Historia Wojciecha Bojanowskiego wstrząsnęła wieloma osobami. Dziennikarz był poza domem, kiedy dowiedział się o potwornej diagnozie syna. Tysiące kilometrów dalej czekała na niego żona w czwartym miesiącu ciąży. "Marta dzwoni i mówi, że była na jakichś tam badaniach. Okazało się, że nasze dziecko jest chore... bardzo, prawdopodobnie nie urodzi się żywe, ma na wierzchu wnętrzności, że ta ciąża się nie może udać, nie może się skończyć dobrze. Ja jestem na tym statku i czuję się bezsilny (...) - opowiadał swego czasu Martynie Wojciechowskiej. Teraz reporter znów wrócił wspomnieniami do tych tragicznych dni.
Bojanowski i jego żona doczekali się jakiś czas później drugiego dziecka. Chłopiec przyszedł na świat cztery lata temu. W zeszłym roku para poinformowała o swoim rozstaniu. Syn dziennikarza otrzymał imię Jan. Wybór ten nie był przypadkowy. "Gdyby brat Janka się urodził, miałby dzisiaj pięć lat. Też dostał na imię Janek. Kiedy rozmawiałem z przyjaciółmi o tym trudnym doświadczeniu, okazywało się, że jest ono udziałem bardzo wielu osób, ale stosunkowo mało się publicznie o tym mówi" - zaczął. "Myślę, że trudno to zrozumieć komuś, kto nie doświadczył takiej straty, komuś, kto nie zdążył ucieszyć się z tego, że będzie rodzicem, komuś, kto nie zdążył o tym powiedzieć najbliższym i wyobrazić sobie, że już za moment będzie się tatą" - pisał na Instagramie.
Pod postem pojawiło się wiele komentarzy od internautów i internautek, którzy przeżyli podobne tragedie. "Jest nas dużo. I nikt nie jest winny, tak po prostu jest. Warto rozmawiać", "Ta żałoba nigdy nie mija. Nie może mieć końca, bo tamto życie się jeszcze na świecie nie rozpoczęło, a już na zawsze zniknęło" - pisali. Wiele osób zapewniło również Bojanowskiego o swoim wsparciu. "Ta dziurka w sercu nigdy się nie zrasta. Przytulam", "Szacunek dla pana za ten post. To bardzo trudny temat", "Mnóstwo sił redaktorze" - czytamy.