Agnieszka Kotlarska w chwili śmierci miała zaledwie 24 lata. Stała u progu ogromnej, międzynarodowej kariery, a jednocześnie była szczęśliwą żoną i matką dwuletniej dziewczynki. 27 sierpnia 1996 roku została zamordowana przez psychofana na oczach rodziny. Sprawca zbrodni, Jerzy Lisiewski, wyszedł na wolność po 15 latach, a, jak ma wynikać z jego własnego osądu, do dziś uważa, że Kotlarską zabił przypadkiem.
O Agnieszce Kotlarskiej cała Polska usłyszała 19 lipca 1991 roku. To właśnie wtedy 19-letnia wówczas wrocławianka otrzymała koronę Miss Polski. Nie był to zresztą pierwszy ani ostatni konkurs piękności, który wygrała. Jesienią tego samego roku urodą Kotlarskiej zachwyciło się jury Miss International, a ona sama została pierwszą Polką wyróżnioną tym tytułem. Wygrana na zagranicznym konkursie otworzyła jej drzwi do kariery w modelingu. Kotlarska zaczęła podróżować po świecie, jej zdjęcia pojawiały się w najbardziej znanych magazynach modowych, a współpracę z nią podjęli m.in. Calvin Klein i Ralph Lauren. Niedługo przed wyborami Miss Polski związała się z Jarosławem Świątkiem, organizatorem jednego z wcześniejszych konkursów, który także zwyciężyła. Zakochani ślub wzięli w Nowym Jorku, a w 1993 roku doczekali się córki Patrycji.
Obsesja Jerzego Lisiewskiego na punkcie Agnieszki Kotlarskiej rozpoczęła się wcześniej, zanim o pięknej Polce dowiedział się cały świat. W 1990 roku zobaczył ją podczas pokazu mody.
Zakochałem się. Chodziłem za nią. Była uczennicą X Liceum Ogólnokształcącego przy ulicy Kasprowicza. Mój młodszy brat tam się uczył. Kilka razy ją zaczepiłem. Wiosną 1991 roku rozmawialiśmy chwilę dłużej. O szkole. "Pozwolisz, że krasnoludek dotrzyma towarzystwa królewnie?" - zapytałem. Nawiązałem do swojej czerwonej kurtki i czapki z pomponem i tak zagaiłem. Odprowadziłem ją do domu. Tutaj mieszkam, powiedziała, ale nawet nie zapytała, jak mam na imię - wspomina Lisiewski.
Przyszły zabójca próbował zwrócić na siebie jej uwagę. Obserwował ją, wysyłał do niej listy. Bez skutku. Po wygraniu konkursu Miss International Kotlarska na kilka lat wyjechała z kraju. Do Polski wróciła dopiero w 1996 roku, o czym Lisiewski dowiedział się z prasy, bo modelka, niedługo przed tym, jak ją zabił, otarła się o śmierć. Kotlarska miała lecieć z całą ekipą z Nowego Jorku na sesję do Paryża. Jej mąż przekonał ją jednak, że to bez sensu i wygodniej jej będzie na miejsce udać się z Wrocławia. Samolot ze Stanów Zjednoczonych, do którego ostatecznie nie wsiadła, rozbił się tuż po starcie niedaleko Long Island. Nikt nie przeżył katastrofy.
Gdy zobaczyłem małą wzmiankę w prasie o katastrofie, w której mogła zginąć, te dawne przeżycia odżyły i znowu zacząłem szukać. Nie potrzeba było Jamesa Bonda, żeby kogoś znaleźć, książka telefoniczna, numer i adres. Bingo - opowiadał Lisiewski.
Wtedy dowiedział się także, że Agnieszka Kotlarska jest mężatką. Zaczął do niej wydzwaniać.
Zaledwie sześć tygodni po tym, jak Miss Polski cudem uniknęła śmierci na pokładzie samolotu, Lisiewski pojechał pod jej dom. Agnieszka Kotlarska zobaczyła go i wsiadła do samochodu, w którym znajdowali się jej mąż i niespełna trzyletnia córka. Powiedziała, że nie zna tego człowieka i być może to mężczyzna, który męczy ją telefonami. Jarosław Świątek wysiadł z auta, które blokował Lisiewski, i próbował zadzwonić na policję. Wtedy napastnik rzucił się na niego z nożem. Mąż Kotlarskiej krzyknął, żeby została w samochodzie, ale ona, próbując ratować ukochanego, rzuciła się na pomoc. Wtedy morderca zaatakował także ją.
Po tych ruchach nożem odwróciłem się i wtedy ją zobaczyłem. Że trzyma się za brzuch i na rękach ma krew. Pamiętam jeszcze, że się wycofała i usiadła w samochodzie. Rękę położyła na prawej nodze. Miała bardzo ładne długie palce. Na palcu była obrączka - wspomina morderca.
Agnieszka Kotlarska zmarła w szpitalu. Mimo interwencji medyków nie udało jej uratować. Jak opowiadał lekarz, sąsiad modelki, który udzielił jej pierwszej pomocy, ciosy zadane przez Lisiewskiego były niezwykle precyzyjne i wskazywały na to, że dobrze znał anatomię.
Proces Jerzego Lisiewskiego oskarżonego o zabójstwo Agnieszki Kotlarskiej rozpoczął się niecały rok po tych tragicznych wydarzeniach. Wyrok w jego sprawie zapadł na początku 1998 roku. Morderca został skazany na 14 lat pozbawienia wolności ze względu na ograniczoną poczytalność. Po apelacji prokuratury i uprawomocnieniu wyroku usłyszał wyrok 15 lat więzienia. Prokurator podkreślił, że Lisiewski nie okazał skruchy ani nie miał poczucia winy.
Lisiewski wyszedł z więzienia w 2012 roku. Jarosław Świątek dowiedział się, że wciąż dopytuje o niego i jego córkę. Patrycja ma dziś 28 lat i mieszka na stałe w Stanach Zjednoczonych. Zajmuje się dziennikarstwem, jednak w artykułach nie podpisuje się prawdziwym nazwiskiem. Dla bezpieczeństwa nie ma też kont na portalach społecznościowych.
My nigdy nie będziemy normalnie żyli, mam oczy wkoło głowy, a moja córka "nie istnieje". Tu, gdzie żyjemy, nikt nie wie, kim ona jest. Nie pokazujemy się w mediach, więc nikt nie wie, jak ona wygląda. Bezpieczeństwo jest najważniejsze - mówił Świątek.
O Lisiewskim w mediach ponownie zrobiło się głośno w 2014 roku. W domu mordercy Agnieszki Kotlarskiej doszło do włamania. Mężczyznę, który próbował go okraść, zaatakował nożem, przebijając mu płuco. Sąd uznał, że Lisiewski przekroczył granicę obrony koniecznej i skazał go na trzy lata pozbawienia wolności. Zabójca odsiedział już wyrok.
Sprawę Agnieszki Kotlarskiej w zbiorze reportaży "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław" opisała reporterka Iza Michalewicz. Książka, na której w dużej mierze opiera się ten artykuł, ukazała się w 2021 roku. Dziennikarka wykonała ogromną pracę, przeglądając akta sprawy, rozmawiając z prokuratorką, która oskarżyła Lisiewicza czy Jarosławem Świątkiem. Na początku 2023 roku, niemal 27 lat od morderstwa polskiej miss, Michalewicz dowiedziała się, że sprawca cały czas żywo interesuje się publikacjami na swój temat.
Wygląda na to, że zabójca Miss Polski Agnieszki Kotlarskiej czytał mój reportaż z książki "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław". Był uprzejmy porobić w nim kilka uwag - napisała w poście na Facebooku opublikowanym 5 stycznia.
We wrocławskiej bibliotece, w jednym z egzemplarzy książki napisanej przez Michalewicz, czytelniczka zauważyła odręczną notatkę. Jak przekazała autorka "Ballad morderców", znajdujące się w niej informacje nie pojawiły się w aktach zbrodni ani nie zostały wspomniane przez osoby, z którymi rozmawiała. Zapiski w złym świetle przedstawiały też męża zamordowanej Agnieszki Kotlarskiej. Kobieta, która je znalazła, pomyślała, że mogą pochodzić od sprawcy.
Gdy przeglądałam uwagi "poprawiacza", rzuciła mi się w oczy wiedza w temacie przeszłości zabójcy (wykształcenia, służby wojskowej, pracy), ale przede wszystkim pamięć emocjonalna. Wygląda na to, że on do dziś uważa, jakoby Agnieszkę Kotlarską zabił przez przypadek, nie wiedząc, że to w nią uderza nożem - dodaje autorka.
Iza Michalewicz upubliczniła tylko jedno z dziewięciu zdjęć z komentarzami, które otrzymała. Na dole strony można dostrzec dodaną długopisem, dość niewyraźną, ale możliwą do rozszyfrowania notatkę.
Nieprawda, wyprocesował, wygrał proces z TP, wykazał, że Jerzy L. ustalił adres ofiary z książki telefonicznej. Mecenas oskarżonego wykazał, że mąż ofiary miał być stręczycielem. Przebieg morderstwa w aktach sprawy jest inny niż przebieg zdarzenia, inny niż wersja męża podana w książce - brzmi jej treść.
Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z autorką reportażu o Agnieszce Kotlarskiej. Iza Michalewicz przyznała, że informacji o nietypowych zapiskach nie potraktowała od razu poważnie. Z ciekawości poprosiła jednak o sfotografowanie książki.
Kobieta wysłała zdjęcia chwilę po Nowym Roku i wtedy mnie zamurowało. Ktoś nie tylko "poprawiał" informacje podane przeze mnie (zresztą wyczytane w aktach sprawy), ale zadawał też bardzo sugestywne pytania. Ogólny ich wydźwięk był podszyty głęboką niechęcią do męża Agnieszki Kotlarskiej, Jarosława Świątka. "Poprawiacz" nieco kpiarsko też traktował moje ustalenia - relacjonuje.
Reporterka dodała, że nie może mówić o szczegółach ani ujawnić, skąd ma przekonanie, że notatkę dodał Jerzy Lisiewski. Otrzymała jednak potwierdzenie ze sprawdzonego źródła.
Ktoś blisko związany z tematem i pracujący w służbach powiedział mi, że wszystko to napisał zabójca Miss Polski. Wyjaśnił, dlaczego i to brzmiało bardzo logicznie - tłumaczy.
W jednym z komentarzy pod facebookowym postem Michalewicz zaznaczyła także, odręczne dodane informacje mógł znać tylko sprawca. Autorka "Ballad morderców" ujawniła, że sytuacja wystraszyła pracowników wrocławskiej biblioteki. Sprawa została przekazana policji.
Źródła: Iza Michalewicz "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław", "Będę cię kochał aż do śmierci", reż. Armin Kurasz, wywiad Mikołaja Milcke z Jarosławem Świątkiem "On mi zabrał cały świat. Zabrał mi miłość życia".