Klaudiusz Ševković o kulisach "Big Brothera". Jest jedna rzecz, której żałuje

Klaudiusz Ševković był uczestnikiem pierwszej edycji "Big Brothera", emitowanej w 2001 roku. Program cieszył się wówczas ogromną popularnością. Po latach wspomina reality show w rozmowie z Plejadą. Czego najbardziej żałuje?

Klaudiusz Ševković był jedną z najbarwniejszych postaci w pierwszej edycji "Big Brothera". Zajął piąte miejsce, a w domu Wielkiego Brata przebywał dokładnie 99 dni. Później prowadził własny program kulinarny, a także audycje reklamowe "Telezakupy Mango". Próbował także swoich sił w polityce, podobnie jak Sebastian Florek, inny uczestnik tej samej edycji reality show. W rozmowie z Plejadą Ševković  opowiedział o kulisach programu i radzeniu sobie z popularnością po emisji. Żałuje, że w tamtych czasach nie było mediów społecznościowych.

Zobacz wideo Maja Frykowska odnosi się do słynnej sceny seksu w "Big Brotherze"

Klaudiusz Ševković wspomina "Big Brothera": Nie mieliśmy nawet zegarków

Klaudiusz Ševković w wywiadzie dla Plejady zapewnia, że uczestnicy byli całkowicie odcięci od świata. Nie mieli telefonów komórkowych, a nawet zegarków. To, że jest niedziela, rozpoznawali po biciu kościelnych dzwonów. Operatorzy, gdy wchodzili do domu, w którym nagrywane było reality show, ubierani byli na czarno. Zdarzało się też, że ludzie podchodzili pod budynek, w którym kręcono "Big Brothera".

Później były też ciekawe historie, że ludzie podchodzili pod ten dom, wołali, rzucali mi tzw. "sznikersy" przez ten mur, bo przylgnął do mnie ten pseudonim właśnie. Pamiętam, że kiedyś nad naszym domem latał jakiś helikopter i ci żołnierze nam tam machali z góry. Później to skończyło się jakąś aferą - opowiadał.

Klaudiusz Ševković o udziale w "Big Brotherze". Żałuje jednego

Klaudiusz Ševković, podobnie jak inni uczestnicy po programie zyskał dużą rozpoznawalność. "Czuliśmy się jak Beatlesi, bo to naprawdę tak wyglądało" - wspomina. Kiedy po udziale w show przyjechał do domu swojej mamy w Chorzowie, stało pod nim kilka tysięcy osób. Ševković jednak nie miał z tym problemu, bo zawsze lubił kontakt z ludźmi. Żałuje jednak, że wtedy nie było jeszcze mediów społecznościowych, chociaż dzięki temu uczestnikom udawało się zachować większą prywatność.

Tej rzeczy najbardziej żałuję. Że nie było wtedy Facebooka i Instagrama, bo mielibyśmy tyle followersów. Każdy z nas by żył z tego tak naprawdę. To jest jedyny minus, który widzę po czasie. Robilibyśmy naprawdę dobre liczby. Bilibyśmy rekordy. Ale z drugiej strony może dobrze, bo mieliśmy więcej prywatności - powiedział Plejadzie.
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.