O porażce Mandaryny w Sopocie słyszała cała Polska. Niektórzy z nas już zapomnieli o tym fatalnym występie, ale nie Marta . Okazuje się, że pamiętny występ czasami prześladuje ją w snach .
To wspomnienie jest jak czarna plama, którą starałam się wymazać z życiorysu, wyprzeć. Ale czasami powraca do mnie w snach. Stoję na estradzie, nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wszyscy kpią, śmieją się, a ja uciekam, chowam się. Po takich snach budziłam się na poduszce mokrej od łez - opowiada gwiazda w wywiadzie dla magazynu "Viva".
Nikt z nas raczej nie spodziewał się, że Marta tak bardzo przeżyła swoją porażkę. Była naprawdę zdesperowana...
Gdybym wiedziała, że nie dam rady, złamałabym nogę przed wejściem na scenę. Naprawdę... Chciałam uciec na koniec świata. Nie odbierałam telefonów, zamknęłam się przed ludźmi. Przy życiu trzymały mnie tylko dzieci - wyznała Marta.
Po raz kolejny widać też, że w tamtym czasie Mandaryna nie mogła liczyć na swojego męża - Michała Wiśniewskiego .
Na szczęście dziś Marta wszystkie te złe przeżycia ma za sobą. Nagrała naprawdę dobrą płytę , wyprodukowaną na wysokim, światowym wręcz poziomie . Może być z niej dumna! Kolejne załamania nerwowe nie powinny mieć już miejsca.
Negral