Kazimierz Marcinkiewicz i Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz tworzyli przed laty jedną z ulubionych par mediów. Często pozowali przed paparazzi, chętnie udzielali wywiadów i pojawiali się na okładkach gazet. Sielanka potrwała jednak tylko kilka lat. Przypomnijmy, że choć rozwód Marcinkiewiczów został sfinalizowany w 2018 roku, to oni wciąż toczą batalie sądowe. W ostatnim czasie w mediach przewija się temat wypłacanych przez byłego premiera alimentów.
Kazimierz Marcinkiewicz zdradził w rozmowie z "Faktem", że 10 grudnia 2024 roku doszło do rozprawy sądowej, podczas której wnioskował o zniesienie płacenia alimentów na byłą żonę. Ujawnił, że ich wysokość wzrastała i aktualnie ma sięgać aż 10,5 tys. zł miesięcznie. Polityk dodał, że na sali rozpraw stwierdził, że "tymi wyrokami sądy w Polsce skazały go na dożywotnie zarabianie 18 tys. zł miesięcznie, by mógł zapłacić alimenty i żyć" - przez co wyrzucono go z rozprawy. Marcinkiewicz podkreślał także, że jego zdaniem była żona w ogóle nie powinna dostawać od niego alimentów.
Teraz na te słowa zareagowała Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz oraz reprezentująca ją prawniczka. "Kazimierz Marcinkiewicz nigdy nie miał zasądzonych alimentów na rzecz Izabeli Olchowicz-Marcinkiewicz w kwocie 10.500 zł. Alimenty początkowo wynosiły 5000 zł, potem 4000 zł, a następnie 4500 zł (obecnie)" - przekazano w przesłanym dla "Faktu" mailu.
Strona przeciwna nie powinna być zaskoczona obowiązkiem płacenia alimentów na rzecz byłej żony.
"Pamiętać należy, iż rozwód nie skutkuje wygaśnięciem wszelkich obowiązków pomiędzy byłymi małżonkami, bowiem (...) możliwe jest zasądzenie alimentów na rzecz byłego małżonka, co też miało miejsce w niniejszej sprawie z uwagi na wyjątkową, trudną sytuację życiową mojej klientki i znaczące pogorszenie jej stopy życiowej" - dodano dalej w oświadczeniu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Gorzkie słowa Marcinkiewicza do byłej żony. "11 lat temu uciekłem od pani"
"Z taką znajomością języka angielskiego i obsługi komputera, bez względu na niepełnosprawność, (Izabela - red.) może legalnie zarabiać od sześciu tys. zł do nawet 15 tys. zł miesięcznie" - miał napisać w liście skierowanym do Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy Kazimierz Marcinkiewicz. Były premier dodał, że dawna ukochana dorabia sobie dwa tys. zł miesięcznie jako tłumaczka i nauczycielka, a konieczność pomocy jej w codziennym życiu ma być mocno wyolbrzymiona. "W Polsce nie ma sprawiedliwości. Duda, Kaczyński i Ziobro doszczętnie rozwalili, zniszczyli wymiar sprawiedliwości w Polsce. (...) Zdaję sobie sprawę, że muszę najszybciej, jak się da, przejść ten proces w Polsce, by szukać sprawiedliwości w sądownictwie europejskim" - dodał cytowany przez "Fakt" Marcinkiewicz.