Joanna Kurska zdecydowała się pozwać TVP, po tym jak w programie "19.30" ujawniono jej rzekome zarobki. Później stacja wydała oświadczenie, z którego dowiedzieliśmy się, ile dokładnie otrzymała z tytułu wynagrodzenia za pracę, rekompensaty i odszkodowania - 1 534 021,02 zł brutto. Do sądu już wpłynęło pismo przeciwko stacji i szefowi programu informacyjnego, Pawłowi Płusce. "Pozwałam TVP za kłamstwa i szczucie na mnie, nigdy nie zarabiałam 117 tys. miesięcznie, tylko cztery razy mniej. Nigdy w Polsce nie było takiego hejtu, jak jest teraz. (...) Na naszych oczach zabijają Telewizję Polską. To musi być rozliczone, a za powielanie kłamstw na mój temat będą kolejne pozwy" - napisała na Instagramie.
Co ciekawe Kurską poparła Danuta Martyniuk. Więcej o tym, jak panie spijały sobie z dzióbków, przeczytacie tutaj. Jakie Joanna Kurska ma szanse na wygraną? Zobaczcie, co do powiedzenia ma na ten temat prawnik.
Wyjawienie przez pracodawcę wysokości wynagrodzenia pracownika bez jego zgody może być naruszeniem dóbr osobistych. Jak wygląda to w przypadku Joanny Kurskiej? Sprawa o tyle się komplikuje, że żona Jacka Kurskiego pracowała na kierowniczym stanowisku w spółce publicznej. Portal Plejada zasięgnął w tym temacie opinii eksperta. Adwokat Mariusz Stankiewicz z kancelarii Stępień&Stankiewicz podkreślił, że sprawa jest skomplikowana, a potencjalna wygrana Joanny Kurskiej nie jest oczywista.
- Rzeczywiście ujawnienie przez pracodawcę bez zgody pracownika wysokości jego wynagrodzenia za pracę może stanowić naruszenie dobra osobistego w rozumieniu art. 23 i 24 kodeksu cywilnego. W przypadku pani Joanny Kurskiej sprawa nie jest jednak dla niej taka prosta. Po pierwsze, sprawowała kierownicze funkcje w określonych jednostkach (np. była producentką w Agencji Kreacji, Rozrywki i Oprawy TVP), a przy tego typu funkcjach takie osoby zazwyczaj uznaje się, że pełnią funkcje publiczne. TVP S.A. to spółka skarbu państwa, jej finansowanie i majątek pochodzą z budżetu państwa. A skoro tak, to ograniczeniu podlega w tej sytuacji prawo do prywatności czy konkretnie dobro osobiste w postaci wysokości otrzymywanego wynagrodzenia - podkreślił prawnik.
Mariusz Stankiewicz twierdzi, że sąd będzie przede wszystkim badał rzetelność podanej informacji, ale jest przekonany, że Telewizja Polska ma wiedzę na temat tego, ile zarabiali pracownicy stacji i nie odważyłaby się publikować informacji, które są wyssane z palca. Ten aspekt jest w tej sprawie kluczowy. - Jeżeli okaże się, że podana została informacja nieprawdziwa, wtedy sąd może stwierdzić naruszenie dóbr osobistych, jednakże nie prawa do prywatności, tylko raczej czci i dobrego imienia. Zdaje się, że TVP jednak wie, jakie środki przekazała na rachunek pani Joanny Kurskiej, więc problem jest raczej czysto teoretyczny - dodał ekspert.
Prawnik podkreślił, że można to bardzo szybko zweryfikować i "prawda szybko wyjdzie na jaw". Ekspert dodał, że wyjawienie takich informacji było ważne z perspektywy interesu publicznego. - Pamiętajmy o tym, że obywatele, co do zasady, mają też prawo wiedzieć, czy w wydatkowaniu środków pochodzących z podatków zachowana jest rzetelność i gospodarność. Myślę, że interes publiczny przemawia za tym, żeby rozmowa o tych zarobkach się toczyła. Przeciętny obywatel może mieć wątpliwości co do tego, czy obecna żona byłego prezesa TVP nie cieszyła się jakimiś szczególnymi względami. Nie sposób nie brać tego pod uwagę. Ustalenie, czy w spółce skarbu państwa szerzył się nepotyzm i czy wynagrodzenia wypłacane poszczególnym osobom było adekwatne do ich wkładu oraz kwalifikacji jak najbardziej leży w szeroko pojętym interesie społecznym - podkreślił Stankiewicz.
Joanna Kurska zażądała także zadośćuczynienia od TVP i Pawła Płuski. Kwota? Niebagatelne 100 tysięcy złotych. W rozmowie z Plejadą prawnik podkreślił, że wysokość tego zadośćuczynienia zasugerowana przez byłą szefową "Pytania na śniadanie" jest mocno "przestrzelona" i Kurska ma małe szanse, aby taka kwota zyskała uznanie w oczach sądu. Podkreślił, że tak wysokie zadośćuczynienia dotyczą dużo poważniejszych spraw. - Sądzę, że gdyby to w ogóle rozważać, to jesteśmy bliżej 5-10 tys. zł. Co do samego wyniku sprawy skłaniam się do tego, że powództwo będzie oddalone - podsumował Mariusz Stankiewicz w rozmowie z Plejadą.