Celine Dion od lat zmaga się z zespołem Moerscha-Woltmanna. Jej dolegliwość powoduje sztywność mięśniową i utrudnia codzienne funkcjonowanie. Problemy zdrowotne sprawiły, że wokalistka wycofała się ze sceny na wiele miesięcy i przestała pojawiać się publicznie. Dopiero w lipcu br. była gotowa, by znowu zaśpiewać i natychmiast zachwyciła swoją formą. Teraz Edyta Górniak, której nie można odmówić ogromnego talentu, profesjonalizmu i wiedzy muzycznej, ale która też słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi, odniosła się do występu koleżanki po fachu na otwarciu igrzysk olimpijskich w Paryżu. Ostatnio była nieaktywna publicznie i dopiero teraz przyszedł czas do podzielenia się refleksjami na ten temat. Tym samym pozbawiła fanów złudzeń, bo potwierdziła ostatnie doniesienia francuskiej gazety "Liberation", posądzającej Dion o korzystanie z playbacku.
Czyżby z głosem Celine Dion nie było tak świetnie, jak mogłoby się wydawać po jej francuskim występie? - To nie było na żywo. Zdecydowanie. Z całą pewnością. Jednak warunki, w jakich miała wystąpić… Myślę, że niewielu artystów, nawet w znakomitej formie życiowej, podjęłoby się zaśpiewania w tak trudnych warunkach. Proszę zauważyć, że ona nawet była niedoświetlona dla kamer. Miejsce może bardzo spektakularne, ale za to z dużą ujmą jakości obrazu i też z pewnością dźwięku - oceniła w rozmowie ze Światem Gwiazd. Zaznaczyła jednak, że nie powinno się robić afery, że artystka nie śpiewała na żywo i wspomagała się głosem po obróbce cyfrowej, patrząc na jej ostatnie problemy zdrowotne. Przy okazji wbiła szpilę innej zagranicznej gwieździe. - Myślę, że byłaby to za duża presja dla niej na ten moment jej życia i zmagania się z chorobą i jest to z tak zwany "life to tape", czyli playback. Wiem, że teraz próbują robić z tego skandal, natomiast ona zawsze śpiewała raczej na żywo. Proszę państwa Beyonce śpiewa prawie całe życie z playbacku. Na koncertach śpiewa dwa, trzy utwory na żywo, reszta jest nagrana - dodała. Zaznaczyła przy okazji, że nie krytykuje śpiewania z playbacku, bo czasem sama - ze względu na trudne warunki i splot różnych wydarzeń - decyduje się na takie rozwiązanie.
Edyta Górniak ma emocjonalny stosunek do Celine Dion. Wszystko zaczęło się od tego, że rozkręcając swoją karierę międzynarodową, wykonawczyni hitu "To nie ja" jako pierwsza nagrała w San Francisco utwór "I Surrender". Piosenka jednak nie spełniała jej oczekiwań, jeśli chodzi o warstwę producencką. Przez długi czas negocjowała, by uległa zmianie, co ostatecznie zakończyło się odebraniem jej utworu i oddania go Celine Dion. Jej wersję usłyszała w radiu tuż przed pamiętnym występem w Korei, gdzie na mundialu zaśpiewała nasz hymn. Była rozżalona, ale to nie wszystko. Kilka lat później miała okazję, by wystąpić przed Kanadyjką jako jej support na koncercie w Polsce. Organizator wymagał jednak, by Górniak śpiewała z playbacku. Nasza diwa się na to nie zgodziła, co ostatecznie doprowadziło do tego, że zaprezentowanie się przed fanami światowej gwiazdy przeszło jej koło nosa.