Teresa Lipowska jest aktywna zawodowo od 1950 roku. Mimo bogatego dorobku artystycznego i niekwestionowanego statusu gwiazdy aktorka pozostaje skromną osobą. Gdyby swego czasu nie posłuchała Witolda Pyrkosza - w produkcji Dwójki wcielał się w jej męża, Lucjana Mostowiaka - do dziś zarabiałaby tak, jak na początku serialu. Aktorka opowiedziała o tym w nowym wywiadzie.
Niedawno Teresa Lipowska wyznała Andrzejowi Sołtysikowi, że ciężko jest jej się pogodzić z upływającym czasem. Wciąż chciałaby zrealizować wiele projektów, ale zdrowie już jej na to w pełni nie pozwala. Nie zamierza jednak rezygnować z roli w "M jak miłość". Cieszy się tym, co ma i przyjmuje życie takim, jakie jest, bo szkoda jej czasu na żal i smutek. W nowej rozmowie zdradziła, że na szczęście dzięki zaradności Witolda Pyrkosza kilka lat temu doczekała się podwyżki w "M jak miłość", więc nie musi martwić się o emeryturę.
Ja nie jestem wymagająca; nigdy nie kłóciłam się o pieniądze, nie negocjowałam stawki w teatrze, serialu czy filmie. Uważałam, że jeżeli na tyle mnie ocenili, to tak ma być. 24 lata pracuję w serialu "M jak miłość", od pierwszego dnia do dzisiaj i raz tylko, widząc, że ci młodsi podbijają sobie stawki, mój filmowy mąż mówi do mnie: "Pójdziesz ze mną porozmawiać w sprawie naszych wynagrodzeń?" "Sama bym nie poszła, ale z tobą pójdę" - i wtedy raz jeden na 24 lata poszliśmy razem
- powiedziała Teresa Lipowska we Wprost.pl
Aktorka nie ukrywa, że rola seniorki rodu Mostowiaków sprawiła, że na jej koncie zaczęły narastać oszczędności. Przy jej okazji pojawiły się dodatkowe okazje do zarobku. Lipowska przez ostatnie dwie dekady była chętnie zapraszana na różne spotkania autorskie, za które dostawała honoraria. Nie ukrywa też, że jej emerytura wynosi obecnie dwa tysiące złotych. - Serial otworzył mi drzwi do bardzo wielu miejsc. Zapraszali mnie, bo kojarzyli mnie z "M jak miłość", wiadomo było, że to "pani Basia Mostowiak". Zgromadziłam pewną ilość pieniędzy, więc zawsze mogę sobie do mojej dwutysięcznej emerytury coś dołożyć. Mama nauczyła mnie ogromnej oszczędności, zawsze taka byłam. Ale nie skąpa, jeżeli już to w stosunku do siebie: "Nie kupię sobie, bo za drogie", ale jak komuś mam zrobić prezent czy przyjemność, to bardzo chętnie - zdradziła w wywiadzie, który przeprowadziła Katarzyna Burzyńska.