Rozenek powiększa pupę, a Wendzikowska czyta, że jest za chuda. "Body positive" oznacza, że POWINNAŚ mieć krągłości? Możesz podziękować Kim i Kylie

Zasługi Kardashianek dla ruchu "body positive" są spore. Kampanie? Owszem, ale to one ze swoich krągłości zrobiły atuty i przekonały kobiety, że większe jest piękne. Niestety, zboczyliśmy z dobrej drogi już dawno, a efektów nie trzeba szukać za oceanem.

W latach 90. "obowiązywała" figura sportsmenki. Modelki prezentowały umięśnione, zdrowe sylwetki, ikony tamtych lat były postawne, wysokie, pięknie zbudowane, wymiary 90-60-90 zapisały się na stałe jako idealne proporcje. Potem pojawiła się chuda Kate Moss i świat mody oszalał na jej punkcie. W reklamach zaczęły pojawiać się dziewczyny bardzo szczupłe, a 90 cm w biuście czy biodrach wykluczało modelkę z pokazów największych projektantów. Lata 2000 to kult Paris Hilton, Christiny Aguilery i aktorek, które dziś głośno mówią o tym, że w tamtym czasie po prostu się głodziły. Zaczęto mówić o anoreksji, zbyt chude modelki były wykluczane z kampanii, a świat zwrócił się ku zdrowiu.

Może pamiętacie pierwszą kampanię "Dove", w której wystąpiły "zwykłe" dziewczyny. Miały brzuchy z fałdkami tłuszczu, cellulit, krótkie nogi. Reklamy były piękne, naturalne, prekursorskie, a firma odnotowała wzrost przychodów. Ruch body positive zataczał coraz szersze kręgi, w Hollywood pojawiły się aktorki o rozmiarze większym niż 36, a w kolorowej prasie zaczęła królować Kim Kardashian.

I to moment, w którym zostawić trzeba świat mody czy filmu, bo obecnie to właśnie celebrytki mają największy wpływ na to, jak pewne sprawy postrzega znaczna część społeczeństwa. Bo możemy sobie mówić, że jesteśmy sobą, ale jednak większość z nas ma jakiś swój ideał, gwiazdę, którą uważa za najpiękniejszą na świecie. Dla wielu dziewczyn jest to Kim Kardashian albo jej młodsza, wzorująca się na niej siostra Kylie.

I Kanye stworzył Kim

Kim zaczynała "karierę" jako koleżanka Paris Hilton z wielkim tyłkiem. Najpierw się z niej śmiano, potem przekonała świat, że jej proporcje są piękne. Krągłości (podobno jest to dzieło chirurga plastycznego) uczyniła swoim znakiem rozpoznawczym. Kiedy jej mężem został Kanye West, zaczął ją stylizować całkowicie wbrew "obowiązującym" dla typów sylwetki regułom. Ołówkowa, obcisła do granic możliwości spódnica, do tego buty wiązane w połowie łydki i top z gołym brzuchem - tak długo wyglądała typowa stylizacja Kim. Strój, który skraca nogi, dodaje kilogramów, ale maksymalnie podkreśla krągłości. I zwraca na nie uwagę.

Możemy się z Kim i Kylie śmiać, ale naprawdę, one mają wpływ na to, co się dzieje, nosi, czego się używa, a przykładów na to są dziesiątki (nie bez powodu to Kylie jest najdroższą influencerką na świecie). Jednakże osoby, które dla body positive zrobiły więcej niż 100 kampanii razem wziętych, zaczęły bardziej szkodzić niż pomagać.

 

Kardashianki od kilku lat promują sylwetkę o określonych proporcjach - spory biust, talia osy, szerokie biodra i wielki tyłek. Tyle że klepsydra w ich wydaniu przestała już wyglądać naturalnie. Kim twierdzi, że nienaturalnie wąską talię zawdzięcza diecie wegańskiej i ćwiczeniom, na większe wydarzenia zakłada gorsety. Ściska się nimi tak, że aż boli od patrzenia, a ona sama przyznała, że większego bólu niż na Met Gali, nie czuła nigdy. Chore? Tak, ale jeszcze gorsze jest to, co robi 21-letnia Kylie. Celebrytka wykreowała modę na wizerunek a la lalka z sexshopu, z wielkimi ustami, rzęsami do nieba i oczywiście podkreślonymi krągłościami. I choć sama Kylie ma figurę, która w niczym nie odbiega od tej, jaką prezentuję Kim (podobno wcale nie zawdzięcza jej genom i trzeba przyznać, że faktycznie, biust i pupa urosły jej nagle), kiedy wyjechała na wakacje stała się obiektem kpin sporej części internautów. 

