Sandra Kubicka to polska fotomodelka i celebrytka, która w tym roku zadebiutowała w roli prowadzącej programy TVP. Widzowie mogli już ją zobaczyć jako gospodynię programu "Love Me or Leave Me. Kochaj albo rzuć". Obecnie wraz z Izabellą Krzan prowadzi "Rytmy Dwójki". Okazuje się, że karierą gwiazdy zainteresowała się Najwyższa Izba Kontroli. Instytucja miała wątpliwości w kwestii kwalifikacji prezenterki. Nie zostawiła tego bez komentarza.
W raporcie NIK możemy przeczytać, że "wykonawca nie posiadał doświadczenia w zakresie prowadzenia programów rozrywkowych, w tym o profilu reality show". Sandra Kubicka odniosła się do zarzutów w mediach społecznościowych.
Media już się rozpisują, więc ja też chce coś powiedzieć. Po pierwsze: wszystkie wątpliwości już zostały rozwiane. NIK również wypuściła taką informację. Byłam na przesłuchaniu, wszystko zostało sprawdzone. Po drugie: nie wiem, dlaczego akurat moje kompetencje zostały wzięte pod lupę. Pewnie nigdy się tego nie dowiem, ale czuję, że plotki i te głupie nagłówki pod tytułem - Baron ogarnął Sandrze program - przyczyniły się do tego - napisała Sandra Kubicka na Instagramie.
Sandra Kubicka na kolejnych stories podkreśliła, że jej wybór na prowadzącą program "Love Me or Leave Me. Kochaj albo rzuć" był transparentny. Celebrytka przyznała, że przeszła casting na prowadzącą. Dodała też, że już przywykła do wiecznej krytyki. Podkreśliła, że czasem plotki mogą nieść ze sobą nieprzyjemne konsekwencje. "Mnóstwo modelek prowadzi programy telewizyjne, ale jestem już przyzwyczajona do tego, że gdy odnoszę sukces, to najpierw musi to być skrytykowane, podważone, oplute i dopiero później ludzie dają mi spokój i oglądają. Nie mam żadnych konsekwencji, bo przeszłam casting i wygrałam z innymi, ale chcę zwrócić wam uwagę, jak plotki mogą sprawić komuś przykrość, a czasem nawet nieprzyjemne sytuacje" - dodała Sandra Kubicka.