Gwiazdy bez tajemnic tylko na Gazeta.pl
"Wymyślił, że Kalina ma być symbolem seksu...". Z okazji premiery filmu "Bo we mnie jest seks" przypominamy tekst-sylwetkę bohaterki, Kaliny Jędrusik.
W czasach, kiedy na sklepowych półkach trudno było znaleźć coś poza octem i musztardą, ona prosiła o szampana. Nie do picia, a do kąpieli. Ekscentryczne wyczyny Kaliny Jędrusik obejmowały też przyjmowanie gości nago, liczne romanse za wiedzą i zgodą męża oraz granie na nosie PRL-owskiej cenzurze. Mężczyźni o niej marzyli, wiele kobiet z całego serca nienawidziło. Ponoć kiedy podczas jednego z koncertów wystąpiła w głęboko wyciętej sukni, ze sporej wielkości krzyżykiem zwisającym na bujnym dekolcie, żona Wiesława Gomułki wpadła w szał, a pierwszy sekretarz ze złości cisnął w telewizor popielniczką. Ale ona nic sobie nie robiła z opinii innych. Żyła na własnych zasadach, choć wielu uważa, że za seksowny wizerunek Kaliny Jędrusik odpowiadał jej mąż - literat Stanisław Dygat.
Choć jak wynika z relacji jej bliskich, Kalina Jędrusik przyszła na świat 5 lutego 1930 roku, jako dorosła kobieta kilkukrotnie próbowała się odmłodzić, ujmując sobie najpierw rok, a następnie dwa lata. Córka Henryka Jędrusika - piłsudczyka, senatora II Rzeczpospolitej - była wychowywana w nowoczesny sposób. Jej ojciec był założycielem "demokratycznej" szkoły w Gnaszynie - nie było w niej dzwonków, a uczniowie i uczennice sami wybierali sobie przedmioty. Kiedy Kalina zdała maturę, wiedziała już, że jej przeznaczeniem jest teatr. Dlatego przeniosła się do Krakowa, gdzie rozpoczęła studia na PWST. Jej kolegami z roku były takie przyszłe gwiazdy jak Zbigniew Cybulski czy Bogumił Kobiela. To właśnie tych najzdolniejszych wykładowczyni Lidia Zamkow zaprosiła do Teatru Wybrzeże, w którym objęła stanowisko dyrektor artystycznej. Dla Kaliny wyjazd miał okazać się brzemienny w skutki - nie tylko zawodowo, ale przede wszystkim prywatnie.
Kiedy Stanisław Dygat pierwszy raz zobaczył Kalinę, przechadzał się po Gdańsku z żoną, aktorką Władysławą Nawrocką, zwaną Dziunią i czteroletnią córeczka Magdą. To była ponoć miłość od pierwszego wejrzenia, rażenie piorunem. Dygat, nie bacząc na towarzystwo żony, przez chwilę szedł ponoć tyłem, by jak najdłużej móc cieszyć oczy widokiem pięknej kobiety. Drugi raz zobaczył ją w spektaklu o proroczym tytule "Nie igra się z miłością". Wtedy był już pewien, że nie spocznie, póki Kaliny nie zdobędzie. I choć Kalina była od niego o 17 lat młodsza, różnica wieku nie była dla niej problemem. Imponował jej uznany pisarz o aparycji angielskiego dżentelmena, ubrany zawsze jak spod igły, szarmancki. A że żonaty? Cóż, nie takie przeszkody prawdziwa miłość jest w stanie pokonać. Stanisław Dygat po pierwszym zauroczeniu przestraszył się konsekwencji i wyjechał za granicę. Jego żona, która dowiedziała się o romansie, miała więcej odwagi - kiedy wrócił, czekała na niego z pozwem rozwodowym.
