• Link został skopiowany

"Kuchenne rewolucje": Gessler trafiła w sam środek lat 70, a właściciel każe na siebie mówić per "prezes"

Magda Gessler odwiedziła Zajazd Rudzki w Rudzie Śląskiej, w którym czas się zatrzymał. Postanowiła obrócić to na jego korzyść.
Magda Gessler Magda Gessler WBF

Problem

Magda Gessler w "Kuchennych rewolucjach" miała twardy orzech do zgryzienia. Właściciel Zajazdu Rudzkiego, 63-letni Stanisław, miał o sobie nieskalaną opinię i był przekonany o tym, że jest nieomylny. Nie brakowało mu pewności siebie.

Prowadziłem piekarnię przez 18 lat, tam jakieś pomniki sobie pobudowałem - powiedział.

Swoim pracownikom zaś każe na siebie mówić per "prezes"!

Do naszego szefa mówimy panie prezesie - przyznała kucharka.

Taka ksywka niestety nie przekłada się na ilość klientów - lokal świeci pustkami, w dodatku brakuje zaopatrzenia, nie przyrządza się także wcześniej dań, żeby się "nie zmarnowały". W efekcie w trakcie wizyty Gessler w lokalu, jedyny klient nie doczekał się na golonkę - jej przygotowanie trwało za długo. W dodatku "prezes" zalega z płatnościami pracownikom, którzy cierpliwie czekają na wypłatę, a czasem muszą nawet sami wybierać, kto ją dostanie! Zdarza się także tak, że dorzucają się do zakupów.

Prezes umie dobrze lawirować - podsumowuje jednak z kucharek.

Nie da się ukryć. Gessler błyskawicznie rozgryzła właściciela.

Miejsce nie wygląda apetycznie. Czego pan się tak cieszy? Ma pan taka brzydką knajpę. Pusto wszędzie, właścicielu masakra, brak śledzi, do cholery! Nie ma nic do jedzenia, a pan udaje, że ma knajpę! Tu nie będzie pół człowieka, bo pan jest sknera - nakrzyczała.
Bufet Rulandia Bufet Rulandia Screen z Youtube.com

Złote rady Magdy Gessler

Gessler nadzieję lokalu widziała w załodze. Jej plan to powierzyć zaopatrzenie pracownikom, a najlepiej, żeby prezes się w nic nie wtrącał.

Od dzisiaj panie układają zakupy, pan tylko daje kasę, pan nie jest restauratorem! - zawyrokowała.

Siermiężny wygląd lokalu i takież przyzwyczajenie "prezesa" Gessler zamierzała przekuć w największą zaletę lokalu.

To miejsce będzie przypominało 70 lata, będzie taki lekki PRL. Zmieni nazwę na Bufet Rulandia. Będzie to miejsce, gdzie będą najlepsze rolady, rosół na gęsinie. Wstawimy ladę chłodniczą - roztoczyła wizję.

Na ścianie zaś zawisną liczne dyplomy prezesa, żeby połechtać nieco jego ego.

Bufet RulandiaScreen z Youtube.com

Teraz pozostało tylko plan wcielić w życie. I tutaj "prezes" niestety zawiódł. Miał zrobić zakupy, a jednak nie kupił produktów potrzebnych na kolację. Kucharzom pozostało tylko czekanie. Jedna z nich tego nie wytrzymała.

Jutro dam wam wypowiedzenie - zapowiedziała.

"Prezesem" trzeba było wstrząsnąć. Gessler zaprowadziła go do innego lokalu na Śląsku, w którym jej rewolucja się udała. Nakarmiony prezes przeżył przemianę wewnętrzną.

Proszę panią bardzo o pomoc. Będzie towar, będzie zrobione - obiecał Magdzie Gessler.

Właściciel zapowiedział, że na kolację zrobić własny deser - roladę na słodko. Brak mu było jednak podstawowej wiedzy. Gessler nakrzyczała na niego, kiedy dodawał margarynę do kremu. Prezes znów przeżył oświecenie.

Wydawało mi się, że wszystko już wiem, pani Magda sprowadziła mnie do parteru - bił się w pierś.

Wreszcie Bufet Rulandia ruszył. Na kolację podano rosół z gęsi z cynamonem, extra długie rolady z mięsem z kaczki połączonym z gęsiną, a na deser słodką roladą czyli popisowe danie prezesa. Gessler nie miała złudzeń, że sukces lokal nie zawdzięcza jednak właścicielowi.

Lenistwo prezesa doprowadziło do tego, że zespół powstał i był jednością.
Bufet Rulandia Bufet Rulandia Screen z Youtube.com

Krajobraz po rewolucji

Restauratorka odwiedziła lokal 6 tygodni później. Na szczęście są zmiany.

Prezes zaczął już płacić - zdradziła kucharka.

Kuchnia także się obroniła: zrazy z  kaczki były według Gessler "niesamowite".

Knajpa będzie żyć, jak on jej nie zamorduje - powiedziała z myślą o prezesie. - Zakąski są fajne i ze smakiem. A prezes jest jak eksponat.

Zobaczcie, jak teraz wygląda Bufet Rulandia.

Więcej o: