• Link został skopiowany

Co działo się w Łodzi i jak nam się podobał koncert Justina Biebera? [RELACJA]

Kotek wyruszył na wyprawę swojego życia ;)

Hotel

Swój pobyt w Łodzi Kotek zaczął od wizyty w Hotelu Andel's. Nie było trudno tam trafić. Gdy już znaleźliśmy się w pobliżu Manufaktury, wystarczyło, że szłyśmy w kierunku okrzyków. Pod hotelem grupa fanów wypatrywała swojego idola. Każde otwarcie drzwi sprawiało, że ludzie zaczynali piszczeć i krzyczeć. Niestety, Justin nie zdecydował się na wyjście, nie pomachał przez szybę...

Justin Bieber w PolsceKotek.pl

Udało nam się przedostać przez tłum i dostać do hotelu. Tam spotkałyśmy dziewczyny, które miały to szczęście, że zamieszkały w tym samym hotelu co Justin. Snuły plany, co by tu zrobić, aby natknąć się na idola... Zdradziły nam, że chłopak był widziany na siłowni, ktoś wypatrzył go też bez koszulki. Niestety, my na Biebera nie wpadłyśmy. Udało nam się za to spotkać jego dziadków, którzy chętnie pozowali do zdjęć.

Justin Bieber w PolsceKotek.pl

W holu pojawili się także tancerze i reszta ekipy piosenkarza, którzy slalomem pomiędzy fanami, przechodzili do stojących pod hotelem autokarów. Zawiozły ich do Atlas Areny, gdzie odbywał się polski koncert Justina.

Justin Bieber w PolsceKotek.pl

Spotkanie z fankami

Lekko zmęczone czatowaniem na Justina w jego hotelu, udałyśmy się do pobliskiej Manufaktury na kawę. Gdy sączyłyśmy napój i przygotowywałyśmy materiały do koncertu, naszą uwagę przykuła wesoła grupka przy sąsiednim stoliku, która pracowała znacznie ciężej niż my. W ruch poszły nożyczki, kleje i papier kolorowy. Cztery młode dziewczyny z mozołem tworzyły czerwone i białe serca. Coś nam podpowiadało, że dziś wieczorem będą w Atlas Arenie... Przyjechały aż z Gdyni.

Jechałyśmy tu osiem godzin - powiedziała jedna.
Musiałyśmy wstać o piątej - dodała druga.

Na ich twarzach nie było znać zmęczenia. Być może to zasługa młodego wieku, a może rosnącego z minuty na minutę podekscytowania.

Justin Bieber w PolsceKotek.pl

A więc to już. Już dziś zobaczymy tego chłopaka, do którego wzdycha mnóstwo dziewczyn na całym świecie. Mamy wrażenie, że większość z nich znajduje się dziś w Atlas Arenie. Pod wielką sportową halą kłębią się tłumy uśmiechniętych nastolatek. Do wejścia kolejki, panuje ścisk, jednak nie ma nerwowej atmosfery.

Atlas Arena

Udało się, jesteśmy w środku.

Bilety jeszcze są - informowano naszą ekipę w kasach.

Płyta stopniowo zaczęła się zapełniać. Wciąż było sporo miejsca. Najpierw odbył się występ Honey. Piosenkarka wspomniała, jak trzy lata temu była jedną z dziewczyn stojących pod sceną na koncercie Justina Biebera. Teraz jest supportem przed jego występem. Dziewczyna nie kryła wzruszenia, widać było, że to dla niej wyjątkowa chwila.

Potem zapanowało już tylko nerwowe oczekiwanie. Nawet osoba dość zdystansowana wyczuwała gęstniejąca z każdą minutą atmosferę. Raz po raz rosnące podniecenie eksplodowało w postaci niekontrolowanych pisków.

Justin tu, Justin tam...

Nagle na płycie nagle rozległ się głośniejszy niż poprzednio pisk po jednej stronie. Kilka osób zaczęło coś pokazywać, część patrzy w lewo, część - w prawo. Poziom hałasu się podnosi. W pewnym momencie orientujemy się, że piszczy już cała płyta. Nagrywający dźwięk realizatorzy zdjęli z uszu słuchawki. Pisk jest nie do wytrzymania. Gdzieś pojawił się Justin. Gdzie? Każdy pokazuje w inną stronę. Siedząc wysoko w sektorze prasowym dobrze widzimy jak zachowuje się tłum. Młody chłopak w niebieskiej koszulce przebiega przez płytę. Niestety to nie był Bieber, lecz bardzo podobny do niego chłopak. O pomyłkę nie trudno. Nie trzeba być zakochanym w piosenkarzu, by wszędzie go widzieć. Wszyscy chłopcy wyglądają jak jego klony.

