• Link został skopiowany

Selector Festival 2010 - relacja

Przeczytaj relację jane_, która spędziła miniony weekend na Selector Festival 2010
Publiczność festiwalowa
Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja

Dzięki uprzejmości Kotka miałam okazję bawić się w miniony weekend na festiwalu Selector, który miał miejsce w Krakowie, który z założenia prezentuje muzykę elektroniczną w wielu jej wydaniach. W tym roku odbyła się druga edycja tego festiwalu, na której mogliśmy zobaczyć zarówno młode zespoły, jak i te nieco starsze, dobrze nam znane i doświadczone.

Koncerty odbywają się na dwóch scenach pod charakterystycznymi namiotami - Cyan to nazwa sceny głównej, Magenta to ta mniejsza, co nie znaczy, że mała. Występy odbywały się także w Burn Energency Zone, gdzie, mówię już na początku, nie dotarłam na żaden z nich.

Miałam za zadanie zdać wam relację, co się tam działo, więc proszę. Choć pewnie będzie to okropnie nudne, bo słowa uznania powtarzać będą się często. Choć, kto wie...

Dzień Pierwszy:

Musze zaznaczyć, że nie widziałam nic przed 20, i to w przypadku zarówno tego dnia, jak soboty. Nic mnie nie interesowało, więc zaczynamy od

FRIENDLY FIRES

Czyli młodzi reprezentanci indie-elektronicznej sceny angielskiej. Jeżeli napisałabym, że ich występ był udany, skłamałabym - był świetny. Urzekła mnie ich radość z występowania, nie dało się nie wyczuć tej pozytywnej energii, którą byli wręcz przesiąknięci. Roztańczony wokalista wyginał się bez opamiętania, jednak jego śpiew ani trochę nie tracił na jakości. Jak na młody zespół, wykazali się dużym profesjonalizmem. Ich muzyka idealnie spisała się jako rozgrzewacz przed kolejnymi wykonawcami. Warto wspomnieć, że nie zabrakło ani jednej piosenki, każdy na pewno usłyszał swoją ulubioną z ich repertuaru. Co ciekawe, zagrali też troszkę nowego materiału. Czekam z niecierpliwością na kolejną płytę. Przyjazny zespół, nazwa zobowiązuje. :p

UFFIE

Byłam ciekawa, czy da radę. Jak to wszystko ogarnie. Kilka dni wcześniej wydała, wreszcie, swoją debiutancką płytę. I co się okazało? Zawiodła. Poszłam sobie góra po 40 minutach. Nagłośnienie powinno się wstydzić, wokal Uffie było słychać jak na lekarstwo. Wyszła taka niezrozumiała zlepka muzyki i słów, a dziewczyna... hm, w sumie co? Postała, pośpiewała, tyle. Co prawda nie wiem, jak było potem, ale tyle, ile udało mi się zobaczyć, wystarczy, aby stwierdzić, że koncertowo Uffie nie powala. Albo sobie u nas odpuściła. I nie było saksofonu w MC's Can Kiss. A jeśli jakaś piosenka podobała mi się najbardziej, to była to ADD SUV.

THIEVERY CORPORATION

Jestem wielką ignorantką, nie posłuchałam wcześniej niczego, co czeka mnie na sele. Tak więc znając Thievery Corporation jedynie z nazwy, udałam się pod większy namiot. Jakie było moje zaskoczenie po pierwszych dźwiękach - okazało się, że spędzę czas w towarzystwie muzyki, której kompletnie się na tym festiwalu nie spodziewałam - czyli spokojna, stonowana, urzekająca. Jako osoba, która kompletnie się nie orientuje i spisuje to po pierwszym utworze na straty, bo rytmów, którymi posługują się Thievery nie lubi, bawi się dobrze przy końcówkach utworów - zgadując, jaki wokalista teraz wyjdzie. Muszę przyznać, że podobała mi się jedna, śliczna piosenka, o tytule Sweet Tides, jak się teraz okazuje. Totalnie magiczna. Muzyka tego zespołu okazała się oderwaną od tamtej rzeczywistości. Całkiem miło było otworzyć się na coś takiego, nie żałuję, że siedząc w alter cafe pochłaniałam te melodie. Ale jakieś 10 minut przed 23 - wychodzimy. Bo za chwilę

BLOODY BEETROOTS DC 77

Pamiętałam tylko tyle, że miałam kiedyś okazję słuchać ich z ich myspace'a, jak napadło mnie na jakąś nową elektronikę. Nawet nie pamiętam konkretnie, kiedy to było, więc potraktowałam to jako 'idę, bo co będę robić', wstyd się przyznać. No i tak przez 'przypadek' wpadłam na najlepszy koncert, jaki przytrafił się w tym roku Selectorowi. Generowane przez nich dźwięki powodowały totalne szaleństwo. W sumie ciężko znaleźć słowa, żeby to opisać. Niezwykłe połączenie różnych stylów, odgłosów, dźwięków, niespodziewane zagrania, i jedne z lepszych wizualizacji, choć dość oszczędne, jakie przy okazji drugiej edycji widziałam. A w którymś momencie przypomniałam sobie nawet kilka utworów. Wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem tego koncertu - ale, jeśli ktoś nie miał okazji słyszeć ich w Krakowie na żywo, polecam filmiki na youtube. W sumie teraz sama trochę oglądam, i dziwię się, w jakim szaleństwie uczestniczyłam. Ale Bloody Beetroots wprawili wszystkich chyba w swego rodzaju trans. :p Chcę ich teraz, znowu.

CALVIN HARRIS

Wiedziałam, że szykują się nudy. Przynajmniej dla mnie, bo nie miałam zamiaru iść pod scenę i skakać. Zastanawiałam się tylko, jaki jest powód, że odwiedza nas powtórnie tak szybko. Widziałam go na Orange Warsaw Festival, więc tutaj liczyłam na coś specjalnego. A czułam się, jakbym była na jego wrześniowym koncercie, nawet setlista podobna. Wiadomo - jest Calvin, jest zabawa, ale słuchanie drugi raz tego samego wręcz w tej samej oprawie to trochę nieciekawa opcja. Wiem, że dla tych pod sceną koncert wyglądał zupełnie inaczej. No i sam Calvin się bawił, według niego, jak pisał potem na twitterze, był to najlepszy koncert tej trasy. Najbardziej z jego gadania podobało mi się ciągłe przedstawianie, i potem - 'wciąż jestem Calvin Harris'. I ładny krawacik. Muzyce dziękujemy, do momentu, kiedy nie wyda czegoś nowego. Choć, trzeba przyznać - 'Ohh, I put on my shoes and I'm ready for the weekend' spisuje się jako hasło festiwalu, i ładnie wygląda jako tytuł recenzji. Ale dlaczego drugi raz? Jak dla mnie, zajął miejsce jakiegoś fajnego zespołu, który mógłby do nas wpaść. Wciąż płaczę za Hadouken!, którzy będą na Audioriver, ale cóż - rozumiem. Nie wszystko jest możliwe.

Na AUDIO BULLYS nie byłam.

Piątkowa noc zgromadziła głównie młoda publikę. Nie ma się co dziwić - Friendly Fires, Uffie, Bloody Beetroots, Calvin Harris. Następnego wieczoru na terenie festiwalu znaleźli się już troszkę inni ludzie, podejrzewam, że ze względu na Faithless. I muszę przyznać, że druga noc minęła zdecydowanie szybciej od pierwszej.

DELPHIC

Ich to nie lubię dość bardzo. Tegoroczni debiutanci. Na żywo brzmią jednak troszkę inaczej niż na płycie - po pierwsze, zaprezentowali nam bardziej elektroniczne, ciekawe oblicze, które, moim zdaniem, było dość melancholijne. Nastrój w wielu momentach pięknie psuł wokalista - na przykład krzycząc 'lets do something real', gdzie w oryginale This Momentary jest to łagodnie wyśpiewane. To raziło. Więc trochę żałuję, że zespól Delphic nie jest zespołem instrumentalnym. I tak obecnie wystawiam dość łagodną ocenę, po koncercie miałam w głowie tylko jedną myśl: wyrzucić wokalistę. Ale jak na młodziutki zespół na żywo są nieźli, przyznać im trzeba. Counterpoint szczególnie świetnie. Jestem ciekawa, co stanie się z nimi dalej, jak się rozwiną, w jakim kierunku pójdą. Okazało się, że aż tak źle nie jest, a te trzy piosenki, które są całkiem słuchalne, całkowicie się bronią. No i jako nieliczni powiedzieli nam 'Cześć'. Miły akcent.

POL_ON

O tej porze polski wykonawca. Postałam sobie chwilę, nudy, wyszłam. Wolałam poczekać na

METRONOMY

A to taki fajny zespół. Pozytywny strasznie. Cudownie było ich widzieć na żywo, z tymi lampkami przymocowanymi do ciała. Perkusistka, jedna z niewielu dziewczyn, jakie w tym roku pojawiły się na scenie, wielki plus. (Hm, może nie licząc wokalistek Thievery Corporation.) Razem z nimi na scenie piwo marki Heineken. Energia, energia, energia, dużo energii, robią niesamowite wrażenie, na każdego na scenie zerkałam z wielkim uznaniem. Zastanawiałam się, jak oddadzą bogate instrumentarium, bo, jak wiadomo, korzystają z wielu dźwięków - wyszło wyśmienicie, żeby wspomnieć tylko najsławniejsze, Radio Ladio czy Heartbreaker. Od usłyszenia My Heart Rate Rapid ciągle ten utwór chodzi mi po głowie. A zakończyli tak, że stwierdziłam, że gdy znudzi im się bycie zespołem elektronicznym, zostaną garażowym. Wspaniały koncert. Tylko potwierdził, że Metronomy nie da się nie lubić.

BOOKA SHADE

Pamiętam tylko prawdopodobnie dwóch panów dziennikarzy przed rozpoczęciem: 'przesłuchałem trzy razy, nie podeszło mi, ale dajmy im szanse'. Ja jedyne, co zapamiętałam, to oślepiająca gra świateł. Po 20 minutach wyszłam, uciekając przed zgnieceniem. Ogrom publiki, cały mały namiot był zapakowany.

FAITHLESS

Czyli największa gwiazda tegorocznej edycji Selector Festival. W Polsce po raz kolejny, weterani elektroniki, dobrze znani i cenieni. Nie znam ich za bardzo, ale poraziła mnie ilość dźwięków, z których budują swoją muzykę, i wszystko idealnie precyzyjne, dokładne, aż dziwne i nienaturalne, co nie oznacza, że złe. Całkiem fajnie się tego słuchało, ale w sumie cały ten czas spędziłam na zastanawianiu się czy już iść, czy jeszcze zostać, i czy iść na Boys Noize. Zdecydowałam się na tą ostatnia opcję, i wybaczcie mój nieprofesjonalizm, i tak mało na temat głównej gwiazdy.

BOYS NOIZE

Osiem po pierwszej wyszłam z namiotu, więc słuchałam go może z pięć minut. Niestety. Czuję niedosyt, tak samo, jak rok temu przy okazji Deadmau5a. A ponoć było powalająco. Cóż, innym razem się o tym przekonam.

Jest jedno słowo, którym mogę opisać każdego artystę z wymienionych - profesjonalizm. Każdy dźwięk był na miejscu. Choć lineup, gdy czytało się same nazwy, wydawał się słaby, okazało się, że na żywo było całkiem okej. Jestem pod wrażeniem całego festiwalu, atmosfery zabawy, samych artystów, po których widać było, że chce im się grać. Życzę sobie więcej takich festiwali. I aby Selector 2011 miał miejsce, i był równie dobry, jak poprzednie dwie edycje.

I może te słowa, które czytacie, nie powalają. Ale uwierzcie, żałujcie, że was tam nie było.

Korzystając z okazji, serdecznie dziękuję Kotkowi i, tak, jak obiecałam - pozdrawiam moje towarzystwo. c:

Byliście na Selectorze? Jaki zespół podobał Wam się najbardziej?

embed

jane_

>> DOŁĄCZ DO KOTKOWEJ ZAŁOGI W SERWISIE FACEBOOK - CZEKAMY NA CIEBIE! :) <<

Więcej o: