"Dom" był jednym z najpopularniejszych polskich seriali w historii telewizji. Widzowie z sentymentem wspominają poszczególne odcinki produkcji. Jedną z ważniejszych bohaterek była Ewa Talar, w którą wcieliła się Halina Rowicka. Na czym polegał fenomen "Domu"? - Ten serial był realizowany metodą filmową. Jeden odcinek nagrywaliśmy przez miesiąc. Janek Łomnicki wywodził się z dokumentu, więc rzetelnie do wszystkiego podchodził. (...) Ogromną siłą był też scenariusz - tłumaczyła w wywiadzie z Plejadą Halina Rowicka-Kalczyńska. W tej samej rozmowie gwiazda otworzyła się na temat śmierci swojego męża, który odszedł pięć lat temu. Diagnoza nie pozostawiła żadnych złudzeń. Archiwalne zdjęcia z mężem znajdziecie w galerii na górze strony.
Aktorka przyznała, że najtrudniejsze w całej chorobie męża było ukrywanie przed nim swoich emocji. - Musiałam przed nim grać i udawać, że będzie dobrze. Czasem popłakiwałam w kątach - tak, żeby Krzysztof tego nie widział - tłumaczyła. Rowicka chciała, by mąż myślał, że ma jeszcze dużo czasu. Diagnoza postawiona przez lekarzy była okrutna. - Usłyszałam od lekarki, że niebawem pojawią się przerzuty do mózgu i kości, przez które Krzysztof będzie koszmarnie cierpiał. Czekało go umieranie w bólach. Jestem silna, ale potwornie się tego bałam. Na szczęście dla Krzysztofa i na nieszczęście dla nas, wszystko potoczyło się inaczej - mówiła. Ostatnie chwile męża aktorki przebiegły bardzo nieoczekiwanie. Podczas rodzinnego obiadu mężczyzna zakrztusił się kompotem. Miał problemy z oddychaniem, więc przyjechało pogotowie. - Po trzech dniach w szpitalu Krzysztof zmarł. To był dla nas szok. (...) Teraz zdaję sobie sprawę, że zaoszczędzonych zostało mu kilka miesięcy odchodzenia w bólu - mówiła.
Halina Rowicka-Kalczyńska w wywiadzie poruszyła także wątek pracy jej córki, Anny Kalczyńskiej, która była prowadzącą w "Dzień dobry TVN". Aktorka doskonale pamięta dzień, w którym Kalczyńska dostała wypowiedzenie. Początkowo prezenterkę zapewniano, że "żadne przetasowania jej nie dotkną". Decyzja o zwolnieniu była bardzo nieoczekiwana. "Dokładnie pamiętam ten dzień. Razem z moją młodszą córką poszłyśmy na mszę za zmarłą pięć lat temu siostrę mojego męża. (...) Gdy Ania usiadła obok nas w ławce, powiedziała: "Zwolnili mnie". Byłam przekonana, że żartuje. Okazało się, że nie" - wspominała Rowicka-Kalczyńska. ZOBACZ TEŻ: Takie wieści z domu Anny Kalczyńskiej po 12 latach. "Nie jest łatwo"