"Big Brother". Madzia wygrała, bo "nie grała". Choć ma 31 lat, zachowała w sobie dziecięcą radość. I za to właśnie ją pokochaliśmy

"Big Brother" zakończył się w minioną niedzielę. Zwyciężczynią okazała się Magda Wójcik, a fenomen tej barwnej, lecz skromnej dziewczyny tkwi w czymś więcej niż tylko w ładnym uśmiechu. Widzowie zadecydowali, że wygrać ma tolerancja. W końcu więc i dla nas należą się brawa.

Reaktywowany "Big Brother" budził więcej emocji, niż sami mogliśmy się tego spodziewać. I choć początkowo narzekaliśmy na nudę, to później nastąpił moment, w którym ze szczerością mogliśmy przyznać: TVN7 dał radę. Udało się stworzyć produkcję, która przez niektórych była już skazana na porażkę. Dlaczego? Bo widzowie chcieli zobaczyć to, co widzieli w 2001 roku. Ale czasy się zmieniły, a my szybko (na szczęście!) to zrozumieliśmy.

91 dni w zamkniętym domu, kompletnie odcięci od świata zewnętrznego, skazani wyłącznie na siebie - tak żyli uczestnicy "Big Brothera". Łącznie 21 osób, każda z nich inna. Efekt? Afer nie brakowało, ale wygrała dziewczyna, która przez program przeszła z hasłem: "peace and love". Magda, a właściwie dla wszystkich już Madzia Wójcik, była w domu Wielkiego Brata najdłużej. Wrażliwa 31-latka ujęła nas dobrocią. Dziś już wiemy, że niespotykaną w reality-show cechą. 

Zobacz wideo

Dobra, ale nie głupia

Gdy Madzia weszła do domu Wielkiego Brata, nie rzucała się od razu w oczy. Żyła gdzieś w tle, a sama akcja programu też nie skupiała się na jej osobie. I być może to wpłynęło na fakt, że w pierwszych tygodniach nie została wyrzucona z programu przez dominującą wówczas grupę. Gdy jednak liczba domowników stopniowo malała, a relacje między nimi stawały się napięte, Madzia wysuwała się powoli na pierwszy plan. Przy zadaniu, w którym doszło do pierwszego rozdzielenia uczestników na dwie grupy, ona naturalnie się popłakała (a płaczu u niej naprawdę nie brakowało). Skąd te łzy? Madzia nie chciała żadnych podziałów. Uważa bowiem, że wszyscy powinni tworzyć jedność. Jej przejawów czystej dobroci było więcej. Im bardziej atmosfera w domu stawała się nerwowa, tym bardziej ona starała się łagodzić sytuację. Jako jedna z nielicznych reagowała, gdy obrażano osoby homoseksualne lub też padały hasła rasistowskie. Później jednak znów płakała, bo twierdziła, że świat jest niesprawiedliwy.

Widzowie cenili jej szczerość i wrażliwość na krzywdę, ale mieli też pewne zastrzeżenia. Bo choć Madzia ma 31 lat, to bywało, że jej zachowanie bardziej przypominało zachowanie 14-latki. Była naiwna i to naprawdę trzeba przyznać. Wierzyła we wszystko, co wmawiali jej inni. Ufała natychmiast, a uczestnicy wykorzystywali jej infantylność. Przy okazji prawili morały, jak ma żyć, kogo lubić, a kogo nie. W domu nie miała zbyt wielu obowiązków, bo większość czasu spędzała na... robieniu makijażu - średnio trzy godziny. Po makijażu był czas na śniadanie o 13:00, czasem 16:00, a potem na poprawienie makijażu. Oczywiście, wyolbrzymiam, ale takich ocen jej obecności w "Big Brotherze" też nie brakuje. Część widzów nie potrafiła zrozumieć, jak dorosła już kobieta może być tak "głupia". Bo ufała innym, wierzyła, że świat może być piękny, kolorowy, a wszyscy mogą się kochać. Ale czy to naprawdę jest "głupie"? A może jednak, gdyby wszyscy żyli z takim nastawieniem, to jednak byłoby pięknie? W "Big Brotherze" była oderwana od rzeczywistości, ale w bardzo pozytywny sposób. Jednak ta urocza, a przy tym zabawa infantylność, miała bardzo smutne podłoże.

