Marcinkiewicz kilka lat temu był na dnie. Nie miał za co kupić chleba i ziemniaków. "Byłem żebrakiem"

Kazimierz Marcinkiewicz miał się znaleźć na samym dnie przez działania służb specjalnych. W nowym wywiadzie powiedział, że nie miał nawet pieniędzy na jedzenie.

Kazimierz Marcinkiewicz pojawił się w programie "Fakt Live", w którym opowiedział m.in. o zaskakujących kulisach współpracy z arabskim szejkiem. Były premier RP wrócił także pamięcią do trudnych czasów. Polityk twierdzi, że był śledzony i podsłuchiwany, miał ciągłe kontrole z urzędu skarbowego, co doprowadziło go do utraty kontrahentów. W końcu doszło do tego, że Marcinkiewicz w 2019 roku nie miał za co żyć.

Zobacz wideo Trudne dzieciństwo syna Steczkowskiej

Skarbówka utrudniała życie Kazimierzowi Marcinkiewiczowi

Kazimierz Marcinkiewicz w wywiadzie opowiedział o uporczywych kontrolach urzędu skarbowego, które miały rozpocząć się w 2016 roku. - Jak tylko wypływała jakaś faktura, to "ciemni panowie" szli do tej firmy i mówili: "Jeśli współpracujesz z Marcinkiewiczem, to będzie kontrola za kontrolą i po prostu się z kontrolami nie wyrobisz". W końcu ktoś taki prosił mnie na rozmowę i mówił: "Słuchaj, no niestety, nie mogę z tobą współpracować, bo nasza firma może przez te wszystkie kontrole upaść" - opowiadał.

Polityk twierdzi też, że za czasów rządów PiS przez dwa lata był śledzony i podsłuchiwany.  Podkreślił jednak, że działo się to jeszcze przed Pegasusem. Dodaje, że służby specjalne miały namawiać aresztowane osoby, u których znaleziono kontakt do Marcinkiewicza, do zeznań przeciwko niemu. W zamian oferowano im wolność. 

Kazimierz Marcinkiewicz był na dnie. Nie miał za co kupić jedzenia

Najgorzej Kazimierz Marcinkiewicz wspomina 2019 rok. Mówi, że ruszyła na niego "ogromna nagonka". Próbował uciec do Parlamentu Europejskiego, ale nie udało mu się wystartować w wyborach. - To był czas, kiedy ja byłem żebrakiem. Nie miałem za co żyć. Ja po prostu prosiłem ludzi o pomoc finansową, żeby kupić ziemniaki i chleb. Żeby mieć w ogóle za co żyć. Miałem ok. 400 zł na nieco więcej niż tydzień. Nie płaciłem za mieszkanie. Zalegałem z czynszem i właściciel mnie z tego mieszkania wyrzucił - mówił. 

Mimo dramatycznej sytuacji i tego, że jak sam mówił, "znalazł się na dnie", na swój sposób czuł się szczęśliwy. - Kiedyś zarabiałem miliony, ale nigdy nie przykładałem wagi do pieniędzy. Dziś mam 64 lata i mam świadomość tego, że popełniłem w życiu różne błędy, przez które popadłem w długi - powiedział. Dodał, że w trudnych chwilach pomógł mu sport.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.