Wpis Joanny Jabłczyńskiej na Facebooku, który umieściła po pokazie Bohoboco, wywołał prawdziwą burzę (Zobacz: Jabłczyńska o pokazie Bohoboco: Duchota, przepychanki, groźby. Podziękowałam i WYSZŁAM ). Posypała się lawina komentarzy, a aktorka nagle zyskała łatkę nadąsanej gwiazdki. Aby uspokoić nieco nastroje i zabrać w końcu głos w sprawie, Jabłczyńska przyszła do studia "DDTVN", gdzie wyjaśniła kontrowersje.
Nie wyszłam oburzona, lecz zażenowana. Czułam się jak piąte koło u wozu. Tak jakby ktoś mnie zaprosił na wesele, a miejsca dla mnie nie było - mówiła Dorocie Wellman i Marcinowi Prokopowi.
Joanna Jabłczyńska opowiedziała następnie, jak znalazła się na liście gości pokazu i jak po kolei wyglądała jej wyprawa na imprezę.
Zadzwonili do mnie organizatorzy kilka razy, wysłali zaproszenie, potwierdzali, czy przyjdę. Oczywiście, że z przyjemnością przyszłam. Lubię takie wydarzenia. Może nie znam się na modzie, ale jest to zawsze bardzo miłe. Tym bardziej, że tego duetu nigdy na żywo nie widziałam, a bardzo chciałam.
Na pokaz przyszłam pół godziny wcześniej. Zawsze trzeba mieć bowiem czas dla fotoreporterów. Jest wówczas czas na zdjęcia, wywiady. Po tym wszystkim przeszłam już na salę, gdzie była i po jednej, i po drugiej stronie kolejka. Wybrałam stronę lewą, ot tak. Okazało się, że tam już w ogóle pan nie wpuszcza, no i tyle.
Ktoś jednak rozpoznał Joannę Jabłczyńską i zasugerował, żeby spróbowała ustawić się w kolejce po drugiej stronie.
Po 10 minutach stania w jednej kolejce, przeszłam na drugą stronę. Tam stały 4 osoby z 4 listami VIP-ów i już była afera. Ludzie zaczęli się buntować, że oni byli na tej liście, a ich nie ma, a ta osoba z osobą towarzyszącą przyszła - mówiła z emfazą Jabłczyńska. - W tej aferze ja stałam grzecznie, czekałam na swoją kolej.
W końcu aktorka przeszła przez bramkę, jednak okazało się wówczas, że nie ma dla niej miejsca.
Przeszłam wzdłuż tych siedzeń, widziałam, że mojego nazwiska nigdzie nie ma. Nie chciałam też nikogo podsiąść, żeby nie wyszło znowuż tak, że zacznie się pokaz, ktoś podejdzie i powie: "Przepraszam, ale pani na moim miejscu siedzi". No więc stałam grzecznie, dopytywałam dwa razy, aż w końcu, stojąc na tym wybiegu, zastanawiałam się: Po co ja tu stoję i o co ja się proszę.
Chwila zastanowienia skłoniła Jabłczyńską do podjęcia zdecydowanych kroków... W kierunku wyjścia.
Postanowiłam, że to jest gra niewarta świeczki. Nie będę się dopytywać czwarty raz, czy ja mogę usiąść i gdzie mogę usiąść, pomimo tego, że były wolne miejsca, ale nie moje. Po prostu, nie robiąc żadnej afery, wróciłam do domu, położyłam się spać.
Jabłczyńska, nim jednak położyła się spać, opisała swój wieczór na Facebooku. To wywołało lawinę komentarzy, wśród nich znalazł się także głos dziennikarza show-biznesowego, Roberta Patolety.
Joanna Jabłczyńska rzadko bywa na pokazach mody, więc nie wie, że większość z nich jest beznadziejnie zorganizowana. Zamiast stać jak słup soli i czekać w przepychającym się tłumie, aż szanowną gwiazdę usadzą z honorami, trzeba działać. Ja na Bohoboco powiedziałem obsłudze, że jeżeli nie znajdzie się dla mnie miejsce, to ich szefostwo da im popalić. Podziałało. Siedziałem na miejscu Asi Jabłczyńskiej, która wyszła nie doczekawszy pokazu. Trzeba sobie umieć radzić w każdej, nawet najbardziej kuriozalnej sytuacji - zacytował wpis Patolety portal Kozaczek.pl.
Jabłczyńska w studiu "DDTVN" nie omieszkała o tym wspomnieć.
Przerosła mnie ta afera, która zrobiła się wokół tego i komentarze, które się posypały. Pan Patoleta, o ile nie przekręciłam nazwiska, chwalił się nawet tym, że zajął moje miejsce - mówiła z niedowierzaniem i przejęciem aktorka. - I że ja powinnam wiedzieć, że trzeba walczyć. Mogłam się, co prawda spodziewać po tym panu, że mógł coś takiego wywinąć.
Przyjemności skomentowania ostro zachowania Jabłczyńskiej nie odmówił sobie też Tomasz Jacyków. Jego mocne słowa były dla aktorki zaskoczeniem.
Później Tomek Jacyków, który mówi mi po imieniu i zawsze jest dla mnie przemiły, nagle w wywiadzie dla jednej z gazet mówi o mnie "per pani", że gdyby "ta pani" miała poczucie własnej wartości, to by nie robiła takich akcji i wysyła mnie do psychoterapeuty! - mówiła z jeszcze większym zdziwieniem. - Ja już zgłupiałam! Umieściłam tylko wpis na własnym fanpage'u, a potem odpowiedzi, które dostałam i cała ta afera, to mnie przerosło. Ja się w tym nie odnajduję - mówiła łapiąc się za głowę.
Przynajmniej Jabłczyńska dowiedziała się co nieco o "znajomych" z show-biznesu.
karo