Myślicie, że przyszedł czas na ckliwą historię, która pewnie okazała się gwarancją wygranej? Nie tym razem. Madzia nie opowiadała raczej o tym, co złe, ale z jednym wyjątkiem. Tym wyjątkiem byli jej rodzicie, od których 31-latka - jak sama mówi - jest uzależniona. Casting do "Big Brothera" był pierwszą samodzielną decyzją Magdy. Inne kwestie do tej pory należały do jej rodziców. Gdy podczas finału doszło do ich spotkania z Madzią, niestety, ale nie było widać tam zaspokojonego uczucia tęsknoty. Dominował raczej sztuczny uśmiech. Dziewczyna przez cały program przeżywała to, jak odbierze ją mama. Bała się, że przez swoje zachowanie może skrzywdzić bliskich. Co było głównym powodem zmartwień? Romans z Olehem. 

 

Romans pomógł w drodze po wygraną? Coś w tym jest

Nie ma co ukrywać, widzowie "Big Brothera" czekali na gorące sceny. O drugiej Frytce mogli zapomnieć, ale w programie rzeczywiście narodziło się uczucie. 20-letni Oleh zakochał się w Madzi. Powiedzieć, że są z dwóch różnych światów, to nadal za mało. On młodszy, choć dojrzalszy. Ona starsza, lecz trochę zagubiona. Ale ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Ich związek w domu Wielkiego Brata był więc niczym rollercoaster. Najpierw on wyznał jej miłość, a ona nie dowierzała, w końcu doszło do pierwszego pocałunku. Dopóty było miło, dopóki w ich związku nie pojawiła się trzecia osoba, czyli Łukasz. Najbliższy przyjaciel Madzi i chyba w programie największy wróg Oleha. Do końca zapewniał, że nie chce się mieszać w ich relację, aczkolwiek sukcesywnie próbował odsunąć chłopaka od Magdy. I co ważne, bywało, że miał ku temu rzeczywiste powody.

Widzowie raz Oleha nienawidzili, później kibicowali mu w staraniach o Magdę. Chłopak bowiem podpadł im wielokrotnie. Mówił do ukochanej w sposób wulgarny, twierdził, że "kobiet o seks się nie pyta, tylko bierze", był w "pato-teamie", który z tolerancją i szacunkiem miał raczej mało wspólnego. W ich związek zaangażowała się też pozostała część mieszkańców i dzięki temu w domu nie było mowy o nudzie. Miłość, nienawiść i tak w kółko. Już przez ostatnie tygodnie każdy odcinek "Big Brothera" skupiał się w dużej mierze właśnie na Olehu i Madzi. 

'Big Brother''Big Brother' screen player.pl

I z pewnością uroczy romans w jakimś stopniu pomógł Madzi w wygranej, ale fenomen tej dziewczyny tkwi w zupełnie czymś innym.

Wygrała, bo nie przyszła po 100 tys. zł. 

Mówi się, że skandal jest pierwszym krokiem do kariery. W tym przypadku kompletnie nie. Bez skandali, kłótni, afer Madzia wygrała "Big Brothera". Czym zasłużyła sobie na sympatię fanów, którzy już po pierwszym miesiącu wróżyli jej zwycięstwo? Według jednej z prowadzących program, Małgorzaty Ohme, "czystym dobrem", jakie tkwi w dziecku, ale też i w dorosłej już Madzi. I właśnie tę niespotykaną dziś często cechę pokochaliśmy my, widzowie. 

Madzia ma w sobie pierwotne dobro. To jest dokładnie to, z czym rodzą się dzieci, co w procesie socjalizacji zamienia się w ironię, cynizm. Ona tego nie ma. Nie wiem, jak to się stało, ale ona jest totalnie czysta. Nie mówiła nic złego o innych uczestnikach. Grała na innych, a nie na siebie - mówi Ohme w rozmowie z Plotkiem.

Czy w programie udawała kogoś, kim nie jest? Moim zdaniem nie. Cieszyła się chwilą, każdym zadaniem. Narzekała natomiast na nudę. Gdy przyszedł czas, by opuścić dom, wyglądała raczej na zasmuconą tym faktem, niż uradowaną z powodu wygranej.

 

Z zewnątrz barwna, może i kontrowersyjna, ale w środku ciepła, pogodna i tolerancyjna dziewczyna. Zwyciężyła "Big Brothera", bo była sobą. Nie udawała, nie kręciła, by tylko zdobyć kasę. Skoro wybraliśmy właśnie Madzię, możemy stwierdzić, że dobrze to o nas świadczy. Nie chcieliśmy, aby wygrał brak szacunku, więc postawiliśmy na dziewczynę, której świat, choć często oderwany od rzeczywistości, jest dobry. A to bardzo cieszy!

Daria Hadzicka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.