Anna Mucha jeżdżąc po kraju ze swoim spektaklem "Single i remiksy" na wylot poznała ofertę polskich hoteli i restauracji. Swoimi wrażeniami podzieliła się na blogu. Nie są one zbyt optymistyczne:
Wiem też trochę o Polsce :) że (głównie) kebabem i pizzą stoi, a niezwykle trudno jest znaleźć dobrego schabowego i gołąbki. Że w Oświęcimiu (co za porażka!) dwukrotnie czekaliśmy na jedzenie ok. 3 godzin!!!, przy czym raz usłyszeliśmy, że meksykański pub/restauracja do której trafiliśmy przypadkiem i na nasze nieszczęście to "nie jest fast food! Tu trzeba poczekać!". Ale żeby od razu trzy godziny?!!! Że są koszmarne hotele, których nie chcę nawet linczować, dlatego ich nie wymienię, ale też nigdy tam nie wrócę.
To oczywiście nie jest pełny obraz, ponieważ aktorka dla równowagi wymieniła też kilka miejsc, które wspomina z sympatią. Wiemy już jednak, czego Musze brakuje najbardziej: lokali w których można zjeść tradycyjne polskie dania oraz hoteli, po wizycie w których zostają miłe wspomnienia, a nie koszmary. Nie tylko zresztą na polskie hotele narzeka Anna Mucha. Niedawno poskarżyła się na blogu, że kiedy wraz ze swoją córeczką Stefanią bawiła w Nowym Jorku, obsługa hotelowa odmówiła przygotowania maleństwu marchewek, które aktorka kupiła w sklepie ze zdrową żywnością. Przestraszyli się, że w razie gdyby Stefania gorzej się poczuła, Mucha mogłaby ich zaskarżyć!
Zgadzacie się z Muchą, że w Polsce można zjeść głównie kebab i pizzę, a hotele najlepiej byłoby "zlinczować"?
alex