Weronika Rosati to jedna z nielicznych Polek, którym udało się odnieść sukces za oceanem. W swoim filmowym CV ma role z takimi supergwiazdami jak Al Pacino, Nicolas Cage czy Dustin Hoffman. Aktorka w zeszłym roku została wielokrotnie nagrodzona na prestiżowych festiwalach filmowych [we Włoszech, w Kalifornii i w Szwecji - red.] za swoją rolę Sarah w międzynarodowej produkcji - dramacie psychologicznym "To nie koniec", gdzie zagrała u boku Christophera Lamberta. Otrzymała m.in. nagrodę jury dla najlepszej aktorki na Social Film Festival Artelesia. Wydawać by się mogło, że jest to kamień milowy w jej karierze, jednak sama Rosati tak tego nie postrzega.
Ja nie wierzę w kamienie milowie w mojej karierze, bo teoretycznie mogłoby ich być parę. Czasami różne okoliczności powodowały, że role w produkcjach, które później trafiały na festiwale, np. w filmie Małgośki Szumowskiej i Michała Englerta w filmie "Śniegu nigdy nie będzie", gdzie grałam jedną z głównych ról - niewiele osób miało okazję zobaczyć ten film, bo był to czas pandemiczny. I tak samo było z "Pitbullem", niemal 20 lat temu - przy nagrodach i recenzjach, które dostałam, gdzie moja kariera mogła "wystrzelić", a jednak tak się z różnych powodów nie stało - powiedziała nam Weronika.
Ostatnio jednak zamiast o filmowych osiągnięciach Weroniki Rosati, ponownie częściej jej nazwisko pojawia się w kontekście medialnego zamieszania, które powstało z niczego. Wszystko zaczęło się od tego, że artystka umieściła w swoich mediach społecznościowych post, w którym nawiązała do wypadku, który miał miejsce dziesięć lat temu.
17.09.2013 - Dzień mojej wielkiej osobistej tragedii zamieniony wbrew mojej woli w medialną mydlaną operę - zaczęła swój post aktorka.
Weronika była wówczas pasażerką samochodu prowadzonego przez aktora Piotra Adamczyka. Wypadek okazał się być poważny, ponieważ aktorka w jego wyniku doznała poważnego urazu nogi, a lekarze mówili wówczas nawet o amputacji. Skutki zdarzenia odczuwane są przez nią do dziś, raz w tygodniu Rosati musi chodzić na rehabilitację. W sieci zawrzało, a na aktorkę wylała się fala hejtu. Do sprawy odniósł się również Adamczyk, który bez kozery stwierdził, że "to nieprawda obliczona na wywołanie sensacji", a Weronika "dopatruje się w nim przyczyny swoich zawodowych niepowodzeń". Jak było naprawdę? Zapytaliśmy o to bezpośrednio Weronikę. Okazało się, że aktorka w końcu, po dziesięciu latach, chciała podzielić się wspomnieniem dramatycznego wydarzenia. Więcej zdjęć aktorki możecie znaleźć w naszej galerii na górze strony.
Doszło do wypadku. Spowodował go kierowca, który nie dostosował prędkości do warunków jazdy. Ja nie trzymałam nóg na desce rozdzielczej w czasie jazdy. To jest jakaś wersja, która powstała z jakichś anonimowych źródeł, żeby zwalić na mnie winę za moje kontuzje. Oczywiście - ludzie przeżywają o wiele gorsze tragedie - mam szczęście, że wyszłam z tego żywa. O tym trudnym czasie napisałam częściowo w moim poście - powiedziała nam Weronika Rosati.
Weronika Rosati nie ukrywa, że oświadczenie ekspartnera zabolało ją. Przede wszystkim dlatego, że sprowadziło post, który miał mówić o emocjach i przeżyciach związanych z wypadkiem (co, jak potwierdzają komentarze na jej profilu, podniosło na duchu wiele osób, znajdujących się w podobnej sytuacji), do "afery o pieniądze".
Mogę się odnieść do wypowiedzi Pana Adamczyka, które przeczytałam wczoraj w mediach. Było mi przykro. Kierowca, który spowodował ten wypadek i który bezpośrednio był świadkiem prób lekarzy ratowania mojej nogi, wiedział, że ta noga według specjalistów nigdy nie wróci do pełnej sprawności i będzie wymagać stałej opieki medycznej, uważa, że mój post o wypadku jest "obliczony wyłącznie na wywołanie sensacji". Istnieję w mediach od ponad 20 lat i na pewno nie potrzebuję dodatkowej, a przy tym niezdrowej sensacji, co sugeruje Pan Adamczyk. Człowiek, który spowodował ten wypadek, w swoich wypowiedziach publicznych nie wyraził żalu za krzywdę, którą mi wyrządził. Trudno mi pogodzić się z takim brakiem empatii - dodała.
Weronika Rosati na premierze 'Brigitte Bardot cudowna' KAPiF.pl / KAPIF.pl