Byłam przed chwilą w sektorze VIP - słyszymy rozmowę pary dziennikarek. - Tam są miliardy Bieberów.

Wrzawa przycichła. Jednak po chwili znów słychać pisk. Na koronie stadionu widać grupę osób, która biegnie w jednym kierunku. Do nich dołączają się kolejne. Widzimy, jak wybucha panika i na czym polega efekt lawiny. Emocje wzbierają, coraz więcej osób biegnie. Ludzie zrywają się z płyty i z miejsc na trybunach, biegną w tym samym kierunku i...? Piszczą. 1/3 publiczności już opuściła halę. Jednak potem hałas ponownie zamiera - znów fałszywy Justin wprowadził zamęt. Według planu 10 minut temu miał zacząć się koncert. Emocje i podniecenie da się już kroić nożem. Wszyscy w sektorze prasowym wymieniamy zdziwione spojrzenia.

Oczekiwanie

Jezu co tu się dzieje - słyszymy od jednego z fotografów.

Atmosferę tak wielkiego podniecenia widuje się rzadko. Nagłe łup! Głośny huk rozległ się z głośników, a na telebimie pokazał się zegar odliczający ostatnie 10 minut.

Pozostało 8 minut - Pisk. Kilka rzędów poniżej nas, dziewczynki w czapkach z napisem "I love Bieber" już nie stoją tylko nerwowo podskakują.

5 minut to koncertu. Piski i skandowanie: "Justin! Justin!"

4 minuty do koncertu. Częstotliwość pisku wprost ogłusza. Co chwila tłum podnosi dłonie i krzyczy "AAAA", które podchwytuje cała Atlas Arena - tak jakby ktoś zobaczył gdzieś w oddali Biebera. Po czym po chwili hałas cichnie.

3 minuty do koncertu. Na płytę wszedł dodatkowy zastęp ochroniarzy. Pisk pojawia średnio co 20 sekund.

2 minuty. Emocje sięgają zenitu Dziewczynki na płycie skaczą, trzęsą się, zaciskają pięści. Emocje udzieliły się nawet ochronie.

1 minuta i 3 sekundy. Znów głośny pisk, jednak tym razem nie cichnie. Do tego dochodzą okrzyki "Justin! Justin!".

0 sekund. Koncert się zaczyna. Światła gasną. Halę rozjaśniają jedynie setki ekranów komórek.

Zaczynamy

Na telebimie pojawia się film z tunelu kolejki. Widz ma wrażenie, że przemierza go w małym, trzęsącym się wagoniku. Na scenę wchodzą tancerze. Na płycie i trybunach wszyscy już piszczą. Trzeba zakryć uszy, pisk jest nie do wytrzymania. Na telebimie pojawiła się sylwetka Justina. Zachowanie publiczności można nazwać już tylko histerią. Dziewczynki poniżej sektora prasowego zaczęły płakać.

Justin Bieber w PolsceFot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Telebim rozjeżdża się w dwie strony . Okazało się, że pisk może być jeszcze głośniejszy. Na scenę zlatuje Justin w białym garniturze z metalowymi skrzydłami, przytroczonymi do pleców. Tancerze odczepiają mu jego anielskie atrybuty. Ja zastanawiam się, czy moje ubezpieczanie obejmuje uszkodzenia słuchu - tak jest głośno. Kilka tysięcy nastoletnich gardeł krzyczy. Koncert rozpoczął się w pełni. Czuję jak na moich kolanach podskakuje laptop. Cała Arena nie dość, że piszczy, to jeszcze skacze. Mimo że cały dzień jestem tylko na jednej kawie, chłonę jak gąbka całą tę energię i nie czuję zmęczenia.

Justin klaszcze, w sali panuje euforia. Do sektora prasowego wtargnęły fanki z dalszych miejsc. Na krzesełkach siedzi już tylko kilka osób, ja z laptopem i kilku zmęczonych bieganiną fotografów.

Ogarnęło mnie strasznie dziwne uczucie. Nagle sama zaczęłam się uśmiechać. Nie sposób, żeby nie udzieliła się tak ogromna radość. Nie trzeba być wielkim fanem Justina, aby czuć, że to niecodzienne wydarzenie. A dla jego wielbicieli to dzień, który zapamiętają na długo.

Justin na scenie

To wspaniale być tu po raz pierwszy - zaczął Justin.

Po czym dodał zdejmując marynarkę.

Jeśli pozwolicie? Tak będę czuł się bardziej swobodnie.

Nagie ramiona Biebera wywołują szał. Ten, kto tam nie był, nie wie jak ogromną histerię może wywołać 19-latek w tank topie. Z publiczności na scenę poszybował pluszowy miś. Justin go kopnął. Pisk. Znowu.

Cokolwiek Justin by nie zrobił i tak usłyszymy krzyk zachwytu. Publika napawa się każdym jego gestem i ruchem. Na telebimie emitowana jest kompilacja filmików z całej kariery Justina, zza kulis koncertów, pierwsze widea z YouTube'a, od fryzjera, fragmenty programów o nim oraz, oczywiście, z imprez muzycznych, na których otrzymywał nagrody.

Po filmie Justin pokazał się już w innym stroju. Miał czarne jeansy, ten sam biały top i czarną marynarkę. W ręku trzymał świecącą białą parasolkę. Po kilku minutach kolejna piosenka i kolejny strój: czarne jeansy, czarny kapelusz i jeansowa kamizelka.

Justin nagle bierze kamerę od realizatora i zaczyna filmować publikę. Obraz z kamery widać na telebimie - tłumy roześmianych twarzy, nagle na ekranie pojawiła się najbardziej pożądana twarz, czyli twarz Biebera - skierował kamerę na siebie. Każda jego wystudiowana mina, przy coraz to bardziej pociągłych dźwiękach piosenki wywoływała histeryczny pisk. Gdy jednak myśleliśmy, że głośniej być nie może, piosenkarz skierował obiektyw na swoją klatkę piersiową, po czym odsunął koszulkę. Dorośli widzowie wymieniali porozumiewawcze spojrzenia i uśmieszki. Cała ta sytuacja przywodziła na myśl wideochat dla dorosłych.

Potem nadszedł czas na prawdziwy spektakl. Justin wszedł do specjalnego kosza na stalowym ramieniu, które podniosło artystę nad publiczność. Dzięki temu specjalnemu dźwigowi Justin szybował nad trzęsącymi się nastolatkami. Romantyczna ballada, którą wykonywał przy akompaniamencie na gitarze, wprawiła wszystkie fanki w liryczny nastój. Każda marzyła, że to właśnie do niej śpiewa te czułe dźwięki.

Kulisy

Gdy Justin śpiewał na scenie, chwilę wytchnienia mieli sprzedawcy ze stoisk z gadżetami otworzonych w Atlas Arenie. Znaleźli też chwilę na krótką rozmowę.

Nie wiem, co najlepiej się sprzedaje, bo idzie dobrze wszystko - powiedziała jedna ze sprzedawczyń.

Rzucam okiem na gadżety - koszulki po 130 zł, torba za 85, bluzy po 230. Ceny wygórowane.

Jeżeli kogoś było stać na bilet, to na takie ciuchy tym bardziej - rozwiewa moje wątpliwości sprzedawczyni.

Obok opustoszałych straganów z gadżetami, snuje się kilku tatusiów, którzy w końcu bez kolejki mogą najeść się hot dogami. To był też jedyny moment, kiedy można było się dostać do toalety.

One Less Lonely Girl

Tymczasem w hali naszedł czas na stały element koncertów Biebera - piosenkę "One Less Lonely Girl". Justin wybierał z tłumu dziewczynę, do której będzie śpiewał. Na scenę wprowadzono szczupłą brunetkę. Justin posadził ją na ozdobnym siedzisku, przysiadł na poręczy i śpiewał tylko do niej.

Jak masz na imię? - zapytał na koniec.
Nicole - powtórzył to, co ona nieśmiało mu wyszeptała na ucho.

Później usłyszałyśmy, że prawdopodobnie wybrana dziewczyna była Niemką i to było wielkie nieporozumienie. W końcu na koncercie w Polsce, Justin powinien zaśpiewać do... Polki.

By zadośćuczynić innym fankom, które nie zostały aż tak wyróżnione, chłopak pojawił się w marynarce. Na gołą klatkę. Było jeszcze więcej tańca, jeszcze więcej laserów, a na koniec Bieber wyjechał na podnośniku kilka metrów nad scenę. Fani byli jak zahipnotyzowani - "As Long As You Love Me" jest chyba jedną z bardziej lubianych piosenek Kanadyjczyka.

Finał

Nadszedł ten moment show, kiedy muszę Wam powiedzieć dwie wiadomości - dobrą i złą. Którą chcecie najpierw? - zapytał Justin.

Jak się domyślcie w odpowiedzi usłyszał ogłuszający pisk.

Zła jest taka - kontynuował, że to moja ostatnia piosenka wieczoru (pisk). A dobra jest taka, że napisałem ją specjalnie dla każdego w tej sali.

Justin usiadł przy białym fortepianie i zaczął grać, jego fani za to podnieśli do góry przygotowane wcześniej serca: płyta czerwone, trybuna białe. Wyglądało to naprawdę świetnie, Bieber miał doskonałe tło do piosenki "Believe" :)

Z sufitu zaczęły lecieć sztuczne ognie, po scenie dym, światła migały. A Justin zniknął za sceną.

I Love You - rzucił na odchodne.

To już jest koniec?

W tym momencie, na każdym koncercie, zadowolona publiczność prosi o bis. W co do minuty skonstruowanym show Biebera, nawet ten element został wyreżyserowany. Lektor z telebimu podjął dialog z publicznością

Make Some Noise! - zachęcał.
Nagrywacie wszystko komórkami i patrzycie w ten mały ekranik i możecie przegapić ten wielki show na żywo. Zróbcie hałas!

Poziom hałasu porównywalny był z odgłosem startującego samolotu. Cały tłum skandował "Justin, Justin". Kilka tysięcy gardeł, las rąk, pisk, serca z papieru. Jeżeli ktoś miał wątpliwości, dlaczego gwiazdom uderza woda sodowa do głowy, ten obrazek powinien pozbawić go złudzeń. Taka dawka czystego uwielbienia potrafi wywrócić świat do góry nogami.

Justin odśpiewał zaplanowany wcześniej bis. "Boyfriend" i "Baby" słyszane na żywo, wprawiły publiczność w zachwyt. Na koniec zdjął przepoconą koszulkę i zrzucił w publiczność. Tłum oszalał, dosłownie. Widzów obsypało konfetti. Justin tańczy, opuszczone do połowy pośladków spodnie mu spadają, tancerze kręcą szalone piruety. Światła, lasery, sztuczne ognie - słowem show. Jeżeli któraś z fanek mogła piszczeć jeszcze głośniej to właśnie to zrobiła. Justin znika pod sceną.

Nie ma już nic

Gdy tylko Justin zniknął, na zaciemnionej scenie pojawiły się postacie z latarkami. Zapalono oświetlenie. Tajemnicze sylwetki okazały się być obsługą techniczną, która w ekspresowym tempie zaczęła wszystko rozbierać. Nim spakowałyśmy laptopy i kurtki, 1/3 dekoracji była już rozebrana.

Koncert się zakończył. Jak było? Sprawnie i profesjonalnie. Show Justina to dobrze naoliwiona maszyna, na której sprawne działanie pracuje sztab ludzi. Każdy zna swoje miejsce, od technicznych, po muzyków. Justin też. Wszystkie miny i rozmowy z publicznością były przećwiczone setki razy, nie było miejsca na pomyłkę, ani też, niestety, na spontaniczność. Szkoda. Bez tego każdy występ przypomina raczej maszynkę do robienia pieniędzy niż maszynę, dzięki której poleci się tam, gdzie wzrok nie sięga.

Wrażenia

Kiedy, tuż po zakończeniu koncertu, pytałyśmy napotkane osoby o wrażenia, najpierw (z rozanielonymi wyrazami twarzy) kiwały tylko głowami, dopiero po chwili mówiły, że tak to sobie wyobrażały i nie żałują, że przyjechały do Łodzi. Show Justina wynagrodził im wczesną pobudkę. Na koncercie nawiązały się też nowe znajomości - w końcu fan z fanem zawsze się dogada :)

A Justin? Napisał kilka słów podziękowania i odleciał do domu. Czy jeszcze do nas wróci? Mamy nadzieję, że tak! W końcu to on nauczył nas, aby nie mówić "nigdy".

Więcej o: