Mam problem ze zrecenzowaniem tej płyty. Zwlekałam z pisaniem możliwie długo. Ostatecznie, postanowiłam się jednak z tym zmierzyć. Może nie w wielkim stylu, ale jednak.
Klaxons - trochę elektroniki, trochę rocka, dużo melodii. Może ktoś z Was miał już z nimi do czynienia w momencie, w którym wydali swój debiut, a krytycy i słuchacze padli im do stóp - "Myths Of The Near Future". Autorka tego tekstu mogłaby ją bez problemu, co najmniej, zanucić, utwór po utworze. Ta płyta to było takie 'łał'. Wygrali Mercury Prize, zasłużenie, zdecydowanie. Potem... potem czekaliśmy na drugi album. Pojawiały się jakieś dziwne historie, że niby nagrywają od nowa, bo wytwórnia nie zaakceptowała albumu, był 'zbyt eksperymentalny'. Następnie okazało się, że pomaga im w tym Ross Robinson, producent chociażby płyt Slipknot czy Korn.
I wreszcie. "Surfing The Void". Tak samo, jak niezbyt chciałam pisać ten artykuł, tak też bałam posłuchać się tej płyty, przez co chwilę sobie poleżała w samotności, czekając. Przypomnijmy sobie najpierw dwie piosenki udostępnione przez chłopców przed wydaniem krążka. "Flashover" kojarzy mi się tylko z jednym, mianowicie z zespołem The Horrors i ich debiutem, nie wiem, czy to jest trafne porównanie, ale wydaje mi się niegłupie. Utwór ten jednak nie powalił, mimowolnie pozostawiając po sobie ciekawość, jak będzie brzmieć całość. "Echoes". Singiel. Pierwszy na płycie, błąd. Cudownie, klimatycznie. Od pierwszego usłyszenia byłam pod wrażeniem, i to jedna z niewielu piosenek, które po 987298 przesłuchaniu "Surfing The Void" dają mi wciąż taką samą przyjemność.
Ktoś gdzieś napisał: 'To wstyd, że zespół odpowiedzialny za Myths Of The Near Future nagrał Surfing The Void'. Doskonale ujął problem tego krążka. Rozpływałabym się w zachwytach, gdyby wydał go ktokolwiek inny, byleby nie pod etykietą 'KLAXONS'. Bo jest okej. Ale od nich chyba wymagałam czegoś więcej. Po "Echoes" wrażenie jest jeszcze pozytywne - "The Same Space" jest niesamowicie interesująco rozegrane. Na długo zapada w pamięć. Następnie utwór noszący nazwę identyczną, jak album znów przywodzi na myśl autorów "Strange House" i "Primary Colours". Wolę oryginał niż wersję Klaxonsów. "Valley of the Calm Trees" to jedna z tych piosenek, o których nie mam za bardzo zdania, niby okej, ale coś nie gra. Kolejny utwór mi to rekompensuje. "Venusia". Można by uznać, że bardzo sztywna w swej strukturze piosenka. Jednocześnie lekko oderwana od rzeczywistości. To ona wzbudziła we mnie najwięcej emocji. Jeśli stwierdzę, że jest lepsza od "Echoes", pomylę się? Jeszcze bardziej klimatyczna i magiczna. "Extra Astronomical" nie powala, "Twin Flames" jest dość nudne. "Future Memories" to interesujący refren. Ostatnie na płycie, "Cypherspeed", to powrót do ostrzejszego oblicza Klaxons. I tak jakoś się kończy. Są melodie, jest fajnie, ale gdy w tym momencie słucham ich debiutu - to kompletnie inne emocje. Inna jakość. Na "Surfing The Void" nie ma zbyt wiele momentów, które były przy okazji tego pierwszego. Nie wymagam kolejnego "Golden Skans", ale czegoś podobnie zabawowego. Drugi krążek Klaxons ostatecznie sprawia wrażenie bardzo poważnego, smutnego i posępnego.
Wielka szkoda, bardzo mi smutno, ale zostaję na spokojnym poziome oceny 5/10. Mimo szczerych chęci, nie mogę wydobyć z tej płyty nic więcej. Nie jestem ani na tak, ani na nie. Nie jest tragicznie, nie jest powalająco. Porównując z debiutem, nie wybronili się aż tak dobrze, jak można było oczekiwać. Po "Surfing The Void" słychać, że to oni. Jednak nie będę do tej płyty wracać zbyt często, jedynie od czasu do czasu z lubością posłucham którejś z najlepszych, moim zdaniem, piosenek na tym albumie. Aby zatrzeć złe wrażenie po wyrażeniu mojej opinii o "Surfing The Void", pozwólcie, że zacytuję urywek recenzji NME: 'one of the best pop albums of the year - but still one of the most individual and ambitious.'
Różne gusta, wiadomo. Trudno mi podejść mało osobiście i nie-emocjonalnie do tego zespołu, stanąć z boku i ocenić trzeźwo. Nie zniechęcam. Mimo wszystko, trochę ten album przyjemności ze sobą niesie.