, na to nic niestety nie jestem w stanie poradzić. Ja zostałem skazany przez taki układ zamknięty niedouczonych chamów w todze, z fioletowymi wiechciami przy szyjach, absolwentów uniwersytetu Bolesława Bieruta" - przekonywał zza krat Krystian Bala w programie "Superwizjer".

Co więcej, wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Z ustaleń śledczych wynika m.in., że nie wiadomo, gdzie popełniono morderstwo ani jak ofiarę przetransportowano w miejsce oddalone o 100 kilometrów od Wrocławia i kto pomógł Krystianowi Bali, ponieważ najprawdopodobniej mężczyzna nie byłby w stanie zrobić wszystkiego sam. Do tego, choć sąd ostatecznie odrzucił "Amok" jako dowód w sprawie, fakt, że tak podobna do rzeczywistej zbrodnia została opisana przez skazanego na kartach książki, wzbudził ogromne zainteresowanie. Publikacja, która wcześniej przeszła właściwie bez echa, teraz na internetowych aukcjach osiągała rekordowe kwoty. Niebawem we Wrocławiu pojawili się też dziennikarze "New York Times". Opisana przez nich sprawa uruchomiła istną lawinę międzynarodowej sławy. O sprawie Bali pisano nawet w Japonii, na artykuł trafił też reżyser Alexandros Avarnas, którego historia zainspirowała do nakręcenia filmu "Prawdziwe zbrodnie". W rolę pisarza mordercy wcielił się Jim Carrey. Rok później, w 2017 roku, premierę miał z kolei film "Amok" w reżyserii Kasi Adamik. Co ciekawe, choć Krystian Bala nigdy nie przyznał się do popełnienia zbrodni, nie uważa, aby kolidowało to ze sprzedażą praw do swojej historii filmowcom.

Nie chcę, żeby mnie wybielano. (…) Chodzi mi o wyrok. Skoro taki zapadł, to nie ma wyjścia. Twórcy "Amoku" chcieli oprzeć swoją historię na faktach, więc nie mogli sobie pozwolić na wyraźne podważenie prawomocnego orzeczenia. Ale panowie, chwileczkę, skąd taka pewność, że w filmie jestem zabójcą? Czy pokazano tam morderstwo dokonane przez Krystiana Balę?

- powiedział Bala w wywiadzie dla Onetu. Skazany w 2009 roku mężczyzna nadal odsiaduje swój wyrok.

Więcej o: