Angelika Swoboda: - Masz na koncie dwie złote płyty, grasz koncerty, piszesz teksty, prowadzisz jednego z najpopularniejszych blogów w Polsce. Masz 21 lat, a dorobek niczym gwiazda po trzydziestce.
Honorata Skarbek: - Już od najmłodszych lat lubiłam brać bardzo dużo na swoje barki. Może dlatego, że od dziecka wiedziałam, że jesteśmy kowalami własnego losu. Oczywiście miałam kochającą rodzinę, która mnie wspierała, ale dorastałam wśród koleżanek ze szkoły, które mogły sobie kupić to czy tamto, wyjeżdżały z rodzicami na wakacje, przychodziły do szkoły z najlepszymi plecakami. Ja nie miałam takich rzeczy. U mnie w domu się nie przelewało, ale to nie znaczy, że klepaliśmy biedę. Byliśmy po prostu standardową rodziną.
I postanowiłaś sobie, że zrobisz wszystko, żeby być bogata?
- Nigdy nie chodziło mi o bogactwo, tylko o zaradność. Wiedziałam, że muszę się wziąć za siebie, bo nikt za mnie tego nie zrobi. Rozwijając jednocześnie swoje pasje i realizując marzenia. A co za tym idzie, później zarabiać pieniądze i prowadzić własne, dorosłe życie.
Kiedy zaczęłaś?
- Pierwszy malutki krok do dorosłości zrobiłam jak miałam 13 lat. Zaczęłam pracować w sklepie taty. Kiedy on wykładał towar, ja stawałam za kasą i sprzedawałam. Dostawałam 5 złotych za godzinę. To były moje pierwsze zarobione pieniądze. Na wakacjach wstawałam o piątej rano, jechałam 20 kilometrów na rowerze i zbierałam wiśnie. Pracowałam też u cioci w sklepie, a co roku w Boże Narodzenie kolędowałam ubrana w czerwony koc. Odkąd pamiętam zawsze byłam małą bizneswoman, która potrafiła sobie zorganizować jakąś pracę. Właśnie to nauczyło mnie samodzielności i zorganizowania. Ta praca od najmłodszych lat dała mi siłę i utwierdziła w przekonaniu, że wszystko jest możliwe. Wolałam stać za kasą, niż latać z koleżankami po podwórku albo pierwszy raz malować rzęsy.
Skąd wiedziałaś, że sama musisz o siebie zadbać?
- Nie wiem (śmiech). Może wzięło się to też od mojego brata, który jest ode mnie o cztery lata starszy i też zawsze potrafił sam o siebie zadbać. Studiował automatykę i robotykę. Odkąd pamiętam, naprawiał wszystkie suszarki i pralki na osiedlu. I miał z tego parę groszy. Jego samodzielność przeniknęła w moje usposobienie.
Przedsiębiorczość masz we krwi.
- Tak, dokładnie. Mój tata też od zawsze miał swoje biznesy, prowadził sklepik, działał. Inspirował mnie.
Ty w ogóle miałaś dzieciństwo?
- Jasne. Przecież nie stałam za tą kasą non stop. Chodziłam do szkoły, bawiłam się na podwórku. Co ciekawe, raczej trzymałam się z chłopakami. Koleżanki zazwyczaj trzymały mnie na dystans. Miałam warkocz do pasa, piękne gęste włosy... Mama oryginalnie mnie ubierała. Ponieważ Zgorzelec graniczy z niemieckim Goerlitz, chodziłyśmy tam na przeceny. Wtedy jeszcze były marki. Za jedną markę, czyli dwa złote, albo dwie, trzy można było znaleźć perełki. Ubierałyśmy się więc tanio, a miałyśmy niespotykane rzeczy. Wychowanie z facetami zahartowało mnie w życiu. Jestem bardziej konkretna. I tak jest do dzisiaj. Lepiej się dogaduję z facetami. Dzięki temu też chyba się nie rozdrabniam i idę w życiu naprzód.
Idziesz jak burza. Jak to zrobiłaś?
- Wzięłam udział w miejskim konkursie, do którego wystartowałam ze szkolnego chóru. Śpiewałam piosenkę Virgin "Znak pokoju". Wygrałam nią miejscowym przegląd talentów, ale zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że śpiewanie będzie moją życiową ścieżką. Miałam wtedy 12 lat. Potem były kolejne konkursy, zaczęłam pisać swoje piosenki i grać na gitarze, na perkusji. Zakładałam podwórkowe zespoły, nawet namawiałam osoby, które w ogóle nie potrafiły śpiewać, żeby ze mną śpiewały. Ale cały czas pisałam do szuflady, aż...
Aż?
- Aż w pierwsze klasie liceum mój kolega zaprosił mnie do swojego amatorskiego studia, żebyśmy nagrali coś razem. Nagraliśmy. Piosenka nazywała się "Po nocy przyjdzie dzień". Wrzuciłam ją do internetu.
Tak po prostu?
- Już jako 13-latka prowadziłam swojego bloga, takiego lifestylowego. To było wtedy na czasie. Do każdej notki dodawałam jakiś tekst i to przyciągało. Tam też wrzuciłam swoją pierwszą piosenkę. Byłam przekonana, że odsłucha to kilka osób, a okazało się, że po paru dniach tę piosenkę znają moi rówieśnicy z całej Polski. Miała kilkadziesiąt, a potem kilkaset tysięcy odtworzeń. To było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Pamiętam jak mówiłam do taty: Tatuś, moja piosenka ma już 40 tysięcy odtworzeń. To więcej niż nasze miasto ma mieszkańców.
Cieszyłaś się.
- To mnie zmotywowało, żeby nagrać sześć kolejnych utworów, które też stały się popularne. W internecie działa efekt kuli śniegowej. Miałam wtedy 18 lat i znalazł mnie mój menadżer, który zaproponował mi współpracę. W rankingach na różnych portalach muzycznych byłam, nieskromnie mówiąc, pierwsza i tam mnie znalazł. Napisał do mnie, nagraliśmy trzy piosenki demo i zgłosiliśmy się do Universal Music Polska, Magic Records. Potem wszystko się działo bardzo szybko. Podpisaliśmy kontrakt, wydaliśmy pierwszy singiel "No one", potem płytę, kolejny singiel. I tak do dziś.
Nie miałaś planu, żeby stać się sławna?
- Wszystko wydarzyło się bardzo naturalnie. Robiłam po prostu to, co było moją pasją i miłością. A popularność, która do mnie przyszła, jest wynikową tej miłości pasji. Niczego nie robiłam na siłę. Wiesz, zauważyłam teraz taką dziwną przypadłość, że moi odbiorcy, szczególnie młode dziewczyny piszą do mnie z pytaniem: co zrobić, żeby być sławnym? Takie cele są tak naprawdę bardzo płytkie. Niektórym wydaje, że sława to tylko pieniądze i uwielbienie, a kryję się za tym coś o wiele więcej, to przede wszystkim nieustająca praca.
Ty pracujesz naprawdę ciężko. Na ile lat się czujesz?
- Zupełnie nie czuję się na swój wiek. Czasem mnie to przeraża, bo tak naprawdę ja jestem gówniarą, nie oszukujmy się. Jednak mentalnie i po tym, co w życiu przeszłam, czuję się na taką 35-latkę. Bywa, że się tego boję. Zaraz po Zgorzelcu przeniosłam się do Warszawy i myślę, że w jakimś stopniu ominął mnie taki ciekawy okres w życiu. Czas imprez, codziennych spotkań ze znajomymi, podróży po świecie, nie tylko by pracować, ale żeby beztrosko używać życia. Oczywiście niektórzy powiedzą: co, nie jeździsz po świecie? Byłaś w Pekinie, na Karaibach... Ale te wszystkie wyjazdy to w dużej mierze moja praca. Bez przerwy wrzucam zdjęcia na Instagrama i Facebooka, bo to jest po prostu część mojej pracy. Internet jest brutalnym światem, jak nie Ty, to zaraz zastąpi Cię ktoś inny. Często zdarzają się również pretensje, jeśli przez 2 dni nie wrzucę żadnej aktualizacji. Piszą: zmieniłaś się, masz w d.. fanów, jesteś najgorsza, sława ci uderzyła do głowy... A ja po prostu nie mam czasu. Tymczasem ja staram się być z fanami w stałym kontakcie. To moja forma wdzięczności, bo przecież wzięłam się z internetu. Wyszłam z niego i już nie wyjdę. Nawet nie chcę. Zresztą nie wyobrażam sobie, żebym nie robiła muzyki. Teraz pracuję nad trzecią płytą.
KapifZgodziłaś się też wystąpić w "Tańcu z gwiazdami". Chcesz sobie nim zrekompensować brak zabawy i szaleństwa? - Tak. To coś, czego bym się po sobie nie spodziewała. Że się zgodzę.... Zawsze podkreślałam, że to co robię, tyczy się tylko muzyki. Nie pojawiam się już na otwarciach butików, nie liżę butów na ściance, nie chodzę na pokazy. Od ponad 2 lat pojawiam się jedynie na urodzinach stacji muzycznych czy radiowych lub innych imprezach muzycznych... Doszłam jednak do wniosku, że kiedy mam korzystać z życia, jak nie teraz. Zachęcali mnie zresztą znajomi, którzy brali udział w poprzednich edycjach. Więc pomyślałam sobie - dlaczego nie? Poznam wspaniałych ludzi, nauczę się czegoś nowego, podejmę nowe wyzwania.
Już trenujesz.
- Od początku sierpnia, codziennie po sześć godzin. No chyba, że gram koncert. To bardzo wykańczające, myślałam, że pójdzie o łatwiej. Nawet mój tancerz powiedział do mnie: Tobie to chyba wszystko w życiu wychodziło. Bo jak coś mi nie wychodzi, to się wkurzam i burmuszę, łzy w oczach. Pomyślałam sobie: na następnym treningu pokażę Ci, jak daję czadu. Te jego słowa dały mi do myślenia.
Zrzuciłaś już coś?
- (śmiech). A propos tego, czy schudłam, to wybuchła ostatnio w internecie afera po tym, jak wrzuciłam moje zdjęcie z wesela brata, na którym byłam w poprzedni weekend. Mam na sobie obcisłą sukienkę, a jak wiadomo, na weselach je się praktycznie non stop, więc trochę mi odstawał brzuch... I wszyscy zaczęli pisać, że jestem w ciąży. Totalna bzdura. Ja piszę: tak, jestem w ciąży. Ale w spożywczej. Schudłam chyba z półtora, dwa kilo. Widzę, że wyrobiły mi się mięśnie, mam inny brzuch, bo na początku jest dużo siłowych ćwiczeń. Wydaje mi się, że tylko mi to wyjdzie na zdrowie. O ile mi kolano nie odpadnie, bo od kilku lat zmagam się z tym problemem.
Co jadasz?
- Ja się strasznie źle odżywiam i nie chciałabym nikomu polecać mojego sposobu żywienia. Zupełnie niestety nie dbam o to, co jem. I wiem, że to jest straszne, ale nie będę ściemniać, że mam pięć idealnie zbilansowanych posiłków dziennie, bo tak nie jest. Nie jem śniadań, rano koniecznie musi się pojawić kawa. To też trochę takie uzależnienie manualne, że muszę zrobić tę kawusię, bo nic bez niej nie zacznę.
Jakiś obiad? Warzywa?
- Ja nie jem warzyw! Nigdy w życiu nie jadłam sałaty, szczypiorku, szparagów czy rzodkiewki. Po prostu nie lubię. Z warzyw najlepiej lubię mięso (śmiech). Tylko kurczaka, nawet nie zjem indyka. Do tego ryż, kasza gryczana. Kocham za to ogórki kiszone, mogłabym je jeść ciągle. Za to zielonego nie lubię! Kolację jem najczęściej po 23. Moi rodzice są szczupli, mam dobry metabolizm. Choć słyszę, że to się w pewnym momencie kończy.
Dzisiaj wystąpisz na Sopot Festiwal 2014. Stresujesz się?
- Nie. Złapałam się niedawno na tym, że występując przez cztery lata, czasami nawet dla milionów ludzi przed telewizorami, zdążyłam się już z tym oswoić. Czuję tylko pozytywną adrenalinę, która bardziej mnie nakręca niż paraliżuje. Taki paraliżujący stres czułam kiedyś, gdy występowałam na apelach szkolnych, ale wraz z kolejnymi występami to wszystko mijało. Bo i moje doświadczenie stawało się większe i łatwiej mi to wszystko przychodziło.
A jak wspominasz support przed Justinem Bieberem?
- Gdy ja schodziłam, a jego właśnie przypinano do wielkich skrzydeł, na których pojawił się później na scenie. Rzucił mi "good job". Pewnie mówi tak każdemu, ale ja cały czas myślę, że byłam wyjątkowa (śmiech).
Zaistniałaś podobnie jak on. Oboje jesteście gwiazdami z internetu.
- Tak, dokładnie. W sumie mam teraz fryzurę podobną do tej, którą on kiedyś miał (śmiech). Pamiętam nawet, że na początku mojej kariery dużo ludzi z mediów porównywało moją historię do historii Biebera.
W 2012 byłaś najczęściej wyszukiwaną gwiazdą w internecie polską gwiazdą. A fanki pisały o tobie: Piękna jak anioł... - Jeśli chodzi to piękno anioła, to wydaje mi się, że skończyło się ono, gdy ścięłam włosy. I zostałam trochę diabełkiem, bo fani jednak bardzo to przeżywali (śmiech). A jeśli chodzi o tę gwiazdę... Przyznam ci, że jestem wobec siebie bardzo krytyczna i wymagająca. Nie doszłam jeszcze do etapu, w którym mogłabym powiedzieć: wow, Honorata, jesteś super, tak dużo zrobiłaś, że możesz zacząć odcinać kupony. Nie czuję, żebym mogła sobie na chwilę odpuścić. Bo wtedy człowiek nie ma do czego dążyć.
Wraz z popularnością przyszły też pieniądze. Jesteś już wystarczająco bogata?
- Zdaję sobie sprawę, że mogę pozwolić sobie na więcej niż przeciętna 21-latka, za co chylę czoła scenarzyście mojego życia. Ale ja jestem bardzo oszczędną osobą. Nie kupuję sobie butów za dwa tysiące czy torebek za 20 tysięcy, bo uważam, że nie jest to przydatne i nie pomoże mi w budowaniu mojej przyszłości. Przez kilka lat odkładałam każdy grosz i dzięki temu jestem teraz w trakcie budowy swojego domu. Raz na parę miesięcy pozwalam sobie na małe szaleństwo, ale nie częściej. Spodobał mi się ostatnio zegarek, to powiedziałam sobie: Należy ci się, ciężko pracujesz. Nie prowadzę rozrzutnego życia. Mój plan na przyszłość, to zbudować dom i założyć ciepłą rodzinę.
Naprawdę o tym marzysz?
- Naprawdę. Marzy mi się dom pełen zwierząt. Mąż i dzieci. To może niekonwencjonalne, bo teraz większość młodych osób marzy głównie o karierze. A ja w jakimś stopniu to zrealizowałam. Uwierz mi, mam ogromną potrzebę ciepła. W wieku 18 lat wyprowadziłam się z domu, byłam w Warszawie całkiem sama. Utraciłam domowe bezpieczeństwo. Chcę to nadrobić.
Rozmawiała: Angelika Swoboda