W niedzielę o poranku mieszkańcy Warszawy otrzymali niepokojący komunikat od nadawcy Alert RCB. Jeden z kompleksów usługowo-handlowych płonął na ogromną skalę, a słup dymu było widać z odległości kilku kilometrów. Wielu przedsiębiorców działających do tej pory przy Marywilskiej 44 nie miało ubezpieczonych sklepów. Biznesy poszły z dymem, a w jednym z nich działała Julia Von Stein. O swojej reakcji na tę tragedię opowiedziała na InstaStories.
Interesy życia stanęły w ogniu jednego dnia. Pożar hali był gaszony godzinami, a część osób przebywających na terenie kompleksu została przewieziona do szpitala. Warto podkreślić, że na terenie Marywilskiej 44 było mnóstwo materiałów łatwopalnych. Julia Von Stein jest przerażona tą sytuacją. - Kochani, ja dopiero się obudziłam, nieświadoma ogromu tragedii, która wydarzyła się dzisiaj nad ranem w Warszawie, w kompleksie usługowo-handlowym Marywilska 44. Otworzyłam oczy, zobaczyłam mój telefon i ile osób do mnie pisze, wiedząc, że współpracowałam z tamtym miejscem - powiedziała na Instagramie. Zdradziła następnie więcej na temat biznesowych powiązań ze słynną halą.
Chciałam wierzyć, że to jest sen, że mi się to ku*wa śni, że to się nie dzieje naprawdę. W tym miejscu na Marywilskiej 44 miały swój butik moje serdeczne przyjaciółki Julia i Ola. Butik, z którym od ponad roku współpracowałam. To nie była czysta współpraca, tylko przede wszystkim przyjaźń, i ta tragedia dotyka mnie również osobiście przez wzgląd na dziewczyny. Setkom osób dzisiaj nad ranem spłonęły marzenia, spłonął cały dorobek życia. Ja nie pamiętam w Polsce takiej tragedii, na taką skalę w ostatnich latach
- wyjaśniła.
Odzież, usługi kosmetyczne i gastronomia - wielu przedsiębiorców straciło wieloletnie źródło dochodu, a to wszystko z powodu żywiołu. Pewna Wietnamka, która pracowała w hali z rodziną miała aż osiem lokali na terenie Marywilskiej. - Dzisiaj mam tylko sto złotych. Nie mam nic - przyznała z bólem dla TVN24. Zdjęcia ukazujące skalę pożaru znajdziecie w galerii.