Ma 50 lat, przez co odmówiono jej adopcji. Stanowcza reakcja Magdaleny Różczki

W mediach głośno zrobiło się o sprawie Edyty, której nie pozwolono adoptować dwuletniej dziewczynki, mimo że zajmuje się nią od urodzenia. Magdalena Różczka, która angażuje się w pomoc dzieciom z rodzin zastępczych, nie rozumie tej decyzji.

Sprawę 50-letniej Edyty nagłośniła "Gazeta Wyborcza". Kobieta bezskutecznie starała się o biologiczne dzieci. Zdecydowała się więc zostać rodziną zastępczą. Tak Edyta trafiła na Michalinę, kiedy dziewczynka miała zaledwie miesiąc. Decyzją sądu Edyta mogła wziąć ją do siebie, a gdy rodzice zostali pozbawieni praw rodzicielskich, pojawiła się możliwość adopcji. Tej jednak 50-latce odmówiono, tłumacząc decyzję wiekiem kobiety.

Zobacz wideo Opowiedziała o adopcyjnych dzieciach

Magdalena Różczka staje w obronie Edyty. Uważa, że adopcja powinna być możliwa

Wstępna negatywna opinia ośrodka adopcyjnego była wprost umotywowana różnicą wieku między Edytą a dzieckiem. "Zdecydowała się na adopcję małego dziecka, nie biorąc pod uwagę, że czas nie działa na jej korzyść. Teraz ma 50 lat, kiedy jej córka będzie pełnoletnia, pani Edyta będzie miała 67 lat. Jest to duża różnica wieku, może być przeszkodą w zrozumieniu i zaspokojeniu potrzeb dorastającego, ciągle zmieniającego się dziecka" - cytuje treść oceny "Gazeta Wyborcza". Sąd rodzinny podtrzymał zdanie ośrodka adopcyjnego i wniosek Edyty odrzucono.

O komentarz w sprawie "Gazeta Wyborcza" poprosiła Magdalenę Różczkę. Aktorka jest założycielką fundacji "Ukochani", która wspiera tworzenie bezpiecznych rodzin zastępczych dla dzieci. Różczka, zapytana przez dziennik, czy 50-latka jest "za stara", aby zająć się małym dzieckiem, stanowczo zaprzecza. - Czasy się zmieniły. Dzisiaj pięćdziesiątka jest jak kiedyś czterdziestka - mówi.

Są kobiety, które decydują się na macierzyństwo właśnie w tym wieku, więc uważam, że taka adopcja także powinna być możliwa

- zaznacza aktorka i dodaje, że nikt nie pytał Edyty o wiek, kiedy Michalina potrzebowała rodziny zastępczej. - Jestem pewna, że gdyby teraz okazało się, że dziewczynka ma FAS czy jakąś formę niepełnosprawności, byłoby podobnie. Wręcz proszono by Edytę, aby nadal zajmowała się dzieckiem - mówi Różczka.

Magdalena Różczka mówi o wadach systemu

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" aktorka przypomniała, że dwuletnia dziś Michalina zna "tylko jedną mamę" i nie rozgranicza, czy to mama biologiczna, zastępcza czy adopcyjna. - Wie, że to kochająca mama, która daje jej uwagę, ciepło i miłość. Nie wyobrażam sobie, by Michalinka miała teraz po prostu trafić do innej rodziny. To skończyłoby się wielką krzywdą dla jej psychiki i traumą, którą później będzie musiała leczyć - tłumaczy Różczka. Zdaniem aktorki system dotyczący adopcji dzieci, podobnie jak podejście niektórych ośrodków adopcyjnych, powinny się zmienić. - Oczekują, że rodzice adopcyjni będą mieć kilkuletni staż małżeństwa, świetną sytuację finansową i najlepiej po 30 lat, co w dzisiejszych czasach jest w zasadzie niemożliwe - mówi, dodając, że sporo ludzi dopiero w okolicach 30. roku życia zastanawia się, czy chce mieć dzieci.

Mając około czterdziestu lat, zaczynają rozważać adopcję

- zauważa. - Dlatego zasady, chociażby właśnie te dotyczące wieku, powinny być modyfikowane i dostosowywane do współczesnych realiów - podkreśla Magdalena Różczka.

Więcej o: