Barbara Kurdej-Szatan przez lata kariery była zaliczana do grona najpopularniejszych polskich celebrytek. Blondynka z reklamy jednej z telefonii komórkowych i aktorka serialu "M jak miłość" szybko zdobyła sympatię telewidzów. To jednak zmieniło się po tym, jak w sieci skrytykowała zachowanie Straży Granicznej. Na gwiazdę spadł hejt, z którym długo się zmagała. W najnowszym wywiadzie wyznała, że do nieprzyjemnych sytuacji dochodziło nawet na ulicy.
Kurdej-Szatan udzieliła wywiadu kanałowi "Ładne Bebe" na YouTube. W rozmowie poruszono także temat sytuacji, która miała miejsce w listopadzie 2021 roku. Aktorka przyznała, że w tamtym czasie otrzymywała pogróżki. Przyczyniły się do tego także "Wiadomości" TVP, w których regularnie przywoływano jej wypowiedź.
Dostawałam e-maile z pogróżkami, wiadomości na Instagramie. Dużo tego było. Cała ta nagonka... Byłam w "Wiadomościach" pokazywana, prezentowano mój wpis bez kontekstu i tłumaczenia, dlaczego tak zareagowałam, bo zareagowałam tak, a nie inaczej, widząc kobiety z dziećmi. (...) Dostawałam też hejt od kobiet, ale najwięcej było go z fejkowych kont i grup hejterskich, które są opłacane za pieniądze z naszych podatków. To jest przerażające, że żyjemy w kraju, w którym płaci się ludziom za szerzenie nienawiści - powiedziała Barbara Kurdej-Szatan.
Aktorka wyznała także, że do ataków słownych dochodziło nawet na ulicy. Zaatakowała ją nieznajoma kobieta. "Była sytuacja, kiedy wchodziłam do samochodu z dziećmi, wkładałam Henia do fotelika dziecięcego, Hania jeszcze nie zdążyła wsiąść. Przechodziła kobieta, która zaczęła mnie wyzywać. Młoda dziewczyna, dość dziwnie wyglądała. Była godz. 22. Szła w samej bluzie, miała długie rude włosy. I zaczęła mnie wyzywać, nawet się nie zatrzymała, tylko szła. Krzyczała do mnie. Chciałam z nią porozmawiać, bo stanęłam jak wryta. Mówię: »proszę pani«, ale po prostu przeszła, zwyzywała mnie przy dzieciach i poszła" - wyjawiła Barbara Kurdej-Szatan.