Kariera po "Top Model" czy "The Voice"? Tak, na Instagramie. "Nie wiem, czemu od uczestników 'Top Model' oczekuje się, że będą modelami"

Od blisko dekady niemal każda licząca się polska telewizja ma w swojej ofercie program, który wabi młodych i żądnych sławy ludzi. Niezależnie, czy mówimy o "Top Model", "Warsaw Shore" czy "The Voice", obietnica jest podobna: czeka cię wielka kariera, popularność i pieniądze. Ostatecznie na celebrycki Olimp trafiają nieliczni, a reszta pływa po show-biznesowych odmętach. Kiedyś srebrny ekran produkował gwiazdy, dziś influencerów.

Jesteśmy właśnie świadkami emisji ósmego już sezonu "Top Model", w teorii mającego wypuszczać na wybieg potencjalne gwiazdy modelingu. Mimo emocji, dramatów i mniej lub bardziej wyreżyserowanych scenek rodzajowych, patrzymy na uczestników i możemy przewidzieć jak to się wszystko skończy: show wygra osoba nie do końca mająca warunki do pracy w branży, na fali zwycięstwa wystąpi w kilku zagwarantowanych kontraktem kampaniach, przez milisekundę będzie wszędzie, a potem człowiek na chwilę odwróci się po chleb i pyk, już jej nie będzie. Pozostali uczestnicy, bardziej obrotni i z pomysłem na siebie, odpowiednio wykorzystają czas antenowy i odnajdą się w show-biznesie w innych rolach. Ludzie idący na casting do danej produkcji raczej nie mają już złudzeń, że program zagwarantuje im karierę w tym zawodzie - wiedzą natomiast, że zdobytą popularność łatwo przekuć w dobry pieniądz w sieci. Wszak kilka minut na srebrnym ekranie robi z ciebie influencera.

Występ w telewizyjnym programie jest drogą na skróty. Pozwala znacznie skrócić czas potrzebny do zbudowania bazy odbiorców, dzięki emocjonalnej konstrukcji telewizyjnych show sprzyja też budowaniu zaangażowania - mówi mi Kamil Sokołowski, CEO BrandBuddies, grupy działającej w obszarze influencer marketingu.
Bohaterowie kolejnych edycji reality show w większości szybko wkraczają na influencerską drogę. W naszej grupie na bieżąco śledzimy ich rozwój w social mediach. Pierwsze zapytania i briefy trafiają do nich nawet przed emisją odcinków, jeśli wieści o ich udziale rozejdą się odpowiednio wcześniej. Co ważne, niektórzy z nich są mocno świadomi szans, które stwarza dla nich dany projekt i od początku zatrudniają menadżerów - dodaje.

Kariera po "Top Model"? Głównie na Instagramie

Pozostaje więc pytanie, czy profilowane reality-show, mające na celu wyłapywać talenty do konkretnej branży, mają jeszcze sens istnienia, skoro ostatecznie większość uczestników kończy gdzie indziej? "Top Model" zdaje się być wyjątkowo na celowniku internautów, bo widzowie - oczekujący oszałamiających karier w modelingu i kolejnej Anji Rubik - są po prostu rozczarowani faktem, że np. Patryk Grudowicz (zwycięzca VI edycji programu), zamiast informować w sieci o swoich kolejnych podbojach na wybiegu, publikuje smutne reklamy środków do higieny intymnej. Żeby nie było, mycie jajek jest ważne, ale od tego jest apteka, a nie potencjalna nadzieja polskiego świata mody. Formuły show broni jak lwica jego gospodyni.

Kasia Szklarczyk i Patryk GrudowiczKasia Szklarczyk i Patryk Grudowicz screen Instagram.com/koty2

To szansa dla tych, którzy zamiast siedzieć w domu, często w małej wsi, chcą zrobić krok naprzód. Dzięki programowi poznają inny świat, jeżdżą po Polsce i pracują nie tylko jako modele czy modelki, ale też prezenterzy, influencerzy, prowadzący innych programów. Dajemy im siłę i przygotowujemy do wyjścia w świat, a co dalej z tym zrobią, to jest ich decyzja - tłumaczy w rozmowie ze mną Joanna Krupa. - Jestem dumna, że z każdej edycji ci najbardziej ambitni i zdeterminowani uczestnicy postawili na swoim i mogą się pochwalić osiągnięciami w show-biznesie - zapewnia.

Joanna KrupaJoanna Krupa x-news

Zarzuty o nierealizowaniu obietnic przez "Top Model" odpiera też zdecydowanie Jakob Kosel - jedna z najjaśniejszych postaci programu.

To trampolina do show-biznesu i, jak widać, nie każdy z tym sobie radzi. Nie wiem, dlaczego akurat od uczestników "Top Model" oczekuje się tego, że zostaną modelami. To tak samo, jak ludzie po Agencie powinni zostać detektywami. Każdy wybiera swoja ścieżkę, show-biznes to właśnie jedna z nich - tłumaczy.
Ludzie poznali mnie w telewizji, a co za tym idzie, wszystkie zlecenia i prace zaczęły się tak naprawdę po "Top Model" - dodaje.