W 1957 roku, wkrótce po tym, jak Stanisław Dygat dostał rozwód, on i Kalina wzięli ślub. Świeżo upieczony pan młody nie zadbał jednak o mieszkanie dla siebie i żony. Z pewnością na drodze stanęły trudności, przed jakimi stawało wiele par w czasach PRL, ale Dygat był człowiekiem dobrze sytuowanym, o licznych kontaktach. Z pewnością mógłby więc coś załatwić, jednak tego nie zrobił. Być może chciał być blisko córki, jednak decydując się na wspólne mieszkanie pod jednym dachem z byłą żoną, teściową, córką i świeżo poślubioną wybranką, wykazał się wielkim brakiem wyobraźni. W dwupokojowym, niewielkim mieszkanku sytuacja była nieustannie napięta.
Pogarszał ją fakt, że brakowało pieniędzy na podstawowe potrzeby, a Dygat zamiast żywności kupował wodę kolońską dla siebie i czerwone róże dla Kaliny. Czarę goryczy przelała sytuacja, którą Magdalena Dygat opisała w swojej autobiograficznej książce "Rozstania".
Okazało się, że druga żona ojca przez cały ten czas ukrywała swój stan posiadania. Pech chciał, że stało się to w dniu, w którym matka, w desperacji spowodowanej brakiem innych możliwości, poszła sprzedać butelki. Scena, w której z rąk macochy wyślizguje się torebka i wylatują z niej banknoty różnej wielkości, była dramatyczna, żenująca i filmowa, szczególnie że brały w niej udział dwie aktorki. Ojciec przepraszał w imieniu swoim i nowej żony, było nawet jakieś wiarygodne tłumaczenie, ale nie udało się przywrócić beztroskiej idylli.
Po tym incydencie Kalina i Stanisław przenieśli się na swoje. Wybór padł na Warszawę - w stolicy dla obojga małżonków było więcej możliwości zawodowych. Jędrusik występowała początkowo na deskach warszawskich teatrów, ale prawdziwą sławę zyskała dzięki występom w Teatrze Telewizji oraz "Kabarecie Starszych Panów". Na małym ekranie zadebiutowała w "Cezarze i Kleopatrze" Gustawa Holoubka. Następnie wystąpiła m.in. w "Scenach z życia Holly Golightly" w reżyserii Kazimierza Kutza i "Idach marcowych" Jerzego Gruzy. Pojawiła się też w kinie, m.in. w filmach "Ewa chce spać", "Lekarstwo na miłość" i "Upał". W "Kabarecie Starszych Panów" początkowo piękna aktorka miała być jedynie tłem dla głównych bohaterów, szybko okazało się jednak, że to właśnie ona przyciąga przed ekrany męską część publiczności. Sennie rozmarzona, epatująca nieskrępowanym seksapilem, jakby z innego świata, zdawała się zupełnie nie pasować do PRL-owskiej rzeczywistości. Wielu uważa, że taki wizerunek dla żony wymyślił Stanisław Dygat. Zafascynowany Marylin Monroe literat postanowił z Kaliny stworzyć polską wersję amerykańskiej seksbomby.
Dygat nie najszczęśliwiej wymyślił, że Kalina ma być symbolem seksu. Zbudował dla Kaliny mocny cokół i postawił ją na tym cokole - mówiła w dokumencie TVN "Taka miłość się nie zdarza" przyjaciółka pary, Krystyna Sienkiewicz.
Seksapil Kaliny Jędrusik stał się gwarantem jej sławy, ale też jej przekleństwem. Talent aktorki często schodził na drugi plan, a w rolach obsadzano ją "po warunkach". Do historii polskiego kina przeszła słynna scena erotyczna z nią i Danielem Olbrychskim w "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy. Z drugiej strony, sama artystka robiła wszystko, by nieustannie być tematem plotek. Już sam fakt, że związała się z żonatym mężczyzną, podnosił ciśnienie wielu Polkom, które Kalinę nazywały złodziejką mężów. A kiedy pewnego dnia Jędrusik podczas pobytu w Chałupach w wiejskim sklepiku wczesnym rankiem zażądała szampana, żony rybaków stojące w kolejce po chleb omal nie rzuciły się na nią z pięściami. Bo na ich wyrzuty, że nie kupuje się o tej porze alkoholu, Kalina z rozbrajającym spokojem odpowiedziała, że przecież musi się w czymś wykąpać.
Polki oburzał przede wszystkim fakt, że Kalina Jędrusik otwarcie przyznawała się do licznych romansów. Jej mąż nie tylko doskonale o nich wiedział, ale też na nie pozwalał. I vice versa - Kalina posuwała się nawet do tego, że radziła Stanisławowi, w co ma się ubrać na randkę, a po powrocie wyciągała od męża najintymniejsze szczegóły spotkania. A kiedy małżonek postarzał się na tyle, że nie był w stanie zaspokoić legendarnego libido żony, z jeszcze większym zrozumieniem podchodził do jej przygód.
Kiedy się zakochiwała, rozpieszczała swoich kochanków do takiego stopnia, że w końcu od niej uciekali. Kupowała dla nich w delikatesach drogie przysmaki, których ojcu nie wolno było ruszać. Stały w lodówce do chwili, gdy narzeczeni zmęczeni jej miłością odchodzili i zostawiali niedojedzone resztki - wspomina Magda Dygat w "Rozstaniach".
Otwarty był nie tylko związek Dygatów, ale też przede wszystkim ich dom. Przez mieszkanie pary przewijała się cala "warszawka". Na suto zakrapianych, trwających nie raz do białego rana imprezach bywali Kazimierz Kutz, Daniel Olbrychski czy Gustaw Holoubek. Gospodyni chętnie karmiła ich własnoręcznie przygotowanymi potrawami - ponoć najlepiej gotowała wówczas, gdy miała nowego kochanka. Bywało i tak, że towarzystwo przyjmowała, leżąc nago w łóżku wraz z aktualnym absztyfikantem, lub paradując po mieszkaniu w jedwabnych haleczkach, które więcej odkrywały, niż zakrywały. Zuzanna Łapicka w książce Piotra Gacka "Kalina Jędrusik. Muzykalność na życie" wspomina, jak pewnego razu odwiedziła mieszkanie Dygatów, wracając z matką z zakupów:
Drzwi były otwarte, wystarczyło nacisnąć klamkę. Tłum kłębił się już w przedpokoju. (...) Kalina leżała w łóżku, była goła, co było widać, gdy nogami podnosiła kołdrę. Obok niej leżał często jakiś młodzieniec. Goście siadali na tym łóżku. Jako dziecko sądziłam, że Kalina wiecznie jest chora. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy tak się świetnie bawią i palą papierosy.
W 1978 roku, kiedy Kalina Jędrusik przebywała na tournée, Stanisław Dygat zmarł na zawał serca. Wówczas okazało się, że choć za życia męża zdradzała go i często zaniedbywała, darzyła go wielkim uczuciem. Z nikim nie związała się już na stałe, ukojenie znalazła w religii. Przyjęła chrzest, regularnie uczęszczała do kościoła. Zrozumienia i ciepła szukała też u córki Stanisława, Magdaleny, ale ta nie potrafiła okazać sympatii kobiecie, przez którą przed laty zostawił jej matkę ojciec. Kalina willę na Żoliborzu wypełniła więc psami i kotami, które przygarniała. Darzyła swoich ulubieńców wielkim uczuciem, karmiła najsmaczniejszymi kąskami. Kiedy okazało się, że cierpi na astmę oskrzelową, a sierść czworonogów bardzo pogarsza jej stan zdrowia, nie zgodziła się oddać zwierząt. Najprawdopodobniej w ten sposób wydała na siebie wyrok.
W nocy z 7 na 8 sierpnia 1991 Kalina Jędrusik zmarła w wyniku uduszenia wywołanego intensywnym atakiem astmy. Męża przeżyła o 13 lat, ale znajomi pary zgodnie twierdzą, że Kalina Jędrusik po śmierci swojego męża i impresaria nie była już taka sama. Ich miłość, choć niepasująca do standardowego wyobrażenia o romantycznym uczuciu, była wyjątkowa. Kazimierz Kutz opisywał: "On ją (Kalinę- przyp. aut.) stworzył. Kiedy była nieszczęśliwa, pozostawał jej najczulszym opiekunem. Ta miłość miała wymiar cudownej apokalipsy".