Maciej Stuhr po latach wrócił do "Listów do M". Wcześniej ostro krytykował produkcję

W kinach 7 listopada premierę miała szósta część "Listów do M.". W obsadzie świątecznej komedii ponownie można oglądać Macieja Stuhra.

Nie da się ukryć, że seria filmowa "Listy do M." trafiła w gust Polaków. Gdyby było inaczej, z pewnością na ekranach kin nie pojawiłaby się właśnie szósta część z podtytułem "Pożegnania i powroty" w reżyserii Łukasza Jaworskiego. Na ekranach ujrzymy m.in. Agnieszkę Dygant, Piotra Adamczyka oraz Tomasza Karolaka. W produkcji ponownie zagrał Maciej Stuhr, który wcześniej pojawił się w pierwszej i drugiej części filmu kolejno w 2011 i 2015 roku.

Zobacz wideo "Listy do M. Pożegnania i powroty" [ZWIASTUN]

Maciej Stuhr ponownie w "Listach do M.". Wcześniej nie miał dobrej opinii o produkcji 

Maciej Stuhr w "Listach do M." wcielił się w rolę radiowca samotnie wychowującego syna, Mikołaja Koniecznego. Trzecia część świątecznej komedii ukazała się w 2017 roku, ale już bez udziału aktora. Dlaczego? Stuhr komentował to wówczas w rozmowie z Karoliną Korwin Piotrowską w programie "DKF". - Uważam, że pierwsza część była naprawdę przyzwoita i nie musimy się jej wstydzić - zaznaczył.

Teraz zamienia się to powoli w serial, z którego się troszkę wymiksowałem, bo brakuje mi tej odwagi. Ileż lat mam jeszcze siedzieć w tym studiu i mówić: "Oto przychodzą święta"

- komentował aktor. - Ja mówię: wyrzućmy go. Ja wiem, że są radiowcy po osiemdziesiątce, ale czy musimy o nich kręcić filmy? - dodał. Jak się jednak okazuje, jego wypowiedź sprzed lat nie jest już najwyraźniej aktualna. Maciej Stuhr po niemal dziesięcioletniej przerwie powrócił na plan "Listów do M." i ponownie zagrał Mikołaja Koniecznego.

Maciej Stuhr porównał "Listy do M." do "To właśnie miłość"

Dla wielu "To właśnie miłość" z 2003 roku stanowi klasykę filmów świątecznych. Maciej Stuhr w rozmowie z Korwin Piotrowską postanowił porównać "Listy do M." do kultowej już produkcji. - Popatrzmy na brytyjskie komedie romantyczne, one są nieprawdopodobnie odważne. Jedna scena z "Love Actually", gdzie jeden z bohaterów p*****a inną bohaterkę, kręcąc film p***o, właściwie widzimy ich prawie nago i toczy się między nimi przeuroczy dialog. Takich scen w "Listach do M. 3" nie zobaczymy, ponieważ się boimy, boimy się wszystkiego - powiedział. 

Więcej o: