Marta Krupa odradza się. Po bolesnym rozwodzie trafiła na terapię. "To tak, jakby ktoś umarł" [WYWIAD]

Marta Krupa ma za sobą rozwód z kierowcą wyścigowym - Marco Andrettim, który kosztował ją wiele stresu. Siostra słynnej Joanny Krupy trafiła na terapię i uczyła się żyć na nowo. W rozmowie z Plotkiem zdradza, że tkwiła w złotej klatce i bardzo w siebie nie wierzyła. Ostatnio wróciła do show-biznesu, by sprawdzić się w roli piosenkarki.

Wracasz do show-biznesu. Czemu kazałaś na siebie czekać i zrobiłaś sobie kilkuletnią przerwę?

- Byłam zakochana i jeździłam po całym świecie z byłym mężem. Tak naturalnie wyszło, że zapomniałam o sobie. Pomagałam i wspierałam innych - szczególnie jego - ale nie myślałam, czego ja tak naprawdę potrzebuję. Moje zawodowe potrzeby przestały być dla mnie wtedy ważne. Skupiałam się bardzo, by być "support person" dla mojego ex. Około pół roku spędzaliśmy na jego wyścigach. To było bardzo wyczerpujące. Poza tym przyszedł czas, w którym myślałam, że jest już za późno, by od nowa zaczynać ten cały show-biznes. To było głupie z mojej strony, ale to dobra nauczka na przyszłość.

Rozumiem, że czerwone dywany, blaski jupiterów nie były dla Twojego byłego męża?

- Zdecydowanie. Niby mogłabym być sama, ale nie mogłam się rozdwoić. Chciałam być blisko niego, bo wyścigi to bardzo niebezpieczny sport. Jego praca kosztowała mnie wiele stresu i nerwów. Zawsze drżałam i modliłam się, by wszystko było ok. Nigdy nie wiesz tak naprawdę, co się stanie. Nie chodziło mi tak naprawdę o to, czy wygra, czy nie, ale by wrócił bezpieczny. Nie dało się tego bycia obok niego połączyć z moją pracą, by ktoś nie ucierpiał. A dla mnie to było oczywiste, że jak jesteśmy razem wiele lat, założyliśmy dom i kiedyś doczekamy się w nim dziecka, to nie skupiam się na sobie i wspieram drugą osobę, która jest w świetnym momencie życia. Miałam w międzyczasie wiele zawodowych propozycji, ale je odrzucałam. Dziś tego żałuję i wiem, że nie można zatracać siebie i swoich marzeń. Bo co z tego, że pozornie dbałam o coś, podczas gdy byłam nieszczęśliwa? To nie prowadzi do niczego dobrego, ale zrozumiałam to po czasie. Myślałam, że jak on jest spełniony, to ja też. No nie...

Zobacz wideo Joanna Krupa o rozwodzie

Teraz twoje życie jest spokojniejsze?

- I to dużo. To chyba najspokojniejszy czas w moim życiu. Rozwijam się, jestem sobą i robię to, na co tylko mam ochotę. Na razie jestem singielką, ale nie szukam nikogo, bo dobrze mi w tym stanie. Moje szczęście nie opiera się już na mężczyźnie.

Jak się zakochasz, obiecujesz, że nie dasz się już zamknąć w złotej klatce?

- Nawet przysięgam! Nigdy w życiu już nie popełnię tego błędu i nie zostawię wszystkiego dla faceta. To był mój największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniłam. Muszę podążać za swoimi marzeniami, rozwijać pasje, bo życie ma się jedno, a męża już niekoniecznie (śmiech). Jeśli ktoś się pojawi, to będę oczekiwała od niego wsparcia i dodawania skrzydeł we wszystkich pomysłach, które będę chciała realizować. W innym wypadku powiem komuś - go away!

Twoja siostra, która jest bardzo przebojowa i nie ma problemu z łączeniem życia rodzinnego z karierą, nie próbowała wypchnąć cię do wielkiego świata?

- Nawet nie. Miałyśmy kiedyś propozycję wspólnego programu, ale powiedziałam jej, że nie chcę być już w show-biznesie. Zaakceptowała to i myślała, że bycie przy mężu to mój świat, więc chciała mojego szczęścia. Ja naprawdę myślałam, że jak jestem z mężem przez dziesięć lat, to niedługo będziemy mieć dzieci.

Muzyka siedziała ci w sercu już dłużej?

- Dużo dłużej, bo od dzieciństwa. O byciu piosenkarką pierwszy raz zaczęłam marzyć, jak byłam małą dziewczynką. Początkowo trochę nieśmiało. Pamiętam, że jak nikogo nie było w domu, to dopiero wtedy pozwalałam sobie na czad. Puszczałam wodze fantazji i nagrywałam filmiki, jak tańczę i śpiewam. Rodzice szybko zauważyli mój talent i zaczęłam śpiewać w chórze. Uczęszczałam też do szkoły muzycznej. Doszło do tego, że śpiewałam wszędzie: pod prysznicem, w aucie, gdziekolwiek była tylko okazja.

Nie zabrałaś się jednak wtedy profesjonalnie za muzykę...

- Może to nie był wtedy mój czas i tak musiało być? Każdy ma na górze swoją zapisaną przyszłość. Poza tym jestem teraz dojrzalsza, więc to pozwoli mi też uniknąć błędów młodości, a co za tym idzie, być lepszą piosenkarką. Nadal mam też w sobie coś z małego dziecka :) Cieszą mnie małe rzeczy. A że dostaję czasem komplementy, że wyglądam na młodszą niż w rzeczywistości, to mnie tylko utwierdza, że taka za stara na ruszenie z karierą wokalistki to jeszcze nie jestem. Nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń. Ludzie czasem mi w tym temacie - w trakcie trwania mojego małżeństwa - podcinali skrzydła. Ja im wierzyłam, bo nie byłam pewna siebie, miałam mnóstwo kompleksów. Musiałam bardzo długo po rozwodzie pracować nad sobą, by odkryć w sobie siłę i poczuć brakujący mi długo wiatr w żaglach.

 

O jakiej pracy nad sobą mówisz?

- Przede wszystkim bardzo pomogła mi terapia. Nie wstydzę się tego, bo jej potrzebowałam. Poza tym medytowałam, pisałam dziennik, piosenki przebywałam na łonie natury. Spędzałam też dużo czasu ze zwierzętami - konikami, pieskami i innymi zwierzętami. Pomaganie im było dla mnie pewnego rodzaju terapeutyczne. To wtedy było dla mnie zdecydowanie najważniejsze, co mogło wtedy być. No i rodzina... Wiele lat mieszkałam w Pensylwanii, niedaleko Nowego Jorku, a po rozstaniu zamieszkałam w Kalifornii. Miałam w końcu na wyciągnięcie ręki rodzinę, którą widywałam raczej głównie z okazji świąt. Bliscy też pomogli mi dojść do siebie i zmienić się na lepsze. Mieszkałam wtedy może z dziesięć minut od Asi. Spędzanie z nią czasu i jej córeczką też jest bardzo odprężające i dobrze robi dla ducha. Przy córeczce Asi nie da się nie uśmiechać.

Nie odzywa ci się przy niej instynkt macierzyński?

- Zawsze marzyłam, żeby mieć taką malutką kruszynkę. Nie jestem jednak bardzo zdesperowana, by mieć dziecko za wszelką cenę, choć bym chciała. Muszę naprawdę komuś mocno ufać i go pokochać, by się na to zdecydować.

Psychologowie porównują rozwód do stanu, jaki jest przy żałobie. Zgodzisz się z takim porównaniem?

- Tak. Tracisz kogoś i musisz nauczyć się żyć od nowa. Nie rozmawiamy ze sobą i czuję się tak, jakbym nigdy nie znała tego człowieka. To tak, jakby ktoś umarł. Zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę byłam w nim zakochana, bo w ogóle za nim już nie tęsknię. Oczywiście życzę mu jak najlepiej, bo nie jestem taka, by przyciągać złą energię. Dopiero jak się wyleczyłam z niego, to zaczęłam widzieć więcej. Zauważyłam, jakie miałam z nim od dawna smutne oczy na zdjęciach... Wiem, że nie byłam szczęśliwa.

Teraz mieszkasz w Polsce...

- Zrozumiałam, że jak chcę robić karierę w Polsce, muszę być na miejscu. A że gdy podjęłam decyzję o śpiewaniu, akurat kończyła mi się umowa najmu mojego lokum w Kalifornii, to pomyślałam, że why not? Podjęłam w Polsce różne współprace i takie krążenie między Warszawą a Ameryką byłoby uciążliwe. Nie mam takiej pozycji jak Dżoana, a jak nie ma cię tam, gdzie chcesz zaistnieć, to wypadasz z obiegu. Wiedziałam tylko, że nie przeprowadzę się, jeśli nie będę miała możliwości zabrania ze sobą moich piesków. Kiedyś byłam w Polsce bez nich dwa miesiące i to był koszmar. Nigdy więcej. Nie mam dzieci, a one są dla mnie jak dzieci i najlepsza medycyna. Na szczęście tym razem się udało zabrać je ze sobą. Wszystkie leciały ze mną na pokładzie samolotu. Udało mi się dzięki Bogu tak to załatwić, że nie były w luku bagażowym. Lot poszedł mi na rękę, bo przecież jeden z nich - buldog angielski - jest dużym pieskiem. Oprócz niego mam też suczkę, kundelka, którą uratowałam, bo miała być zjedzona w koreańskiej „knajpie". Wynajmuję teraz z nimi dom na obrzeżach Warszawy, mam piękny ogród, gdzie lubimy spędzać czas... Coś czuję, że zostanę tu na dłużej. Z nimi nie czuję się samotna.

 

W singlu "Call Me" śpiewasz, że nie potrzebujesz jego samochodów i pieniędzy. Podoba ci się niezależność?

- To stan super, być panią swojego dnia i nocy. Dla mnie do bycia z facetem nie liczą się jego pieniądze. Jestem bardzo romantyczna i czasem koleżanki śmieją się ze mnie, że żyję w jakiejś bajce i utopii. Wierzę, że moja druga połowa gdzieś tam jeszcze jest i to niezależnie od jej stanu konta. Dobra materialne są miłe, ale nie wyobrażam sobie, by były dla mnie wyznacznikiem, czy z kimś jestem, czy nie. Nie mogłabym być z facetem, którego nie kocham, a jestem z nim tylko, bo daje mi luksus. Niektóre kobiety tak potrafią, ja nie. Musi też kochać zwierzęta. Jak ktoś ich nie kocha, to znaczy, że jest złym człowiekiem. Zdradzę ci też, że jak ten warunek będzie spełniony, to musi mnie też dużo przytulać. Wolę, by ktoś mnie cały dzień przytulał w domu niż wziął mnie na jakieś super drogie wakacje. Serio. Moim najważniejszym celem jest spełniona miłość, taka bezinteresowna, która jest wspierająca i daje tlen. Jak mój chłopak będzie lubił pomagać innym, to już będzie idealnie. Ja jestem społecznikiem, udzielam się charytatywnie i fajnie by było mieć też zrozumienie na tej płaszczyźnie. Moglibyśmy być "power couple", która przekuwa jakieś swoje sukcesy na dobre cele. Wracam do show-biznesu nie tylko by śpiewać, ale też pomagać innym.

Nowy singiel to rozliczenie z byłym mężem? Są takie komentarze...

- Może się wydawać, że to do niego. Ale to ogólnie moja odezwa do facetów, którzy myślą, że jak mają drogie auta i nimi przyszpanują, to ja za nimi od razu polecę. Zwracam uwagę, że ja nie jestem material girl. Wiem, że w klipie pojawia się auto i każdy kojarzy to z moim ex, ale on ma szerszy kontekst i bardziej aktualny.

Piosenek masz więcej i będzie album, tak?

-Tak. Nagrałam już osiem piosenek, ostatnio napisałam tekst do dziewiątej, więc mam już prawie całą płytę. Mam jeszcze dwa niepublikowane teledyski, więc jak widzisz, podchodzę do kariery piosenkarki bardzo poważnie. Z prawdziwą piosenką o miłości poczekam, aż kogoś poznam, by to było autentyczne. Skupiam się teraz na innych tematach.

Jest szansa na twój duet z Dżoaną?

- Asia ma wielki dystans do śpiewania. To nie jej pasja i coś, co chce w życiu robić. Nagrała ostatni piosenkę disco polo z Łobuzami, ale to było w szczytnym celu i z przymrużeniem oka. Ja chcę, by jeśli chodzi o śpiewanie, ludzie traktowali mnie serio. Zależy mi, by mnie szanowali jak artystkę i przekonali się do mojej twórczości. Jakbym śpiewała z Dżoaną to by tak nie było i by myśleli, że robię tylko rzeczy na fun. Jakby kiedyś powstał projekt charytatywny, to może jako osobny projekt, nie na płytę, bym się takiej współpracy podjęła. Póki co prędzej zobaczycie ją kiedyś w moim teledysku. Kto wie... To bardziej realne. Albo z jej córką? Ona zaczyna już śpiewać i idzie jej całkiem nieźle. Chcę jednak sama budować swoją markę, nie podpinać się pod wielkie nazwisko mojej siostry. Ona by mi nieba uchyliła, bo ma ogromne serce, pomogłaby mi bez problemu, ale ja chcę sama powoli, krok po kroku, wspinać się po szczeblach kariery. Kocham wsparcie Asi, ale nie chcę iść na skróty. Nawet nie wiecie, jaką frajdę sprawia mi, jak sama na wszystko pracuję. Niektórzy mi doradzali, by wykorzystać sławę siostry, ale ja nie chcę tego robić. Nigdy nie wykorzystałabym siostry. Nawet jakby ona była z tym ok, to ja źle bym się czuła, że robię coś, tylko dlatego, że macza w tym palce Asia. Jak mam coś robić, to na moich warunkach. Sama, samiuteńka!

Rozmawiał Bartosz Pańczyk

'Top Model'. Marta Krupa
'Top Model'. Marta Krupa fot. Kapif
Więcej o: