Deynn to blogerka i "fit szafiarka", która zasłynęła przyznaniem się do powiększenia piersi. Jak zapewnia, reszta jej ciała to zasługa litrów potu wylanych na siłowni. Ostatnio sieć obiegło jednak zdjęcie, na którym jej pupa prezentuje się zupełnie inaczej niż na zdjęciach wrzucanych przez nią na profil. Po jędrnych, wystających pośladkach nagle nie było śladu. Deynn momentalnie stała się obiektem drwin, a fanki zarzucały jej, że je oszukała, przekłamując rzeczywistość.
Wreszcie Marita Surma, bo tak naprawdę nazywa się blogerka, postanowiła zabrać głos w tej sprawie.
Posłuchajcie, na zdjęciach widzicie moje zestawienie sylwetki i najsłynniejszej du*y lub jej braku w sieci. Beka, beka, be-ka, ha-ha, pośmiane. Od kilku miesięcy, kiedy moje życie zaczęło nabierać rozpędu, mój związek i miłość zaczęły rozkwitać, hajs na koncie zaczął się zgadzać, a przy tym zostałam jedną z nielicznych kobiet, których szczęście, miłość i pieniądze nie zmieniły w stosunku do obserwatorów, jestem na ustach wszystkich możliwych osób - zaczęła.
W dalszej części wywodu Deynn podkreśliła, że sytuacja wcale jej nie zabolała, ponieważ jej znakiem charakterystycznym jest autentyczność i świadomie umieszcza tego typu rzeczy w sieci, czym chce udowodnić, że ma do siebie dystans.
Odpowiadam: na zdjęciu macie całą mnie. Całą. Taką jaką widzicie na memach, na starym blogu i... codziennie na moim snapchacie. Tak, wszystkie memy, "beczki" i podśmie**ujki wychodzą zawsze z mojego lub mojego ukochanego Snapchata. Czy Wy (idioci, do których piszę) naprawdę myślicie, że w sieć wyjdzie cokolwiek na co nie pozwolimy? czego nie chcemy? czego nie planujemy? CH*JA. Wszystko jest przez nas kontrolowane, ale nie pod takim względem jak u wszystkich innych. My nie pilnujemy przekleństw, wciągniętego brzucha, słabszego ułożenia bicepsów pod luźniejszą koszulką czy du*y z gorszej perspektywy. Dajemy ludziom siebie. Dajemy ludziom, ku*wa prawdę. Jako jedyni, powtarzam, dajemy jako JEDYNI autentyczność. Wulgarną, kontrowersyjną i nie zawsze idealną - taką jak Wasze życie - wyznała.
Stwierdziła także, że największą ofiarą ataków na jej osobę są... kobiety, które się nią inspirują.
Hejtuje się mnie od zawsze. Je*ać hejt, je*ać tych, co mnie hejtują i je*ać tych, co w to wierzą. To idioci. Nie pisałabym tego wpisu nadal, przez kolejnych kilka, kilkanaście miesięcy życia i zaczepek, gdyby nie fakt, że w grę zaczęły wchodzić rzeczy najważniejsze: charakter i pewność siebie kobiet w Polsce. Kobiet, które kibicują mi od zawsze, a nagle nie wiedzą w jakim punkcie się znajdują i w co wierzyć - mówiła.
Mamy wrażenie, że Deynn sama nie rozumie, kto tu kogo oszukał. A dla cierpliwych - cały wywód blogerki:
MK