Aleksandra Domańska jest jedną z tych aktorek, które niechętnie dzielą się szczegółami swojego życia prywatnego w mediach. Nawet wiadomość o ciąży artystka wyjawiła tuż przed porodem. Niewiele wiadomo także o ojcu jej syna, Ariela. Wiadomo, że para rozstała się, gdy była w połogu. Ostatnio Domańska otworzyła się w sieci na temat swoich czasów szkolnych. Wspomniała o jednym z wykładowców, który skutecznie uprzykrzał jej życie.
Aleksandra Domańska z pewnością nie narzeka na brak pozycji zawodowych i często pojawia się w rodzimych produkcjach. Jak się jednak okazuje, na studiach ustawicznie próbowano przekonać ją do tego, że nie będzie dostawać angaży. Ostatnio aktorce zebrało się na gorzkie wspomnienia. Przy okazji robienia makijażu wróciła wspomnieniami do czasów szkolnych. Domańska twierdzi, że jeden z wykładowców starał się robić wszystko, aby odebrać jej pewność siebie do tego stopnia, że była przekonana, że przez niego nie będzie mogła realizować swojej pasji. - Kilka dni temu przypomniało mi się, że w Akademii Teatralnej miałam sceny aktorskie z wybitnym aktorem i fatalnym pedagogiem, który drwił ze wszystkiego i wszystkich. Filmów, aktorek, aktorów. Krótko rzecz ujmując, właściwie tylko on miał rację i pamiętam, że siedziałam sobie w palarni. Wstydzę się to powiedzieć, ale myślałam sobie, że dopóki on żyje, nie będę mogła zagrać w niczym, w czym bym chciała. A ja zawsze chciałam być aktorką mainstreamową, bo mainstream to nie zawsze znaczy źle. I teraz jak o tym myślę, chce mi się śmiać, ale wtedy to był realny problem. Komu ja chciałam udowodnić, że jestem czegoś warta. Obcemu facetowi? - wyznała Domańska. Jak sądzicie, o kogo może chodzić?
Jak się okazuje, Aleksandra Domańska w Akademii Teatralnej mogła liczyć także na wsparcie. Jeden z profesorów skutecznie ją motywował do pracy nad sobą i ma z tą osobą wyjątkowo dobre wspomnienia. - Był jeszcze jeden facet. Wybitny aktor. Wybitny pedagog. Wiesław Komasa, który miał zupełne inne podejście do nas, do aktorstwa. Wierzył w wolność przestrzeni naszego serca. I jak widział mnie pospinaną na zajęciach, mówił do mnie: "Olu, puść się, puść się". A więc mówię do was, kochane, puśćcie się - zwróciła się do swoich obserwatorek.