Nieświadomość tego, że jest się w ciąży, wydaje się abstrakcją. Lęku, jaki towarzyszy porodowi w niecodziennych okolicznościach, doświadczyła na własnej skórze Lavinia Mounga, która zamiast na wakacje z rodziną, po lądowaniu udała się niezwłocznie do szpitala. Całe szczęście, że na pokładzie samolotu znajdował się lekarz i pielęgniarki. W innym przypadku historia mogłaby mieć zupełnie inny przebieg.
To miał być zwykły przelot samolotem z San Lake City do Honolulu. 39-letnia Lavinia Mounga z rodziną miała spędzić kilka dni na błogim lenistwie i łapaniu promieni słonecznych. W pewnym momencie kobieta zaczęła odczuwać rozrywające bóle brzucha. Personel samolotu szybko się zorientował, że na pokładzie znajduje się odpowiedni specjalista. Po zbadaniu, ku ogromnemu zaskoczeniu zarówno pasażerów, jak i samej "Lavi", okazało się, że kobieta zaczęła rodzić! Mounga miała dużo szczęścia; poród pomógł bezpiecznie odebrać lekarz rodzinny, dr Dale Glenn, oraz trzy pielęgniarki ze szpitalnego oddziału intensywnej terapii dla noworodków. Mały chłopiec przyszedł na świat w 29. tygodniu ciąży.
Nie wiedziałam, że jestem w ciąży, a ten facet po prostu pojawił się znikąd - powiedziała Lavinia Mounga o swoim nowo narodzonym synku, w rozmowie z dziennikarzami.
Mały szczęściarz będzie musiał spędzić w szpitalu około dziesięciu tygodni. Niesamowicie zaskoczona mama nadała chłopczykowi na imię Raymond. W przyszłości Lavinia i Raymond będą mieć iście odlotową historię do opowiadania rodzinie.