Rewolucja w programie "Pytanie na śniadanie" nie do końca spodobała się widzom. Wielu z nich tęskni za poprzednimi prowadzącymi, a w mediach społecznościowych fani nie szczędzą słów krytyki. Wybór nowych gospodarzy także nie wszystkim przypadł do gustu. Chociażby w przypadku Katarzyny Dowbor i Filipa Antonowicza, gdy połączono osoby z różnym doświadczeniem i dużą różnicą wieku. Dorota Anna Wróblewska, mentorka marki osobistej, specjalistka public relations i komunikacji marketingowej, ma pewnie wątpliwości co do doboru par.
Dorota Anna Wróblewska zauważa, że takie dobranie par wiąże się z ryzykiem. - Wybór par prowadzących "PnŚ" przypomina trochę łapankę czy "eksperyment medialny". Doświadczeni prezenterzy z jednej strony (Katarzyna Dowbor, Beata Tadla, Joanna Górska), z drugiej "świeżaki" - osoby znane z mediów, ale nie mające doświadczenia w prowadzeniu programów o podobnym charakterze do "PnŚ". Tym samym poziom doświadczenia przed kamerą w programie na żywo, rozmowy z gośćmi, bycie "gospodarzem" takiego formatu - to u każdej z nowo zrekrutowanych osób jest całkowicie różne - mówi w rozmowie z Plotkiem.
Czy to dobrze? Konstrukcja typu: jedna osoba bardziej doświadczona lub bardziej rozpoznawalna, druga nieco mniej, w takim programie to duże ryzyko nierównego poziomu prowadzących, braku "chemii" oraz, co chyba najważniejsze, ryzyko dominowania w parze osoby o większej charyzmie i wyrobieniu medialnym
- dodaje ekspertka.
Dorota Anna Wróblewska uważa, że prowadzący powinni się uzupełniać, a różnica w doświadczeniu nie zawsze wychodzi na plus. - Czy drugi prowadzący ma stanowić dla takiej osoby tylko tło? No przecież nie, powinni świetnie się uzupełniać i być podobnie medialni jak wcześniej np. para Tomasz Kammel i Marzena Rogalska. Eksperymenty z dobieraniem par wśród osób z ekstremalnie różnym poziomem doświadczenia nie zawsze wychodzą dobrze. Tu jako przykład można podać parę Katarzyna Cichopek i Maciej Kurzajewski, gdzie te różnice było widać i nie zawsze było to akceptowalne dla widzów - mówi.
Dorota Anna Wróblewska podkreśla, że w programach śniadaniowych dopuszczane są wpadki, jakimi rządzi się telewizja na żywo czy inny sposób prowadzenia rozmów. Myśli, że to także tym kierowano się przy wyborze nowych prowadzących.
Z drugiej strony programy śniadaniowe mają na tyle lekką formułę i taką nie do końca zamkniętą, gdyż w programie na żywo wszystko się może zdarzyć. Ewentualne potknięcia, różnice w poziomie prowadzenia rozmów, różnice zdań itp. - uchodzą, są akceptowane jako element ścierania się osobowości typowego dla pary lub grupy. W takiej formule wolno nieco więcej. Prawdopodobnie na to liczą obecni twórcy i redaktorzy "PnŚ", przyjmując też, że jeśli dana para się nie sprawdzi, łatwo będzie kogoś wymienić
- powiedziała Plotkowi.
Ekspertka nie ma wątpliwości. Na początku może być trudno. Czas pokaże, czy nowym parom uda się dotrzeć i przede wszystkim, czy widzowie zaakceptują nowych prowadzących "Pytania na śniadanie". - Nie zmienia to faktu, że dobór nowych par przypomina łapankę wśród grupy prezenterów i dziennikarzy, którzy do tej pory ani ze sobą nie współpracowali, ani nawet nie mieli podobnej drogi zawodowej. A wspólne doświadczenia zawsze łączą, pomagają na wizji wypracować tę "chemię", która w parze prowadzących program o lekkiej formule i na żywo jest konieczna, by to się dobrze oglądało. Bez tego warunku mamy dwoje prowadzących "sobie a muzom". Widzowie na pewno chcą zobaczyć coś odwrotnego, czyli "super tandem". Czy któryś z nowych tandemów okaże się tym "super"? Pierwsze edycje z nowymi prowadzącymi pokazują, że może być trudno - podsumowuje Dorota Anna Wróblewska.