Kylie pokazała wiele zdjęć w bikini czy skąpych sukienkach, większość z nich była bardzo odważna. I jak szybko odkryli internauci, każde było przerobione. Dziewczyna oczywiście powiększała sobie biust, wyszczuplała talię i poszerzała biodra. W efekcie jej 141 mln obserwatorów otrzymuje całkowicie nierealny obraz kobiecego ciała, przy którym nieosiągalne proporcje lalki Barbie to pikuś.

 

Tyłek tak wydatny, że okno faluje

Nie myślcie sobie, że co Was "jakaśtam Kylie", bo to na nas w Polsce nie wpływa. Oczywiście, że wpływa. Pamiętacie śmieszki z Małgorzaty Rozenek, która pokazała, jak ćwiczy, a przy okazji wyszczupliła sobie i tak już szczupłą talię oraz powiększyła tyłek? Ona oczywiście zaprzeczała, ale zdradziły ją "falujące" framugi okna- klasyczny dowód na to, że przy zdjęciu było majstrowane. Gwiazdy zawsze to robiły, tyle że kiedyś zazwyczaj odejmowały sobie tu i tam, teraz sobie dodają. Czyli znowu otrzymaliśmy komunikat, że ok, nie musisz być szczupła, ale krągłości to przecież kobiecość, więc pokaż, że masz na czym siedzieć.

 

Oczywiście dodawanie sobie tu, a zabieranie tam, jest lekkim kaprysem. Gorzej, kiedy po prostu jesteś osobą szczupłą - pewnie każda dziewczyna nosząca rozmiar xs jest przyzwyczajona do komentarzy "przytyj trochę", a jeśli jest gwiazdą, czyta je na Instagramie. Tak było z Anną Wendzikowską, która przebywa zdaje się na wiecznych wakacjach. Pod jej zdjęciem w bikini posypało się tyle komentarzy na temat tego, że jest za chuda, że nie wytrzymała i zamieściła wpis. 

Dziękuję za wszystkie komentarze o tym, że nie mam kobiecych kształtów, jestem szkieletem i wyglądam ohydnie. Jako że nie mam wstydu, to prezentuję Wam całą swoją ohydną, szkieletowatą chudość tym razem od tylu. I tak delikatnie chciałabym zauważyć: jak ktoś gruby to źle, jak chudy to źle, jak kobieta gruba po ciąży to zaniedbana, jak szybko wraca do formy to lansuje nierealistyczne wzorce... litości!!!
 

Jak sama pisała pod jednym z wcześniejszych zdjęć, szczupła była zawsze, po urodzeniu dzieci zaczęła ćwiczyć i obecnie jest ze swojej sylwetki bardzo zadowolona. I świetnie, bo o to chodzi w tym, żeby dobrze czuć się ze sobą. Jednak wzorzec, który najpierw przedstawiano jako "kochaj swoje krągłości" zboczył obecnie w stronę, w której po prostu POWINNAŚ je mieć. Jeśli ktoś napisze grubszej gwieździe (a takich nie brakuje, w Polsce mamy choćby Dominikę Gwit), że powinna trochę schudnąć, natychmiast jest atakowany jako hejter, którym zresztą jest, bo to nie jego sprawa. Tymczasem komentarze "ale chuda" i inne dużo gorsze, pod zdjęciem "chudych" gwiazd są na porządku dziennym. 

Nie dajmy się zwariować, zostawmy gorsety tam gdzie ich miejsce, czyli w przeszłości, a wy drogie gwiazdy przestańcie oszukiwać fanki i sprzedawać im nierealny obraz sylwetki. Potem porównanie "ze ścianki" i "z Instagrama" obnaża całą prawdę, a operacje powiększania tyłka rzadko przynoszą pożądany efekt. 

Tak gwiazdy wyglądają w naturalnych wersjach:

Zobacz wideo

Justyna Michalska

Więcej o:
Copyright © Agora SA