Od premiery "Kilera" minęło w tym roku 26 lat, jednak przez wielu Krzysztof Kiersznowski na zawsze zostanie zapamiętany jako kultowy Wąski. Mimo to nie dał się zaszufladkować jako aktor. Fani polskich seriali z pewnością najlepiej kojarzą go jako Stefana Górkę z "Barw szczęścia", w którego wcielał się przez 14 lat. A o byciu aktorem sam Krzysztof Kiersznowski wcale nie marzył.
Krzysztof Kiersznowski urodził się 26 listopada 1950 roku w Warszawie. O tym, że zostanie aktorem, postanowiła jego mama, która w kinie zakochana była od dziecka. On jej entuzjazmu nie podzielał. "W każdej rozmowie z koleżankami czy ciotkami padały jej słowa: 'Mój Krzyś to będzie aktorem'. Co było o tyle debilne, że ja się jąkałem. Po ojcu. (...) Ale byłem ładnym chłopcem, o twarzy aniołka, którą okalały jasne, kręcone pukle. Jak miałem nie zostać aktorem?" - wspominał w rozmowie z weekend.gazeta.pl. Kiersznowski był jednak zdeterminowany, aby wypełnić wolę mamy. Rozpoczął lekcje u wykładowcy dykcji w warszawskiej szkole teatralnej. Na łódzką filmówkę zdał za pierwszym podejściem, a w 1977 roku ukończył studia.
Po szkole zaczął dostawać drugoplanowe role m.in. w filmach "Człowiek z marmuru" czy "Umarli rzucają cień". W 1977 roku Krzysztof Kiersznowski związał się na pewien czas z warszawskim Teatrem Ochoty należącym do Haliny i Jana Machulskich, co zaowocowało jego wieloletnią znajomością z reżyserem. W 1981 roku dostał rolę w filmie Machulskiego "Vabank", a trzy lata później wystąpił także w kontynuacji produkcji. Kiersznowski pracował w teatrach i grywał epizody w filmach i serialach. Na pewien czas był zmuszony przerwać pracę. A wszystko z powodu miłości. Kiersznowski poślubił francuską dyplomatkę, która pracowała w ambasadzie. Po ślubie dostała posadę na placówce w Irlandii, a on wyjechał razem z nią. W tym czasie nie mógł podejmować pracy. Gdy skierowano ją w inne miejsce, stwierdził, że takie życie jest dla niego jednak zbyt trudne.
Nie wytrzymałem i rozeszliśmy się. Gdyby nie Juliusz Machulski, który zaangażował mnie do "Kilera", nie wiem co by dalej ze mną było - opowiadał Pomponikowi.
Pierwsza część "Kilera", która weszła na ekrany kin w 1997 roku, okazała się ogromnym sukcesem, a wcielający się w postać gangstera Wąskiego Krzysztof Kiersznowski zyskał dzięki niej ogólnopolski rozgłos. Dwa lata później wystąpił także w drugiej części komedii. Choć, jak sam przyznał, Wąski zapewnił mu ogromną sympatię widzów, rola po pewnym czasie zaczęła mu ciążyć. "Były momenty, kiedy przeklinałem tę rolę. Na przykład, kiedy jacyś faceci na ulicy wołali za mną: Ej, Wąski, zapiąłeś rozporek?" - wspominał przed laty w rozmowie z miesięcznikiem "Machina".
Krzysztof Kiersznowski zresztą wcale nie rolę w "Kilerze" uważał za najważniejszą w swojej karierze. Największym wyzwaniem była dla niego postać ojca w filmie "Cześć, Tereska" z 2001 roku. Był też z tej roli dumny. "Bo to było kino społeczne, z misją" - opowiadał. Docenili ją także krytycy, a za "Cześć, Tereska" Kiersznowski otrzymał pierwszą nominację do nagrody Orła. Kolejna nominacja, tym razem już wraz z wygraną, przyszła za film "Statyści" z 2006 roku. Za drugoplanową rolę Edwarda Gralewskiego otrzymał także Złote Lwy na festiwalu w Gdyni. Kiersznowski przyznał, że to właśnie ta produkcja okazała się przełomem w jego karierze, bo dzięki "Statystom" otrzymał posadę w "Barwach szczęścia".
Bardzo lubię tam pracować, bo jest fajna atmosfera. Często przy innych produkcjach czułem, że ludzie myślą: 'Jezu, kto go tu wziął'. A tu mam poczucie wzajemnej sympatii, co jest dla mnie bardzo ważne - opowiadał o serialu w rozmowie z "Pomponikiem".
Krzysztof Kiersznowski doczekał się syna i córki. Syn początkowo chciał iść w ślady ojca, ale ostatecznie wybrał własną ścieżkę. Mieszka we Francji i pracuje jako prawnik. Nieco bliżej zawodu ojca jest córce aktora, która została scenografką. Media niezbyt często rozpisywały się o życiu prywatnym Kiersznowskiego, aż do momentu, gdy związał się z 33 lat młodszą partnerką. Spekulowano, że para często przechodzi kryzysy, a powodem miała być rzekomo duża różnica wieku. Ostatecznie się rozstali, a Kiersznowski kolejnego związku już nie szukał. "Jest mi dobrze tak, jak jest. Wolę spędzać czas z dziećmi, z wnukami, z przyjaciółmi. I myślę, że jeśli człowiek jest zadowolony z siebie i z najbliższego otoczenia, a to najbliższe otoczenie zadowolone z niego, to nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne" - mówił Pomponikowi.
Aktor stał się bohaterem nagłówków także w 2018 roku, gdy cudem uniknął śmierci. W centrum Warszawy miał poważny wypadek samochodowy - w tył jego samochodu wjechał inny kierowca, a jego wyrzuciło na dwa kolejne pasy. "Auto do skasowane, a mnie się nic nie stało. Cud - pomyślałem sobie wtedy" - wspominał w rozmowie z weekend.gazeta.pl. Krzysztof Kiersznowski miał jednak inne problemy. Przez wiele lat chorował na nowotwór, miał też świadomość, że jego stan jest poważny. Mimo to niemal do ostatnich chwil nie rezygnował z pracy. "Na planie nie dawał po sobie poznać, że coś go boli, a czasem cierpiał" - mówiła Ewa Ziętek w rozmowie z wp.pl. Krzysztof Kiersznowski zmarł 24 października 2021 roku w Komorowie. Aktor spoczął na tamtejszym cmentarzu.