"Kuchenne rewolucje" przybyły do restauracji "Modry kociołek", której posiadacze od kilku lat czekają na cud. Właścicielami lokalu, który serwuje śląskie potrawy, jest małżeństwo - Ewa i Wojtek. Partnerka mężczyzny nie czuje jednak, aby sprawowała władzę nad restauracją - a to wszystko przez despotyczny charakter swojego męża. Wojtka muszą znosić również córki pary, które pomagają na co dzień w knajpie rodziców.
Kiedy Gessler przybyła pod "Modry kociołek" myślała, że została zaproszona do... sklepu mięsnego. Widząc wewnętrzny i zewnętrzny wystrój lokalu, powiedziała:
Co to jest? Jakiś magazyn?
Wątpliwość wzbudzała również czystość pomieszczeń - restauratorka musiała poświęcić swój szal, aby móc usiąść na zalepionym siedzisku. Niestety, dalej nie było lepiej - w śląskim lokalu zabrakło bowiem śląskiego jedzenia, a jakoś potraw pozostawiała wiele do życzenia.
Nie jest to złe, ale d*py nie urywa - skwitowała obiad Gessler.
Kolejnego dnia Gessler poznała załogę lokalu, zauważając złą energię między ojcem a córkami. Restauratorka nie owijała w bawełnę:
Dlaczego ty bijesz psychicznie swoją rodzinę? - zapytała Wojtka.
Po rozmowie z mężczyzną przyznała:
To jest mobbing.
Później porozmawiała z córkami i żoną, które przyznały, że ojciec utrudnia im życie. Jak wyznała 17-letnia Oliwia:
Nie chcę o nim mówić, bo od razu płaczę.
Następny dzień rozpoczął się od intensywnego sprzątania i gotowania, a Gessler przedstawiła swój plan na rewolucję. Pomysłem na lokal okazały się... potrawy w chlebie. Choć ze względu na pandemię nie można było zorganizować wystawnej kolacji, to goście brali dania na wynos i byli pozytywnie zaskoczeni ich smakiem. Kilka tygodni później Magda Gessler powróciła do "Laboratorium chleba" i była zadowolona z efektów rewolucji.