Koselowi trudno jednak zarzucić, że na tej show-biznesowej trampolinie się nie odnalazł, bo jako jeden z niewielu uczestników show wciąż działa czynnie w krajowym modelingu, nie narzeka na brak zleceń i próbuje swoich sił - z dobrym skutkiem - również jako prezenter i prowadzący zakulisowe materiały z programu, który dał mu sławę. Podobnie zresztą jak jego koleżanka z planu, Karolina Pisarek. Filigranowa modelka, choć w cieniu ówczesnego zwycięzcy Radka Pestki, szybko stała się najbardziej regularnie pracującą uczestniczką show w jego historii.

Ona reprezentuje to, co każda topmodelka i gwiazda w sobie musi mieć: przyciągającą osobowość, bezinteresowną życzliwość bliźnim, urok, szacunek do pracy zespołu, dyscyplinę i jasno postawiony cel. Zawsze gotowa na kolejne wyzwania, dzięki niej czuję, że żyję i moja praca ma sens - zachwyca się swoją podopieczną Małgorzata Leitner.

Stacja się nie opiekuje, ale social media przygarną

Zostawmy jednak na chwilę Top Model, bo to nie jedyna fabryka influencerów w polskiej telewizji. Swego czasu bliźniaczy format próbował odpalić Polsat, wykorzystując przy tym popularność tematu body positivity czyli "Supermodelka Plus Size". Jego zwyciężczyni, Joanna Cesarz, nie ukrywa, że pracując w dopiero raczkującej branży modelingu plus size, lwią część jej dochodów gwarantuje Instagram

Program wprowadził mnie do show-biznesu, w jakiś sposób stałam się rozpoznawalna, moje social media urosły i dzięki temu współpracuję z różnymi firmami. Nie czułam się natomiast mocno "zaopiekowana" przez stację po zakończeniu show - zdradza.

Joanna CesarzJoanna Cesarz Instagram/joanna.cesarz.smps

Zauważa przy tym inny problem - telewizje równie szybko wypuszczają w świat świeżo upieczone gwiazdki, jak o nich zapominają. Na szczęście - są social media.

W świetle tego wszystkiego nie powinno zatem dziwić, że na castingi kolejnych produkcji pokroju "Big Brothera" czy "Love Island", przychodzą prawdziwe tłumy. Niezobowiązująca zabawa przed milionami widzów to prosta droga do tego, aby odmienić swoje dotychczasowe życie. Wystarczy barwna osobowość i umiejętność poruszania się po Instagramie. Jednym z najgorętszych nazwisk w sieci jest od kilku już miesięcy Magda Wójcik, która wygrała reaktywowanego po latach "Big Brothera". Mieszkająca na co dzień w Londynie pracownica butiku, z wykształcenia magister biotechnologii żywności (!), w mgnieniu oka stała się gwiazdą internetu, do której reklamodawcy dobijają się drzwiami i DM-ami.

Wielu widzów po finale "Big Brothera" przeniosło się na mój Instagram, aby dalej śledzić moje życie. Daje to dużą możliwość, żeby rozwijać się dalej jako influencerka, inspirować ludzi nie tylko moimi kolorowymi outfitami, ale również dzięki temu mogę mówić głośno o tolerancji i szacunku. Instagram to nie tylko hobby, ale również praca, na której można zarobić. Dostałam wiele propozycji, na jedne się zgodziłam, na inne nie. Nie wszystkie były zgodne z moimi poglądami lub np. chodziło o produkt, który zupełnie nie pasował do mnie i musiałam podziękować - tłumaczy w rozmowie ze mną Magda.

Tamagoczi - Madzia i OlehTamagoczi - Madzia i Oleh gazeta.tv

Najbardziej chciałabym współpracować z markami odzieżowymi i i kosmetycznymi, a także wreszcie stworzyć własną kolekcję ubrań. Uwielbiam wyzwania, wiec chętnie wzięłabym udział w kolejnym reality show, gdzie mogę pokonywać kolejne bariery i odkrywać siebie! - zapowiada.

W kolejce za Magdą Wójcik ustawiają się już kolejni, bo bycie influencerem to już nie powód do wstydu, a sposób na życie. Pytanie tylko - jak wiele gwiazd internetu są w stanie pomieścić polski internet i portfele reklamodawców? - Na rynku jest ciągłe zapotrzebowanie na nowe twarze. Proces budowania jakościowych zasięgów oraz społeczności jest jednak czasochłonny. Wymaga też charyzmy oraz zwykle ciężkiej pracy. Dlatego mimo iż kandydatów na influencerów jest wielu, to do upragnionego celu i zasięgów dochodzą nieliczni - wyrokuje Kamil Sokołowski z BrandBuddies. Możemy się zatem spodziewać, że do tego wyścigu dołączą za chwilę uczestnicy "Love Island", którym żyje teraz cały polski internet. Musimy jednak pamiętać o jednym - to, co wciskamy na naszym pilocie, nasze serduszka na Instagramie i komentarze na Facebooku, to wirtualna i bezzwrotna inwestycja w popularność i budżety osób, które obserwujemy. Kończąc tanim morałem - wybierajmy mądrze.

Piotr Grabarczyk

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.