Więcej informacji na temat wojny w Ukrainie znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Media obiegła historia obywatela Ukrainy, który na wojnie z Rosją stracił całą rodzinę. Sprawa wydaje się być jeszcze bardziej przerażająca, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że o śmierci najbliższych dowiedział się z internetu. Ukrainiec przypadkowo zobaczył zdjęcie na Twitterze. Na fotografii widać ciała zamordowanych osób. Wśród nich rozpoznał żonę i dzieci. Tę tragiczną historię opisywały media na całym świecie. Teraz mężczyzna udzielił wywiadu stacji CNN.
Tragiczną historię rodziny przybliżyła wcześniej Gazeta.pl. Serhiy Perebyinis na co dzień mieszkał z żoną i dziećmi w Irpieniu pod Kijowem. Jednak, gdy zaczęła się wojna, Ukrainiec opiekował się chorą matką na wschodzie kraju. Gdy Rosjanie zaczęli bombardować okolice Kijowa, Tetiana z synem i córką postanowiła ewakuować się do metra w stolicy. To się jednak nie udało. O śmierci najbliższych Serhiy dowiedział się ze zdjęcia fotografki Lynsey Addario z gazety "New York Times". Zidentyfikował rodzinę po rzeczach osobistych. Podczas rozmowy z Erin Burnett z CNN Ukrainiec został zapytany o ostatnią rozmowę, jaką odbył z żoną. Serhiy Perebyinis doskonale ją pamiętał.
To był dzień, w którym już nie było wody, prądu, gazu. Rozmawiałem z nią o godzinie 22:00, chociaż w tym momencie też nie było łączności. Udało mi się jednak dodzwonić i porozmawiać o potencjalnej ewakuacji.
Następnie dziennikarka poprosiła rozmówcę, by powiedział kilka słów o zmarłej ukochanej.
Była bardzo pogodną osobą, była dyrektorem finansowym dużej amerykańskiej firmy. Spędziliśmy razem dużo czasu. Kochaliśmy rowery, zimą jeździliśmy na narty, a ona bardzo lubiła sadzić kwiaty w naszym wiejskim domku - odpowiedział.
Gdy Erin Burnett zaczęła pytać o dzieci Ukraińca, do jej oczu napłynęły łzy. Gwiazda stacji CNN nie wytrzymała i zaczęła płakać.
Mykita w chwili śmierci miał 18 lat i był na drugim roku studiów. Chciał zostać informatykiem i studiował programowanie. Moja córka miała dziewięć lat. Lubiła tańczyć i malować. Uczyła się języka angielskiego.
Mężczyzna opowiedział też, jak dowiedział się śmierci dzieci.
Zauważyłem, że między Kijowem, a ich pinezką była niezwykła geolokalizacja. 20 minut później telefon żony został przeniesiony w inne miejsce - do szpitala w Kijowie. Podejrzewałem, że coś jest nie tak. Poprosiłem przyjaciół, aby udali się do szpitala, aby uzyskać jakiekolwiek informacje. Potem zobaczyłem zdjęcie na Twitterze i rozpoznałem moje dzieci. Rozpoznałem ich rzeczy i ubrania. Zadzwoniłem do znajomych, aby powiedzieć, że dzieci nie żyją. Ich ciała leżą na chodniku.
Rosyjskie wojska niemal od początku agresji atakują obiekty cywilne. W środę zrzucili potężną bombę na teatr w Mariupolu, w którym ukrywały się setki ludzi.
Trwa rosyjska wojna przeciwko Ukrainie. Są informacje o zniszczonych domach, rannych i zabitych. Potrzeby rosną z godziny na godzinę. Dlatego Gazeta.pl łączy siły z Fundacją Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), by wesprzeć niesienie pomocy humanitarnej Ukrainkom i Ukraińcom. Każdy może przyłączyć się do zbiórki, wpłacając za pośrednictwem Facebooka lub strony pcpm.org.pl/ukraina. Więcej informacji w artykule.