To mało zaskakujący news, ale śpieszymy donieść o ostatnim, dość wylewnym, wywiadzie Lady GaGi . Mówi w nim sporo o uzależnieniu od kokainy, w które popadła po rzuceniu nauki w szkole, czyli mniej więcej w 2005 roku.
- Moją kokainową muzyką było The Cure. Uwielbiam ich dorobek muzyczny, ale kiedy wciągałam kokainę workami, miałam jeden ulubiony numer, którego słuchałam na okrągło. Nie widziałam w tym nic złego, dopóki moi przyjaciele nie zapytali: "Robisz to w samotności?" "W zasadzie tak - ja i moje lustro" - odpowiedziała.
Na szczęście był ktoś, kogo słowa pomogły jej trzeźwo spojrzeć na swój problem.
- Mój ojciec to twardy facet. Spojrzał na mnie któregoś dnia i powiedział: "Jesteś naćpana, dziecko". Spojrzałam na niego i pomyślałam: "Skąd on do cholery wie, że jestem na haju?" Nigdy nie wspomniał nawet słowem o narkotykach, ale powiedział: "Chcę, żebyś wiedziała, że każda znajomość, jaką zawrzesz w takim stanie, będzie z góry skazana na porażkę".
Choć kiedyś było inaczej, dzisiaj "wspomagacze" są dla niej tylko elementem zabawy. Sama Lady GaGa podkreśla, że nie stanowią dla niej nieodłącznego procesu twórczego. Czyżby słowa ojca tak mocno utkwiły jej w pamięci?