Tego jeszcze nie było. Na pokazie Joanny Mastroianni w słynnym Lincoln Center doszło do... niespodziewanej śmierci. Oglądając najnowszą kolekcję projektantki, zmarła Zelda Kaplan, prawdziwa ikona Nowego Jorku, która do samego końca (a miała 95 lat!) aktywnie uczestniczyła w życiu towarzyskim. Świadek zdarzenia relacjonował:
Pokaz trwał, a nieprzytomną Zeldę wyniesiono z prestiżowego pierwszego rzędu, w którym siedziała.
95-latkę przewieziono do szpitala. Rzecznik prasowy Roosevelt Hospital wydał oficjalne oświadczenie o zgonie celebrytki.
Kaplan nie zawsze bawiła się w towarzystwie nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Przed wieloma laty Zelda była przeciętną gospodynią domową. Pewnego dnia stwierdziła jednak, że chce od życia więcej. Odkąd zaczęła działać na rzecz praw kobiet, zmieniła się nie do poznania. Pokochała podróże, modę i spotkania z ciekawymi ludźmi. Stała się personą, bez której nie mogła się w Nowym Jorku odbyć żadna ważna impreza.
Nowojorczycy pokochali Zeldę. Imponowała im swoją pogodą ducha, stylem życia i optymizmem. Każdy chciał zamienić choć dwa słowa z ekscentryczną bywalczynią salonów, znaną z zamiłowania do oryginalnych nakryć głowy.
Energiczna starsza pani chętnie udzielała się też poza Nowym Jorkiem. Była częstym gościem w Los Angeles, gdzie brała udział w hollywoodzkich imprezach. Chętnie uczestniczyła też w tamtejszym Tygodniu Mody. Nawet na największych galach promowała swoje idee: prawa kobiet i równość wszystkich ludzi.
Nowojorskim imprezowiczom będzie jej z pewnością brakowało. Właściciel jednego z klubów na Manhattanie powiedział:
A fotograf Patrick McMullan dodał: